Świat fizyczny Łukasz Jarosz 6,5
ocenił(a) na 88 lata temu Nie napiszę tej recenzji w sposób zawodowy. I nie dlatego, że osobiście znam autora "Świata fizycznego", i nie dlatego, że nasze córki mają tak samo na imię. (Proszę przeczytać sobie w książce jak). Nie umiem zdobyć się na akademicki niemal, naszpikowany naukowymi określeniami i polonistycznym żargonem, tekst.
Najprościej o wierszach Łukasza Jarosza napisać tak: w nich wszystko jest "na wierzchu." Zdania, obrazy, całe ich sekwencje układają się w doskonale rozpoznawalne, swojskie i bliskie pejzaże. Panoramę, którą znają czytelnicy żyjący gdzieś na uboczu wielkiego świata, obok głównych arterii współczesności.
Wolę sobie pogadać o tych wierszach, być może z sobą i o sobie. Bo w tomiku Jarosza jest pełno mnie samego. Jest ogrom szczegółów, gestów, dźwięków, faktur, wspomnień, jakie w sobie znajduję i jakie widzę w mały miasteczku, którego powolne tempo, skromna przestrzeń i nieliczni lokatorzy wypełnia moją codzienność.
Nauczyłem się lubić ten świat – świat mój i świat poety, bo to chyba to samo miejsce. Powoli sobie wrastamy w podobną ziemię, wodę, powietrze. Na pamięć znamy znaki szczególne budujące nam życie. Obaj zdajemy niekończący się egzamin z uważności.
Podglądamy bliskich i dalekich, znajomych i nieznajomych. Czasem wzrok ugrzęźnie w banalnym szczególe, innym razem pamięć przerzuci w rejony, o których istnieniu dawno zapomnieliśmy. Obrazy dominują nad refleksją, ale tym lepiej dla tych pierwszych.
Jarosz umie to nazwać, zdefiniować, związać przy pomocy najprostszych zdań, na których tle z siłą błyskawicy rodzą się metafory. W tych wierszach jest dużo wolnego miejsca. Poeta najczęściej rezygnuje z tworzenia dłuższych, rozwijających się powoli sekwencji. Najczęściej wystarczy mu kilka sztychów, parę pociągnięć piórkiem, by zbudować obraz pełnowartościowy wiersz.
Krytyk literacki Marian Stala usiłuje na czwartej stronie okładki tomiku przekonać czytelników, że poezja Jarosza kryje w sobie jakieś pokłady (powiedzmy) metafizyczne, które ujawniają się dopiero przy kolejnych lekturach wierszy. Nazywa to uczucie zagadką. Wkurzyło mnie przekonanie, że ta doskonała poezja musi mieć jakąś duchową podpinkę, bo gdzieżby mogła istnieć tak sama z siebie, dla siebie, dla fizycznego, sensualnego istnienia.
W życiu nigdy, panie Stala! Poezja Jarosza to hymn ku widzialności i doskonale obywa się bez takich wielkich żyrantów jak Sens lub przeczucie Konieczności Istnienia. Nie musi podpierać się żadnymi wyrafinowanymi teoriami lub aplikować do jakiejś konkretnej szkoły poetyckiej. Oscar Wilde napisał: „Prawdziwą tajemnicą świata jest widzialne, a nie niewidzialne”, a Jarosz fenomenalnie zilustrował ten pozorny paradoks.
Rewelacyjnie czyta się te proste świetne teksty. Takie nic, ktoś powie, ale właśnie zwrócenie uwagi na to „nic” być może pozwoli bardziej świadomie przejść przez życie.
Na świecie są dwa rodzaje poetów. Jedni powiedzą: „Chodź, pokażę Ci miejsce, gdzie dwa razy uderzył piorun”, ci drudzy powiedzą: „Pokażę Ci miejsce, gdzie piorun nie uderzył ani razu.”
Zdecydowanie wolę tych drugich…