A gdy zrobi się jasno będzie fantastycznie Kristin Berget 7,8
ocenił(a) na 738 tyg. temu Zapisaliśmy już prawie wszystkie białe kartki Ziemi, teraz są one czarne od złych znaków w których odczytywaniu jesteśmy przecież mistrzami. Pomimo tego niewiele się nauczyliśmy. Sami sobie rozdajemy wybaczenie i może tylko takie chwile jak ta, podczas której przypominamy sobie o miłości do naszego wątłego i ściśle zespolonego z planetą istnienia, świadczą o nadziei na przełom. Poezja Kristin Berget będzie mi się kojarzyć z wymuszaniem od Ziemi odpowiedzi, wyrażonej pluskiem morza i tchnieniem wiatru reakcji na nasze zbyt powolne przebudzenie. To coś w rodzaju manifestu dwóch stron, z których jedna wyraża chęć współdzielenia skąpych zasobów a druga z ostrożnością przystaje na nieprzewidywalność swojego partnera. A my tymczasem ciągle przesuwamy granice nierzeczywistego, próbując przy tym pamiętać o spisanych dla nas przykazaniach a nawet na nowo je nazywać. Rozszyfrujmy więc te dawane nam w coraz krótszych odstępach czasu sygnały abyśmy nie musieli na koniec zetknąć się ze stawiającym nas pod ścianą "niech się dzieje".
W poezji takich słów nigdy nie jest za wiele. Brakuje nam ich jak tlenu. O zaangażowaniu norweskiej poetki w kształtowanie nowego podejścia do materii nieożywionej niech świadczy odkrywanie skiby zaoranej ziemi, jej otwieranie i uzewnętrznianie najlepszego, co może nam dać natura. A ponad tym wszystkim szacunek do ostrzegawczych szeptów naszych przodków. Czyżbyśmy kopali nasz własny grób i jednocześnie odkrywali skamieliny grobowców spod ziemi? Chwiejni jesteśmy w dobieraniu sobie dogodnych stanowisk obserwacyjnych do podglądania naszego upadku. Kristin Berget właśnie mi to uświadomiła i nawet wyraziła przy tym obawę o to, czy nasze wspomnienia nie są przypadkiem ostatnimi. Musimy nauczyć się trudnej sztuki odczytywania wskazówek, które nam daje upływający czas.
Chciałbym, żebyśmy nareszcie zeszli na ziemię, której tak wiele słów poświęciła poetka. Może jej starania przysłużą się uświadomieniu nam kruchości wszystkiego, co nasza wyobraźnia potrafi stworzyć. Dobrze jest korzystać z wypracowanych systemów ostrzegania ale musimy wiedzieć, że jesteśmy zaledwie gośćmi na planecie węglem stojącej. Kiedy zatracimy umiejętność korzystania z instynktu samozachowawczego, to wtedy bezpowrotnie stracimy tożsamość naszej cywilizacji. Ledwo ostygły popioły naszej planety a my już je ponownie podgrzewamy i wyobrażamy sobie, że przy takiej profanacji natury Bóg wysłucha naszych modlitw. Nie wolno się wahać, czas się obudzić i przestać zabijać Ziemię. Ci, którzy chcą odczytać znaki, to je odczytają. Pozostaje ufać, że wystarczy im siły do dokonania zmian.
Kristin Berget tworzy poezję nienazywającą niczego po imieniu ale dostrzegającą wciąganie przez ludzi do płuc brudnego powietrza i picie zatrutej wody. To niesamowite, że jej czasami rozmyte a momentami zbyt jaskrawe kształty potrafią ukazać wymiar zagrożenia w taki sposób, żeby z wyczuciem ale stanowczo przedstawić powagę sytuacji. Bez kolorowania, bez szafowania nieistotnością skupia się na formowaniu nas samych w duchu poszanowania dla otaczającego nas świata. Każdy by chciał wszystko zważyć i zmierzyć ale Berget, nie dopuszczając do podawania twardych i smutnych danych, przedstawia to w tak kuszący sposób, że czytelnika aż ciągnie do lasu i wsłuchiwania się w śpiew ptaków. Niech stanie się to naszym rytuałem, aż do całkowitego zatrzymania zegarów świata.