Najnowsze artykuły
Artykuły
Thom Hartmann ostrzega nas wszystkich przed zagładą. Pytanie tylko, czy nie jest już za późnoRemigiusz Koziński1Artykuły
Poznaj Marikę Echidnas – premiera debiutanckiej książki Agnieszki SzmatołyLubimyCzytać1Artykuły
Wszystkie dramaty Wiesława Myśliwskiego. Premiera książkiLubimyCzytać3Artykuły
Kobieta kupiła przez internet książkę. Gdy zobaczyła dedykację, nie mogła wyjść ze zdziwieniaAnna Sierant7
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Val Semeiks

7
6,6/10
Pisze książki: komiksy
Ten autor nie ma jeszcze opisu. Jeżeli chcesz wysłać nam informacje o autorze - napisz na: admin@lubimyczytac.pl
6,6/10średnia ocena książek autora
170 przeczytało książki autora
62 chce przeczytać książki autora
0fanów autora
Zostań fanem autoraKsiążki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma

2017

2016

2016
JLA - Amerykańska Liga Sprawiedliwości: Tom 2
Grant Morrison, Val Semeiks
6,5 z 35 ocen
55 czytelników 4 opinie
2016

2000
Lobo: Portret ofiary
Alan Grant, Val Semeiks
Cykl: Top Komiks (tom 11)
6,4 z 17 ocen
35 czytelników 1 opinia
2000

2000

1989
Super Conan 46 - Les nains tueurs de Stygie
John Buscema, Val Semeiks
0,0 z ocen
1 czytelnik 0 opinii
1989
Najnowsze opinie o książkach autora
Batman/Sędzia Dredd. Wszystkie spotkania Glenn Fabry 
7,2

