To tomik, który trwale zapisał się w poezji XX wieku. Giuseppe był włoskim imigrantem z egipskiej Aleksandrii, który jako ochotnik włoskiej armii trafił do Italii, gdzie przeżył niewypowiedziane piekło, ale przede wszystkim stworzył w okopach debiutancki tomik Pogrzebany port, który zostanie później włączony właśnie w Radość katastrof. To najwyższa próba odczuwania słów i niebywały talent do ubierania w język niewypowiedzianego:
Przez całą noc
Poległy w pobliżu
zmasakrowanego
towarzysza
o ustach
wyszczerzonych
ku pełni księżyca
o przekrwionych rękach
które wnikły
w moje milczenie
pisałem listy pełne miłości
Nigdy
nie byłam aż tak
uwieszony życia.
Niewyrażalne jest intrygujące i być może pamiętał o tym Giuseppe Ungaretti, kiedy starał się aby jego głos był poetyckim krzykiem świata. Jego słowa łamały się w połowie, wydając przy tym szorstki odgłos przechodzącej wojny. To wyczuwalne przeze mnie połamanie wszelkich treści wyśmienicie wpisuje się w awangardowy charakter tej poezji. Brzmi przy tym jak reformowanie i redukowanie znaczeń do ich samego rdzenia. Słowo po słowie i futurystycznie, włoski poeta eksponuje zawarte w jego kompozycji kontrasty. Użycie tego swoistego poetyckiego światłocienia świadczy o tym, że Ungaretti dociera tam, gdzie inni boją się nawet przestąpić próg swojej wyobraźni. Obdarowuje przy tym swoich wyznawców niewyczerpanym sekretem. Tajemnicą marzenia o dobrym czasie i życiem występującym z brzegów dostępnych nam wyobrażeń.
Tak jak on, można się wpatrywać w zapalne punkty świata ale nie każdy przy tym potrafi tak umiejętnie dostroić swoje emocje w nieznającej pojęć czasu i miejsca poezji. U Giuseppe Ungarettiego polega to na bazowaniu na każdej przeżytej już wcześniej chwili i jednoczesnym zdawaniu sobie sprawy z uwięzienia pośród śmiertelnych rzeczy. Dlatego też doświadczenia I wojny światowej odcisnęły tak wielkie piętno na jego uczestnictwie w szalonym ruchu świata. Pędzi i czasami w tym biegu widać jego traumę. Twierdzi, że jest jednym z potrzebnych włókien wszechświata a wspiera bunt człowieka, świadomego swojej kruchości wobec przewagi niewyrażalnej ludzkim językiem potęgi. Dlatego też nietrudno przy tym o pragnienie Boga, Ungaretti jest poetą próbującym zjednać sobie wieczność, więc mnie to wcale nie dziwi.
Giuseppe Ungaretti wiele w życiu wycierpiał ale i wieloma rzeczami się rozkoszował. Można to zresztą zauważyć, śledząc wersy jego poezji. Jest oczywiste, że czas zużywa ludzi, trawi ich a na koniec uśmierca. Jednak wiersze tego poety są momentami osnute czułą lekkością i kiedy ma się wrażenie, że poeta przebywa sam na sam z własnymi myślami, to tak jakby się pogodził ze swoim przeznaczeniem. Poznał je i podzielił na krótkie części, nie umniejszając przy tym ich całkowitego znaczenia. To abstrakcja. Coś niemającego odpowiednika w żadnej innej sytuacji i zarazem trudnego do zrozumienia. Może jednak toczy go gorączka pełni życia a on sam męczy się nad porzuconym w nieskończoność głównym motywem swojej poezji. Wydaje mi się, jakby ten urodzony w Aleksandrii futurysta nie mógł zaznać spokoju w żadnym miejscu na świecie.
"Radość katastrof" przewrotnie odpowiada na pytanie jak ulżyć cierpieniu, wykorzystując do tego złudzenie. Chodzi przecież o serce, które będąc najbardziej narażonym na ukazywanie bolesnego oblicza świata, można chronić a nawet przyzwyczajać do monotonii braku. Ponieważ w poszukiwaniu krainy niewinności należy się liczyć z tym, że przeorana przez wojnę poezja nie odmaluje wszystkich kwestii w różowych barwach. Stąd też od czasu do czasu to popadanie przez Ungarettiego w wojenny reportaż, konkretne nazywanie po imieniu zbrodni na uczuciu. Nie wszystko jednak bywa przesycone ciemnością. W "Radości katastrof" zauważyłem też nanizane na słoneczne promienie diamenty. W ten sposób wyrażone pragnienie pogoni za pogodnym wszechświatem ukazało mi ukryte oblicze Ungarettiego. Rozświetlone mgnieniem uśmiechu, przynajmniej na chwilę.