Najnowsze artykuły
- Artykuły17. Nagroda Literacka Warszawy. Znamy 15 nominowanych tytułówLubimyCzytać2
- ArtykułyEkranizacja Chmielarza nadchodzi, a Netflix kończy „Wiedźmina” i pokazuje „Sto lat samotności”Konrad Wrzesiński7
- ArtykułyCzy książki mają nad nami władzę? Wywiad z Emmą Smith, autorką książki „Przenośna magia“LubimyCzytać1
- ArtykułyŚwiatowy Dzień Książki świętuj... z książką! Sprawdź, jakie promocje na ciebie czekają!LubimyCzytać7
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Bartosz Kuźniarz
3
7,8/10
Pisze książki: nauki społeczne (psychologia, socjologia, itd.)
Ten autor nie ma jeszcze opisu. Jeżeli chcesz wysłać nam informacje o autorze - napisz na: admin@lubimyczytac.pl
7,8/10średnia ocena książek autora
12 przeczytało książki autora
81 chce przeczytać książki autora
0fanów autora
Zostań fanem autoraKsiążki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Król liczb. Szkice z metafizyki kapitalizmu
Bartosz Kuźniarz
7,8 z 9 ocen
50 czytelników 3 opinie
2019
Goodbye Mr. Postmodernism. Teorie społeczne myślicieli późnej lewicy
Bartosz Kuźniarz
0,0 z ocen
27 czytelników 0 opinii
2011
Najnowsze opinie o książkach autora
Król liczb. Szkice z metafizyki kapitalizmu Bartosz Kuźniarz
7,8
Król liczb to napisana przez filozofa opowieść o kapitalizmie, która bynajmniej nie jest jego kolejną krytyką. O złu jakie niesie w sobie neoliberalna forma kapitalizmu napisano już bardzo wiele. Wszyscy wiemy o wynikających z niego i pogłębiających się nierównościach, o przegrzaniu atmosfery, o zaśmieceniu planety. Ale Król liczb wyraźnie oddziela kapitalizm od liberalizmu. Podstawowe pytanie stawiane przez autora dotyczy obsesji wzrostu i tego, komu (lub czemu) ten wzrost ma tak naprawdę służyć.
Motto pierwszej części książki to mało optymistyczny cytat z Szekspirowskiego Króla Leara:
- Czy to koniec świata?
- Lub jego wstępny szkic, równie straszliwy?
I wcale nie chodzi o pandemię koronawirusa.
Paradoks szczęścia
W roku 1974 amerykański ekonomista Richard Easterlin zauważył, że istnieje pewien graniczny poziom dobrobytu, powyżej którego dalszy wzrost materialny nie podnosi już zadowolenia z życia. Jest nawet gorzej - im lepiej nam pod względem materialnym, tym więcej problemów innego rodzaju – „psychoanalitycy podkreślają, że zgłasza się do nich coraz więcej pacjentów, którzy mają problemy z własną tożsamością, nie umieją odpowiedzieć na pytania, kim są, czego chcą, dokąd zmierzają. I czują się przygnieceni obowiązkiem bycia szczęśliwym”. Wiemy, że tak jest, ale niewiele z tego wynika - wzrost trwa w najlepsze i nadal przyspiesza.
Affluenza
Połączenie słów affluence i influenza – stan chorobliwego i zaraźliwego pragnienia posiadania coraz większej ilości dóbr materialnych. Wynikają z tego, z jednej strony, przesyt i marnotrawstwo, a z drugiej, zadłużenie i galopujące nierówności społeczne. Uzależnienie od wzrostu dotyczy wszystkich. Na affluenzę zapadają na nie tylko pojedyncze osoby, ale całe państwa. Ilość zgromadzonych przez dane społeczeństwo produktów (samochodów, pralek, lodówek itp. w przeliczeniu na mieszkańca) to główny wskaźnik rozwoju i narodowej szczęśliwości. I chociaż Easterlin wykazał, że „pieniądze szczęścia nie dają”, to nadal brniemy w ten schemat i produkujemy dużo więcej, niż jesteśmy w stanie zużyć.
