Źródło: By Nobel Foundation - http://nobelprize.org/nobel_prizes/literature/laureates/1960/perse-bio.html, Domena publiczna, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=7014388
Znany jako: Marie-René-Alexis LégerZnany jako: Marie-René-Alexis Léger
Francuski poeta i dyplomata, laureat Nagrody Nobla w dziedzinie literatury za rok 1960, w latach 1933–1940 sekretarz generalny na Quai d’Orsay. Pointe-à-Pitre, jego miejsce urodzenia, znajduje się na karaibskiej wyspie Gwadelupie. Był jedynym męskim potomkiem starej burgundzkiej rodziny osiadłej na Antylach w XVIII wieku. Dzieciństwo spędził na należącej do rodziny wyspie Saint-Léger-les-Feuilles. Wielkie trzęsienie ziemi w 1897 oraz kryzys ekonomiczny w wyniku wojny amerykańsko-hiszpańskiej w następnym roku zubożyły rodzinę i skłoniły ją do powrotu do starego kraju. Po ukończeniu z podwójnym odznaczeniem liceum w Pau rozpoczął studia prawnicze i medyczne na Uniwersytecie w Bordeaux. W 1909 roku, mając 22 lata, opublikował swój pierwszy poemat „Obrazki Robinsona Kruzoe”, który od razu wzbudził żywe zainteresowanie krytyki, upatrującej w nim następcę Arthura Rimbauda. Opinię tę ugruntowały opublikowane w 1911 roku „Eloges”. Po śmierci ojca, dzięki protekcji Paula Claudela i Francisa Jammes’a został przyjęty do służby dyplomatycznej. W 1916 roku wyjechał do Chin, gdzie, pełniąc funkcję pierwszego sekretarza poselstwa, pozostawał do roku 1924. W wynajętej – jako miejsce pracy twórczej i rozmyślań – małej świątyni taoistycznej, położonej o dwa dni drogi od Pekinu, powstała „Anabaza” i, prawdopodobnie, „Chwała Królów”. Obydwa utwory opublikowane zostały w 1924 roku Paryżu, po raz pierwszy pod pseudonimem Saint-John Perse. Po powrocie do kraju szybko awansował. Mianowany ministrem pełnomocnym i sekretarzem generalnym Ministerstwa Spraw Zagranicznych, kierował francuską polityką zagraniczną, aż do upadku Francji w 1940 roku. W Polsce przebywał tylko raz, w 1935 roku, jako reprezentant rządu francuskiego na pogrzebie Marszałka Józefa Piłsudskiego. Po upadku Francji, pozbawiony przez rząd Vichy francuskiego obywatelstwa i ścigany przez gestapo, uciekł do Stanów Zjednoczonych, gdzie przyjął skromną posadę bibliotekarza w Bibliotece Kongresu. Odrzucił propozycję prezydenta Roosevelta, później także generała de Gaulle’a, podjęcia działalności politycznej lub dyplomatycznej. Po dwudziestu latach milczenia ponownie stał się poetą – i pozostał już nim do końca. W 1941 roku, w latarni morskiej na Long Beach Island, napisał „Wygnanie” (Wygnanie, Deszcze, Śniegi, Poemat dla Cudzoziemki),cztery lata później powstały „Wichry” i wreszcie, już po wojnie, poematy „Amers” i „Kronika”. W 1961 roku otrzymał nagrodę Nobla. W 1959 roku wraz z „Dianą” – Dorothy Milburn, poślubioną rok wcześniej, poeta osiadł – tym razem już na stałe – w Les Vigneaux i zamieszkał w domu ofiarowanym mu przez amerykańską milionerkę i admiratorkę Minę Curtiss. Ostatnie utwory napisane we Francji to: „Ptaki”, „Poemat dla Tej, która tu była”, „Pieśń na zrównanie dnia z nocą”, „Nokturn” i „Susza”.
