Monadologia Wilhelm Gottfried Leibniz 7,1
Jest w tej metodzie szaleństwo (aby sparafrazować klasyka). Urocze szaleństwo, romantyczne - te rozważania nad istotą świata (zebrane w punkty, które, wg Autora, logicznie z siebie wynikają i odkrywają nam Prawdziwą Rzeczywistość),które w pewnym momencie zupełnie ignorują naoczne doświadczenia z którymi mamy do czynienia na co dzień, zdają się zawierać coś wzniosłego.
"Cóż tam rzeczywistość skoro rozumowanie mówi nam, że świat jest inny". Wielu było takich filozofów - Zenon na przykład albo Parmenides z jego "niemożliwa jest zmiana, a ponieważ ją ciągle spostrzegamy, to jesteśmy w ciągłej iluzji".
Ta bezkompromisowość ma w sobie coś pociągającego: "Skoro rozum mi mówi, że zmiana nie istnieje, a ja ją widzę, to moja percepcja jest iluzją". Mogłoby być: "Skoro rozum mi mówi, że zmiana nie istnieje, a ja ją widzę, to mój rozum błądzi", ale nie - ci filozofowie zaprzeczają naoczności.
Niestety moim zdaniem to odrzucanie, negowanie faktów prowadzi do religii i ostatecznie wielbienie rozumu do podeptania go. Ale to moje zdanie.
Metoda natomiast jest interesująca. Choć, jak napisałem na początku - szalona.
Druga ciekawa sprawa to wniosek, który nasuwa się gdy czytasz Leibniza (i innych filozofów jemu podobnych) - jak bardzo te poglądy są w gruncie rzeczy zależne od ograniczeń poznania. Leibniz nie wiedział mnóstwa rzeczy, które dzisiaj są oczywiste dla uczniów z podstawówki. Gdyby je wszystkie wiedział, pewnych myśli nie mógłby sformułować.
Jemu się jednak wydaje, że bada rzeczywistość za pomocą apriorycznej rozumowej metody, do której złudne percepcje i fakty nie mają dostępu, która jest wzniosła i doskonała właśnie dlatego, że abstrahuje od materialnej rzeczywistości. Tymczasem z perspektywy wieków widzisz jak bardzo jego rozumowanie oparte jest jednak o przyjęte (w ukryciu przyjęte) oczywistości, które źródło mają w jego obserwacjach i wiedzy, co do czego jednak w swojej metodzie Autor się nie przyznaje, a tak naprawdę prawdopodobnie nie zdaje sobie z tego sprawy.
Dlatego tak pięknym odkryciem jest Marksowskie "byt określa świadomość" - świadomość Leibniza jest wyraźnie określona przez jego byt (przez ograniczoną, z dzisiejszej perspektywy, wiedzę),ale on sobie sprawy z tego nie zdaje.
Jakże zmieniłyby się poglądy Leibniza, gdyby miał on pojęcie o ewolucji, fizyce kwantowej, nieświadomych procesach psychologicznych, budowie komórki, astronomii itp.
Dlatego czytanie tych wywodów - które swego czasu mogły mieć jakiś sens jeśli chodzi o uczenie się logicznego rozumowania - dzisiaj ma wartość jedynie muzealną. Jak poznanie obyczajów dzikich lub ich wierzeń na temat świata. Samo w sobie jest to ciekawe, jak każde nowe fakty są ciekawe, jednak w pewnym sensie jest też jałowe. Bowiem z takiego czytania Leibniza niewiele więcej wynika niż zaduma nad tym, jak bardzo nasze poglądy są wtórne w stosunku do wiedzy.
Pozytywnym natomiast wnioskiem jest coś takiego: wiedza jest mocą. Poznajmy fakty. One zawsze powinny posiadać prymat przed światopoglądem.