Czerwona pijawka Andrew Lane 7,4
ocenił(a) na 23 lata temu Natalia
„Książka lekka i przyjemna. Choć muszę przyznać, że zmuszałam się do przeczytania końcówki. Daleko jej do dzieł A.C.Doyle'a ...” Szczególnie przyjemna mi się nie wydała, jednak zgadzam się z tym, że daleko jej do Conan Doyle'a.
Na początku „Złotych Binokli” jest mowa „o odpychającej historii czerwonych pijawek i strasznej śmierci bankiera Crosby’ego, relacji z tragedii Addletona i opowieść o osobliwej zawartości pewnego starego brytyjskiego kurhanu.”
Wolę pominąć, o co chodzi z tymi pijawkami.
Crowe wyjaśnia Sherlockowi, że przybył do Anglii ścigać Bootha, tak, tego właśnie, który zastrzelił Lincolna. Booth wprawdzie zginął, jednak okazuje się, że zabili go i uciekł. Sherlock od razu odnajduje dom, w którym ukrywa się Booth i paru innych facetów, którzy chcą go (Sherlocka znaczy) uśmiercić, jednak z pomocą Matty'ego ucieka, co wygląda na powtórzenie podobnej sceny z części poprzedniej.
Crowe jest wściekły:
- Coś ty, na miłość boską, sobie myślał, jadąc do tamtego domu?! Ostrzegłeś Bootha i jego opiekunów, że ktoś ma ich na oku. Zmyją się stamtąd, ani się obejrzymy.
Muszą ścigać ich z powrotem do Ameryki ...
Tam odkrywają nową armię Konfederatów (trzy lata po Wojnie Secesyjnej!),którą Unioniści zamierzają zbombardować z powietrza. Sherlock nie sympatyzuje z Konfederacją, jednak postanawia udaremnić nalot:
„Przytknął grot strzały, obwiązany kawałkiem marynarki, do płomienia lampy. Materiał nasiąknięty naftą zapalił się natychmiast. Sherlock podniósł strzałę i nasunął na cięciwę, po czym naciągnął ją, trzymając łuk w wyprostowanej lewej ręce. Wycelował w balon, przy którym, jak mu się wydawało, znajdowało się najmniej ludzi, ale nieco ponad nim, tak żeby strzała spadła od góry. (...) materiał na górze balonu rozchylił się niczym płatki kwiatu, a Sherlocka oślepiła kula ognia, która wyskoczyła z jego wnętrza i pomknęła ku niebu. (...) Sherlock chwycił kolejną strzałę, zapalił ją, wymierzył w następny balon i wystrzelił. Maleńka iskierka płonącej strzały zakreśliła w locie świetlistą linię w powietrzu, po czym spadła na bok balonu. Tym razem nie widział rozchylającego się materiału, ale pojawiła się kula ognia równie imponująca, jak za pierwszym razem. W obozie zapanował chaos, tymczasem Sherlock posyłał jedną strzałę po drugiej w stronę pozostałych balonów.”
Mimo tej tak jakby usługi dowódca armii Konfederatów chce rzucić Sherlocka pumom na pożarcie, jednak sam ginie uciekając przed nimi (jakby pogłos „Tajemniczej Lokatorki”, wcześniej były warany).
- Wykorzystaliśmy Bootha, żeby powiedział tej armii, że ma się rozejść. Potrafi być bardzo przekonujący, jeśli da mu się odpowiednie leki i jeśli wie, że inaczej trafi na szubienicę. Nie sądzę, żeby duża część tych ludzi naprawdę miała ochotę walczyć. Cieszyli się, że mogą pójść do domu - rzekł Crowe.
- A co z Boothem?
- Oficjalnie zginął już wcześniej. A ten pod zmienionym nazwiskiem trafi do szpitala dla chorych umysłowo w Baltimore. Jeśli będą mu podawać stosowne leki we właściwych dawkach, nie powinno być z nim kłopotów. Do końca jego życia.
- To jak więzienie - ocenił Sherlock.
- W końcu jest zabójcą. To i tak lepsze wyjście, niż sobie zasłużył.
Z Sherlockiem, jakiego znam i cenię, ma to nadal tylko mniej więcej coś wspólnego.
Dodaję jedną gwiazdkę za kolejną przegraną Konfederacji.