New Guard Robert Muchamore 8,9
ocenił(a) na 83 lata temu Gdy zaczynałam przygodę z Cherubem sama miałam kilkanaście lat, głowę pełną marzeń i ślepy zachwyt nad tą książką. Wydawało mi się, że seria Cheruba będzie jedną z tych, które po latach będę wspominać jako książki z dzieciństwa – po latach jednak okazało się, że trochę słabo ją pamiętam, a do tego przerwałam czytanie cyklu, więc nie dowiedziałam się, co spotkało moich ulubionych bohaterów. Teraz postanowiłam do tego wrócić i dotarłam aż do „New guard”
Zacznę od tego, że sama historia przedstawiona w tej książce po raz pierwszy skupia się na braciach Ryana – wreszcie mamy dokładniejszy ogląd na Daniela i Leona. I przyznam szczerze, że bardzo polubiłam tych dwóch łobuziaków – trochę przypominają młodego Jamesa pod względem łatwości i apetytu na kłopoty. Gdy więc ta dwójka jedzie na misję rekrutacyjną, chcąc się wybronić od kary (która jest zarazem zasłużona, a jednocześnie ma mieć cel odstraszający) nie zależy im na szybkim powrocie do kampusu – co jeśli jednak standardowa misja wymknie się spod kontroli, a uzyskanie informacje pozwolą przygotowanie znacznie większej operacji?
James w tej książce powraca w pełnej krasie – jest już samodzielnym kontrolerem misji z gabinetem pełnym teczek i odpowiedzialnością płynącą w żyłach (chociaż nie dajcie się zwieść! Bo apetyt na kłopoty mu nie przeszedł). Gdy jednak pojawia się możliwość wykonania nowego zadania w ścisłej tajemnicy i przy pomocy zebranej przez siebie ekipie starych znajomych – nie jest w stanie odmówić.
I tak oto rozpoczyna się trening starych wyjadaczy – James, Laura, Kerry, Bruce i Kyle - przeciwko nowej gwardii – Ning, Ryan, Leon i Daniel. Przyznam, że bardzo przyjemnie się czytało o szkoleniu w miejscu, gdzie dawniej z zapartym tchem czytałam o letnich przygodach Cherubinów przy jednoczesnym ściągnięciu tak dużej liczbie znajomych postaci. Jestem ogromną fanką powrotów „starych” bohaterów, więc tutaj byłam wprost wniebowzięta.
Co do samej akcji – nie będę psuła przyjemności czytania, ale zaskoczył mnie profesjonalizm jej przygotowania. Zaskoczyła mnie też decyzja Ryana, który wciąż jawił mi się jako dziecko, a tymczasem zaczął śmiało podejmować swoje decyzje (nawet jeśli wydawały się mocno trafione jak kontakt z dawną flemą z misji). Poznaliśmy go raptem 4 książki temu, a tu już nie jest tym naiwnym dzieckiem, którym był na początku gdy zamieszkał obok Ethana.
Na ogromny plus wątek Bruce’a – wreszcie i jemu udało się kogoś znaleźć, nawet jeśli to może być nieco skandaliczny wybór – ważne, że tym razem kocha kogoś równie mocno z wzajemnością!
James i Kerry – cóż, nigdy nie byłam wielką fanką Kerry. Jej sztywność i częsta złośliwość mocno mnie irytowały, ale trudno wyobrazić sobie Jamesa u boku kogoś innego – końcowa informacja, że się pobrali i spodziewają dziecka bardzo mnie ucieszyła.