Cóż my wiemy o przemijaniu spoglądając na przesypujący się w klepsydrze piasek? Nasze uczestnictwo w tym krótkim procesie ogranicza się do świętowania pełnego obrazów i niepoznawalnego świata. Tak według Saint-John Perse'a wkraczamy w sferę wyobraźni i kolejnymi wizjami układamy sobie na nowo życie. Aby to lepiej zobrazować, francuski poeta napisał poemat o cywilizacji, bardzo rozbudowany i rozgałęziający się tekst, w którym sens archaiczny funkcjonuje jednocześnie ze współczesnym. Czy udało mu się wyrazić żywioł istnienia? Myślę że tak, ponieważ dzięki donośnym jak krzyk obrazom ukazał tchnienie ogromnych przestrzeni egzystencji na sposób dotychczas przeze mnie niespotykany. W jego na pół sennej wizji czas jest rozległy niczym jakaś niemierzalna powierzchnia, umykająca naszemu poznaniu. A jeśli się dobrze przyjrzymy, to zobaczymy wieczność właśnie w tych przesypywanych przez nas w klepsydrze ziarenkach piasku.
Myśl Perse'a żegluje szeroko i w takich kategoriach można też sądzić o jego oceanie zwątpienia, który przypominając niekończący się sen, aż po horyzont wygląda właśnie jak nierealne marzenie. Jednak za widnokręgiem ujrzymy jak najbardziej realną rzeczywistość, z jej ziemską nędzą i faktycznym stanem rzeczy. Wyniesieni na brzegi jawy możemy być zaskoczeni równie kunsztownym co we śnie, wykonaniem pojęć wszechczasu i wszechimienia. Gdzie ze strachu drży sen a zaczyna swoje rządy empiryczność, tam rodzi się nowa myśl. Temperatura istnienia wzrasta i wszystko zostaje ogarnięte przetaczającym się nad całym poematem nadmiarem. Jak to bywa z nadmiarem, część jego sfery jest niedorzeczna i niepotrzebna. Z odciśniętym piętnem specjalnego przeznaczenia daje jednak życie wielu cudownym zjawiskom. A właśnie takich w poezji Perse'a jest niemało.
Różne są sposoby wędrowania po ziemi ale francuski poeta woli chyba do takich podróży używać swej przenikliwości w samotności. Dzięki temu możemy liczyć na takie literackie rarytasy jak "wieczność niekończącego się dnia" lub inne spuchnięte od wieloznaczności elementy opisywanej cywilizacji. W "Anabazie" wszystko pędzi w ustawicznym ruchu a z wysokości wielopiętrowej perspektywy wygląda jak sieć powiązanych zależnościami zjawisk. Zmienność jest trwała, to podstawowa zasada jego poematu. W tym sennym marzeniu wrzawa świata na przemian ginie w głębinach oceanu, aby wynurzyć się na wyznaczonych ludziom wzburzonych drogach życia. Ta poezja nie pochodzi z naszego czasu, jej symbolika często kieruje do potrzeby milczenia i nieobecności. Jednocześnie też wykazuje cechy wizji prowadzącej do jakiegoś odległego i nadrzędnego przeznaczenia.
W tym raju dla zmysłów można znaleźć zajęcie w kontemplacji i zabawiać się kuglarskimi sztuczkami, odkrywać smaki duszy i podpatrywać wieczność w piaskach pustyni. Saint-John Perse jest bliski odkrycia, że ziemia zawsze daje życie cudownym rzeczom. Nawet wtedy, kiedy bieg tych rzeczy pochodzi z innego świata. Czytając jego poezję może się zdarzyć, że przystaniemy z odkrytą głową i wyciągając szyję do góry uświadomimy sobie dany nam przywilej istnienia. Gdy usłyszymy niknącą w oddali świeżość zobojętniałej na wszystko burzy, to wytłumaczymy sobie bezimienność wielkich rzeczy. Bo w nurcie przemijania płyną one powoli razem z nim, zanurzone w bycie tak jak i my oraz zmierzające do kresu. Płyniemy wszyscy w tym rytmie, samotni, wolni, poszukujący najsilniejszych namiętności i wpadający w świeżość otchłani przyszłości. Nie potrafię inaczej wytłumaczyć wizji Saint-John Perse'a, która swoim stopniem skomplikowania przyćmiła wszystko, co dotychczas było mi znane.