Najnowsze artykuły
- ArtykułyPrzygotuj się na nadchodzącą jesień. Najlepsze książkowe promocje wrześniaLubimyCzytać1
- ArtykułyPrzeczytaj fragment książki „Akrobatki” Agi AntczakLubimyCzytać1
- ArtykułyWeź udział w akcji recenzenckiej i otrzymaj książkę „Wszyscy zakochani nocą” Mieko KawakamiLubimyCzytać1
- Artykuły„Miasteczko Salem” i „Pingwin” robią wrażenie. Adaptacja Stephena Kinga z szansami na OscaraKonrad Wrzesiński5
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Remigiusz Recław SJ
Źródło: od wydawcy
16
7,0/10
Pisze książki: religia
Ten autor nie ma jeszcze opisu. Jeżeli chcesz wysłać nam informacje o autorze - napisz na: admin@lubimyczytac.pl
7,0/10średnia ocena książek autora
33 przeczytało książki autora
36 chce przeczytać książki autora
1fan autora
Zostań fanem autoraSprawdź, czy Twoi znajomi też czytają książki autora - dołącz do nas
Książki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Bierzcie i jedzcie. Jak dobrze przeżyć Mszę świętą
Remigiusz Recław SJ, Ewa Skierska
0,0 z ocen
0 czytelników 0 opinii
2019
Podniesieni. Książka dla niesakramentalnych
Remigiusz Recław SJ
0,0 z ocen
0 czytelników 0 opinii
2016
Najnowsze opinie o książkach autora
Chodzić po wodzie Remigiusz Recław SJ
6,0
Kilka cytatów, do których chcę wrócić.
"Pan Jezus mówi wprost: Jeśli ktoś chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje". Czyli do naśladowania Jezusa potrzebny jest krzyż. Skoro tak, to nie widzę sensu w robieniu krzyża z choroby i cierpienia. Propagując głównie takie ograniczone rozumienie krzyża, przekazywalibyśmy komunikat: "Nie powinieneś iść do lekarza, ponieważ krzyż jest ci potrzebny do naśladowania Chrystusa. Jeżeli Bóg dał ci krzyż w postaci choroby, to teraz go nie likwiduj, tylko przyjmij." Tymczasem każdy ksiądz, gdy tylko zachoruje, od razu idzie do lekarza. Każdy. Więc choroba to jest krzyż czy nie? Czy wobec tego ci, którzy nie chorują, powinni prosić o chorobę, bo potrzebny im jest krzyż? Mówienie o tym, że krzyż to głównie choroba, jest jakimś wypaczeniem. Nie wiem, dlaczego wciąż to w Kościele powtarzamy. Przez to ludzie się boją krzyża, bo boją się choroby. Tymczasem, jak nauczał Jan Paweł II, choroba może być błogosławieństwem. I to jest prawda, bo choroba bardzo często ludzi prowadzi do Boga. Bóg chorobą woła o nawrócenie. Woła o przyjście do Niego, o modlitwę o uzdrowienie. A jeżeli ta modlitwa o uzdrowienie trwa długo, to często prowadzi do nawrócenia całej rodziny. Jezus, uzdrawiając, nie pozbawiał przecież ludzi możliwości zbawienia. To choroba prowadziła ich na spotkanie z Bogiem, który ich leczył.
Krzyżem człowieka jest raczej to, co Pan Jezus na tym krzyżu mówi - miłosierdzie. "Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią". Miłosierdzie jest naszym największym zadaniem do udźwignięcia. Jak nie wobec żony, nie wobec teściowej, to wobec teścia. Wobec sąsiadów, księdza, nauczyciela. Wobec kogoś, kto skrzywdził, kto potrącił, kto okradł, kto daje złą pensję...
Miłosierdzie, które objawia się przebaczeniu nie siedem razy, a siedemdziesiąt siedem, zapieraniu się samego siebie. Taki krzyż rozumiem. Rozumiem, co mam przyjąć i rozumiem to, czego nie przyjmuję, bo mnie to przekracza.
Drugim krzyżem, który wynika z Ewangelii, jest wezwanie by iść i głosić. Wyjście z łodzi i podejście do Pana - czyli moment przełamania się - to jest krzyż. Kroczenie po wodzie, bez gruntu pod stopami, to straszne doświadczenie. Niepewność, wątpliwości, czy się nie mylę... To wszystko powoduje, że nawet jeśli człowiek odważył się wejść na wodę, to w pewnym momencie zaczyna tonąć. I to jest dopiero krzyż. Wszyscy, którzy zostali w łodzi - zaczynają szydzić."
"Potrzebujemy w Kościele świeckich towarzyszy duchowych, sami świeccy potrzebują tego do rozwoju. I ci słuchający, i ci, którzy przychodzą porozmawiać. "Łapanie" księdza bardzo często oznacza osaczanie go. Tworzą się w wyniku tego różne relacje, które potem i tak przejdą w wizyty domowe, ciągłe herbatki i długie rozmowy telefoniczne. Skończy się tym, że ksiądz zostanie zagarnięty przez kilka osób, które go w jakimś miejscu osaczyły jako pierwsze, i nie będzie miał czasu dla innych.
I jeżeli to się nie łączy z zakochaniem, to jeszcze pół biedy, bo jeśli w to wejdzie uczucie.... Nie da się funkcjonować. Najpierw umawiam się z kimś na pół godzinki, potem robią się z tego dwie, a jak w rozmowie wyjdzie jakiś problem - to już trzy. A jeśli umówię się jeszcze z trzema innymi osobami, to kolejne trzy popołudnia mam zajęte. Przy takich spotkaniach zawsze nawiązują się jakieś relacje. Zaczynają się wspólne wyjazdy, pielgrzymki... No i to się tak rozwija. Pamiętam, jak starsi jezuici mówili mi, że prowadzenie to tylko przez konfesjonał. Ktoś świetnie wymyślił tę budkę. Tu nie chodzi o separowanie się, chodzi o miejsce spotkania, gdzie mogę przyjąć wiele ludzi."