Niewydolni konsumenci
Nie jesteśmy już w stanie absorbować nadmiaru, w jakim się pławimy. Obrazy przedstawiające zaśmiecone plaże, albo monstrualnie otyłych mieszkańców „pierwszego świata” znamy wszyscy. Bogactwo nas przerasta. Wbrew temu, co od dawna próbuje nam się wmówić, nie jesteśmy homo economicus – człowiek to zwierzę metafizyczne. Na degrowth (ładnie przetłumaczony przez prof. Adama Leszczyńskiego jako wycof) raczej nie mamy co liczyć. Nawet nadanie ekologii rangi teologii ( z bogiem – Naturą, grzechem – Konsumpcją, poświęceniem – Samoograniczeniem, zbawieniem – Rajem, w jakim będą żyły przyszłe pokolenia) nie zatrzyma wzrostu, który dawno już przestał służyć postępowi. Ze względu na ograniczenia ludzkiego organizmu, dyskfalifikujące go jako adekwatnego do kapitalistycznej mocy produkcyjnej konsumenta, luka między postępem (poziomem szczęścia Easterlina) a niepohamowanym wzrostem stale się powiększa. Jeśli wzrost tak bardzo przewyższa rozwój, to gdzie znajduje się różnica? Czemu właściwie ma służyć wzrost?
Marks, Kennedy i Teilhard de Chardin
Autor proponuje nam trzy możliwe odpowiedzi na pytanie, co się dzieje z energią wzrostu.
Pierwsza (marksistowska) – kapitał zamrażają bogacze w jachtach, brylantach, kupowanych za absurdalne kwoty nieruchomościach i dziełach sztuki. Jak wiadomo, wartość majątku 26 najbogatszych ludzi świata odpowiada temu, co posiada połowa ludzkości. Energia wzrostu jest zawłaszczana, skraplana i magazynowana.
Druga (neoliberalna) – „przypływ unosi wszystkie łodzie”, owszem, ale w skali globalnej. Może i najbogatsi najbardziej się bogacą, może i dysproporcje rosną, ale za to średnie światowe też rosną. Energia jest rozpraszana i stale zasila procesy toczące się we wszystkich zakątkach planety.
Najciekawsza, ale i najbardziej pesymistyczna jest odpowiedź trzecia – posthumanistyczna.
Postczłowiek
Energia wzrostu zasila zaawansowaną technikę, której celem jest wyłonienie superbytu, noosfery, czy też jak nazwał to Teilhard de Chardin „technicznej superorganizacji jednostek z równoczesnym spotęgowaniem świadomości”. Według tej wersji, my, ludzie, jesteśmy tylko pionkami w grze, lub jak woli autor „użytecznymi idiotami” w rękach ewolucji dążącej do stworzenia istoty wyższej.
Co dalej?
Kapitalizm ma się świetnie i będzie sobie radził nawet bez nas. „Wbrew temu, w co z czasem udało nam się uwierzyć, celem kapitalistycznej logiki nigdy nie był człowiek”.
W książce pojawia się cytat z Jeana Baudrillarda opisujący amerykański motel, „w którym wprawdzie firanki są podarte, z kranów nie leci woda i nie zamykają się drzwi”, ale telewizja „nadaje dwadzieścia cztery godziny na dobę i często migocze halucynacyjnie w pustych pokojach: można powiedzieć, że w ten sposób przemawia do nas pusta planeta, a to pozwala odkryć, czym naprawdę jest telewizja: wizualnym przekazem z innego świata, nie adresowanym w gruncie rzeczy do nikogo, złożonym z uwalnianych beznamiętnie obrazków, obojętnym na zawarte w nich przesłanie (bez trudu można sobie wyobrazić telewizję nadającą swoje przekazy jeszcze długo po zniknięciu człowieka z powierzchni ziemi)”.
„Otóż to. Niewykluczone, że kapitalizm będzie mógł się rozwijać nawet wtedy, gdy na świecie nie będzie już natury, a przynajmniej mających ciało ludzi”.
Warto przeczytać zanim przeskoczymy w nadświadomość.