Przygody Mrocznego Rycerza stanowią na tę chwilę prawie połowę komiksów wchodzących w skład linii wydawniczej „DC Deluxe”. Nie ma co się temu dziwić, jest to wszak jeden z najbardziej rozpoznawalnych superbohaterów, nie tylko tego konkretnego wydawnictwa, ale także w ujęciu globalnym. „Batman/Sędzia Dredd” to przykład połączenia dwóch różnych fikcyjnych światów, tak zwany crossover, podgatunek który w latach dziewięćdziesiątych poprzedniego wieku przeżywał złoty okres, przynosząc fanom komiksów wiele dobrego, między innymi starcia Supermana z Obcymi, Batmana z Predatorem czy właśnie spotkanie Batmana z sędzią Dreddem.
Wszystko zaczyna się, gdy do Gotham City trafia niejaki Sędzia Śmierć. Wyznaje on pogląd, w myśl którego wszystkich przestępstw dokonują żywi, zatem zbrodnią jest samo życie, dlatego trzeba je anihilować. W ślad za nim podąża para sędziów z Mega-City One – Anderson i Dredd, którzy wspólnie z Batmanem spróbują powstrzymać uciekiniera z innego wymiaru. Następnie Dredd wraz z Nietoperzem będą usiłowali okiełznać Brzuchomówcę, chcącego podłożyć bombę na przedstawieniu teatralnym i zabić w ten sposób jednego z włodarzy miasta. W kolejnej opowieści Mroczny Rycerz stanie się obiektem polowania istot z innych wymiarów, a wszystko pod czujnym okiem Riddlera. Ostatnie spotkanie obu bohaterów tego tomu ma miejsce w Mega-City One, gdzie czterej Mroczni Sędziowie, wraz z przeniesionym z Gotham Jokerem, próbują wprowadzić rządy chaosu.
Crossovery są ciekawą komiksową opcją, gdyż pozwalają spojrzeć na dane postaci pod zupełnie innym kątem niż zazwyczaj. To świetna okazja, by wrzucić bohaterów w środowisko dla nich nietypowe i w interesujący sposób poszerzyć ich charakterystykę. Tak właśnie dzieje się w przypadku „Batman/Sędzia Dredd”. Największym smaczkiem są tu właśnie bohaterowie – zarówno obrońca Gotham, jak i sędzia z Mega-City One to ludzie wyjątkowo twardzi, nieuznający kompromisów oraz traktujący walkę z przestępczością niezwykle poważnie. Początkowo obserwujemy starcie dwóch silnych charakterów i badanie gruntu. Żaden z nich nie wie, czy może zaufać drugiemu, co znacząco utrudnia współpracę. Twórcy dobrze zaprezentowali rodzącą się powoli relację, polegającą na niechętnym szacunku, a z czasem nawet na szorstkiej przyjaźni.
Właściwie żadna z wchodzących w skład albumu opowieści nie jest przesadnie skomplikowana. Fabuły opierają się często na prostych założeniach, wedle których bohaterowie w jakiś sposób przenikają wymiary (zazwyczaj za pomocą specjalnego pasa) i następuje konfrontacja bądź współpraca w celu powstrzymania wspólnego przeciwnika. A mimo to całość nie jest zbyt sztampowa, dzięki pisarskiej sprawności Alana Granta i Johna Wagnera, którzy, choć największy nacisk położyli na porównanie i walkę charakterów Batmana i Dredda, nie zapomnieli przy tym o tym, by całość była odpowiednio akcyjna. Na dobrą sprawę cały czas coś się dzieje, a obrońcy prawa mają pełne ręce roboty, dzięki czemu lektura nikogo nie znudzi. Co istotne, właściwie każdej opowieści w tym albumie udało się godnie zestarzeć – żadna nie trąci nadmiernie myszką, co w przypadku komiksów z lat dziewięćdziesiątych wcale nie jest regułą.
Jakkolwiek komiksowi antagoniści nader często sprawiają dosyć karykaturalne wrażenie, tym razem są jedną z mocniejszych stron praktycznie każdego ze spotkań Batmana z sędzią Dreddem. Najlepiej prezentują się oczywiście Mroczni Sędziowie z Mega-City One, którzy pełen popis swoich morderczych umiejętności dają w „Uśmiechu Śmierci”. Wspominałem już o pokrętnej filozofii wyznawanej przez tych złoczyńców, wedle której przestępstwem jest samo życie – tutaj realizują ją w sposób bardzo radykalny, co jest okazją do zaprezentowania niezwykle efektownych scen pełnych osobliwie fascynującej przemocy. Sędziom pomaga także Joker, który otrzymuje wyjątkową moc zabijania własnym śmiechem i nie omieszka często z niej korzystać. W porównaniu z tą morderczą grupą, inni przeciwnicy dwójki głównych bohaterów prezentują się zdecydowanie normalniej, ale też przedstawiono ich w interesujący sposób. Warto też dodać, że na końcu albumu zamieszczono mały suplement, w którym nie występuje już Batman, za to swoje pięć minut dostaje jeden z najbardziej znanych komiksowych antybohaterów, czyli Lobo. Ważniak, jak to on, pakuje się w kosmiczny konflikt, którego rozwiązanie nie będzie wymagało niczego innego poza użyciem pięści, broni palnej i środków wybuchowych. Na Dredda natyka się niejako przy okazji. To niesamowicie szalona space opera, aczkolwiek wydaje się, że obyłaby się bez umieszczania w niej postaci Dredda, który wydaje się tu po prostu zbędny.
Bardzo dobre wrażenie w poszczególnych opowieściach sprawiają rysunki. W oczy rzuca się zwłaszcza warstwa graficzna „Sądu nad Gotham”. Simon Bisley stworzył prace, których nie da się zapomnieć, choć czytelnikowi przyzwyczajonemu do czegoś bardziej standardowego mogą one wydać się zbyt udziwnione. Gdy jednak minie pierwszy szok, nie sposób nie docenić wylewającego się z kolejnych kadrów szaleństwa i dzikości. Cam Kennedy poszedł inną drogą – w „Vendetcie w Gotham” skorzystał z bardziej konwencjonalnej kreski, co, jakkolwiek nie było wyborem złym (wszak Kennedy to solidny rzemieślnik),sprawiło też, że o tym konkretnym komiksie nie można powiedzieć, by był czymś więcej aniżeli niezłą robotą. Carl Critchlow i Dermot Power, autorzy ilustracji do „Ostatecznej zagadki” zaprezentowali z kolei styl niezwykle mroczny, często sprawiający wrażenie futurystycznego, do którego dobrze pasują zimne kolory. Natomiast czwórka artystów pracujących przy „Uśmiechu śmierci” pokazała prawdziwy kunszt. Ich rysunki prezentują się bardzo realistycznie, co przy szalonym scenariuszu i wyczynianych przez bohaterów okropieństwach robi naprawdę duże wrażenie.
Mimo że wchodzące w skład albumu opowieści o spotkaniach Batmana i sędziego Dredda skupiają się w znacznej mierze na akcji, to w tym konkretnym przypadku trudno uznać tę cechę za wadę. Ta akcyjność nie jest bowiem bezrefleksyjna, a obfite podlanie jej szaleństwem okazało się krokiem ze wszech miar satysfakcjonującym. Cały ten tom będzie ponadto wspaniałą sentymentalną podróżą dla tych fanów, którzy wychowali się na wydawanych w ostatniej dekadzie XX wieku zeszytach z TM-Semic – tamten klimat aż wylewa się z kolejnych stron, przyprawiając podczas lektury o niejedną łezkę wzruszenia. „Batman/Sędzia Dredd. Wszystkie spotkania”, mimo że nie jest komiksem obiektywnie wybitnym, to niesie ze sobą dużo naprawdę zajmującej rozrywki i warto postawić go na swojej półce.
Recenzja do przeczytania także na moim blogu - https://zlapany.blogspot.com/2018/02/batmansedzia-dredd-wszystkie-spotkania.html
oraz na łamach serwisu Szortal - http://szortal.com/node/13619
Jonah Hex: Mściciel Jimmy Palmiotti 
6,8

