Śmierć Sokratesa Lars Gyllensten 7,0
ocenił(a) na 89 lata temu Niektórzy postrzegają życie jako serię prostych, grzecznie po sobie następujących aktów. Inni widzą w nim pozostający w wiecznym ruchu ocean symboli. Ci drudzy częściej zostają pisarzami, pierwsi zostają z kolei pisarzami zdecydowanie za często. Gyllensten bez wątpienia posiada bardzo autorski ogląd świata i oglądowi temu daje upust w autorski sposób.
Szwedzki pisarz zachwycił mnie swego czasu "Pamiętnikiem Kaina" i jego charakterystyczną narracją, której nie zdecydowałbym się nazwać eksperymentalną, a jednak w pewien sposób nielinearną i rozszczepioną. Analizował wówczas mechanizmy powstawania historii i do zagadnienia tego powraca w "Śmierci Sokratesa", przynajmniej z mojej perspektywy, bo w istocie było na odwrót - to dzieło poświęcone pamięci słynnego filozofa powstało wcześniej. Historyczna obsesja Gyllenstena rozciąga się zresztą również na zagadnienie cykliczności dziejów, co znajduje tu wyraz w interesującym zabiegu wzajemnego przenikania się myśli starożytnej Grecji oraz tradycji chrześcijańskiej.
Autor postanowił wziąć na warsztat powszechnie znany epizod. Z tej okazji przypomniałem sobie nawet "Obronę Sokratesa", żądny materiału do analizy porównawczej i pomny, że platońskie dialogi, co niecodzienne w przypadku twórczości filozoficznej, da się po prostu czytać jako literaturę. Analizy jednak poniechałem, bo ktoś podwędził mi narzędzia, a poza tym obaj autorzy widzą opisywane wydarzenia z zupełnie innej perspektywy. Powściągnąłem zatem zdziwienie mesjanistycznymi zapędami, w jakie kazał Sokratesowi popaść Platon, wepchnąłem z powrotem do gardła pytanie, jaki jest w tych zapędach udział tłumacza Władysława Witwickiego i skoncentrowałem się na powieści Gyllenstena.
Bo też nie ma sensu czytać jej bez należytej koncentracji. Wręcz przytłaczająca jest mnogość zagadnień, których dotyka pisarz, każąc swym bohaterom snuć luźne wywody i gwałtownie zmieniać temat, poruszać się między sprawami o wielkiej doniosłości i charakterze ogólnym, jak i ściśle indywidualnymi odczuciami.
Równie dobrze można określić "Śmierć Sokratesa" jako traktat o tematyce społecznej ubrany w luźne ramy fabularne leniwej opowieści. Lektura nie jest zatem lekka ni szybka, kontrastująca ze swobodnym szkieletem fabularnym gęstość myśli co chwila zmusza do przerwy i zadumy. Powieść jest zresztą nie tylko wymagająca, ale i niekiedy irytująca - Gyllenstenowi zdarza się bowiem pisać topornie i z przesadną emfazą. A jednak podziw budzi mnogość myśli, jaką zmieścił na kartach tej niewielkiej przecież książeczki.
Miłośnicy powieści historycznych, żądni wiernego oddania ówczesnych realiów, nie znajdą w "Śmierci Sokratesa" spełnienia - historyczne dekoracje są tylko pretekstem, konstruktem umożliwiającym autorowi spojrzenie na zajmujące go sprawy z większego dystansu. Historia interesuje go jako ciągły proces, a nie jako atrakcyjne tło. Podobnie instrumentalnie został zresztą potraktowany sam Sokrates, który - wbrew tytułowi powieści - nie dostaje na jej kartach zbyt wiele przestrzeni na zaprezentowanie siebie i swoich poglądów. Choć bowiem narracja jest konsekwentnie trzecioosobowa, poznajemy wydarzenia z perspektywy różnych osób, a Gyllensten przyjmuje rolę rzecznika postaci pozornie najmniej znaczących, biednych i pogardzanych, ukazując, że również taka fasada może skrywać refleksję niepłytką, a przy tym daleką od sztampy.
Hołd złożony greckim filozofom nie jest zatem oczywisty czy apodyktyczny i staje się widoczny dopiero z ulubionej przez autora, dalszej perspektywy, to jest po przeczytaniu całej powieści i poświęceniu jej kilku dalszych chwil w - zastrzelcie mnie za ten tani chwyt - świecie idei.
Co ciekawe, reklamowane przez wydawcę wyrozumowanie autora staje się chwilami, jako posunięte zbyt daleko, słabością tej książki. Atutem jest za to jej nieoczywistość. W ogóle chłodny, zdystansowany ogląd Gyllenstena stoi w ciekawym kontraście z jego poetyckim językiem. Bardzo intrygujący to pisarz i trzeba żałować, iż dwie wspomniane w niniejszym tekście powieści wyczerpują listę jego polskich wydań.