Jest to drugi tom przygód łowcy nagród z Dzikiego Zachodu, który ma dość, aby nie wyrazić się mocniej, szpetne lico. Nie urządziła go tak jednak matka natura, a człowiek, który tym samym wykopał dla siebie grób, choć najpierw zadbał aby w nim znalazł się tytułowy bohater. Łowca kieruje się własnym kodeksem honorowym, który zakłada obronę nie tyle co słabszych, co niewinnych ludzi. Zaś oponenci Hexa nie mają lekko. W Mścicielu znalazło się miejsce w sumie na sześć opowieści, z których najciekawiej wypada Nigdy nie kuś losu. Pozostałe zaś w pewnym stopniu powielają to co już wielokrotnie wałkowano w zeszytach poświęconych temu bohaterowi, choć nadal dobrze się to czyta.
Pierwsza opowieść nosi tytuł Jeden ślub i pięćdziesiąt pogrzebów, co należy traktować dosłownie. Mamy tutaj klasyczny schemat zemsty po tym jak przestępca dokonał masakry na weselu na którym znajdował się tytułowy bohater. Historia absolutnie w niczym nie zaskakuje i leci jak po sznurku trzymając się oklepanych wariantów. Niby nie jest to złe, ale tu wypada zwyczajnie nudno. Jedyne co ratuje ten odcinek to odrobina udanego czarnego humoru. Co zaś się tyczy finału - teoretycznie może kogoś zaskoczyć, ale szczerze w to wątpię.
Druga opowieść jest o wiele ciekawsza i obrazuje nam jak bardzo potrafimy być zaślepieni, gdy nie znamy czyjegoś języka. Hex odbiera w miasteczku nagrodę za głowy (dosłownie) kilku łajdaków, gdy akurat w to miejsce trafia jego stary towarzysz broni. Ciężko ranny, zdyszany opowiada że ucieka przed gangiem łowców. Niedługo potem przybywa kilku mężczyzn mówiących po niemiecku. W wyniku niedomówień dochodzi do strzelaniny, a ta szybko przeradza się w masakrę. Odcinek pokazuje jak bardzo możemy się na kimś zawieść, a nie wszystko co uznajemy za pewnik nim w praktyce jest. Podobny wydźwięk ma trzecia opowieść, choć jest ona bardziej emocjonalna, gdyż wiąże się z dzieckiem. Mała dziewczynka odnajduje Hexa gdy ten broczy krwią na wszystkie strony i zajmuje się nim. Niedługo potem trafiają do miasteczka gdzie żyje dziecko, a tam okazuje się że jest z nieprawego łoża. W toku kolejnych wydarzeń, podczas których główny bohater robi to co uzna za słuszne, dochodzi do katastrofy. Finał zaś jest naprawdę zaskakujący, tak samo jak ten z drugiej opowieści.
Następna historia to klasyka dla tej serii. Kolejna wendetta w słusznej sprawie, wymierzona rodzince porąbanych "białasów", którzy są dosłownie wyjęci z horroru pokroju Teksańska masakra piłą łańcuchową. Tyle że zamiast piły używają... aligatorów. No cóż, co stan to obyczaj. Opowieść w żadnym punkcie nie potrafi zaskoczyć i jest piekielnie krwawa, nawet jak na Johna Hex. Kończy się też standardowo, zatem i w tym punkcie nie oczekujmy niespodzianki. Słowem, jest nieźle, ale tylko nieźle, bo podczas lektury ciągle towarzyszy nam uczucie spod szyldu "Gdzieś to już widziałem".
Ostatnie dwie historie są krótkie przy czym też nie wnoszą nic nowego do całej serii. Z drugiej strony czyta się je dobrze, a ostatnia z nich potrafi nawet jako tako zaskoczyć. Niemniej obrazują one najlepiej z czym mamy tu do czynienia. To klasyczny slasher, tyle że w klimatach westernu, a główny bohater jest największym rzeźnikiem. Co prawda kilka razy zdarzy mu się powiedzieć życiową prawdę, jednak to za mało aby w ogólnym rozrachunku było to dzieło szczególnie zapadające w pamięć. Fani przygód Hexa powinni jednak czuć się w pełni usatysfakcjonowani najnowszym albumem, zaś osoby nie mające dotąd styczności z tą serią, mogą podejść do niej z pewną dozą rezerwy. Dla mnie była to lektura na raz - niezła, a miejscami nawet dobra, jednak zdecydowanie jednorazowa.