Joanna Łukowska

Z wykształcenia jestem matematykiem, skończyłam UAM w Poznaniu. W 1994 roku wydałam pierwszą powieść - romans - pod pseudonimem Joan Bowen. Potem napisałam zbiór opowiadań obyczajowych "Państwo Tamickie"'; książka ukazywała się we fragmentach w Expressie Poznańskim. Od 2001 roku zajmuję się pisaniem dla pism kobiecych - felietonów (miałam swoją rubrykę do stycznia 2010), psychozabaw, opowiadań. Prywatnie, dla siebie, napisałam dwa opowiadania fantasy, zbiorek opowiadań dla dzieci oraz teraz powieść fantasy.Dostępny i do pobrania za darmo jest także fragment książki - trzy pierwsze rozdziały.
- 290 przeczytało książki autora
- 427 chce przeczytać książki autora
Wszystkie książki i czasopisma
Cytaty
Kochała go. Ich nitki splotły się i poplątały(....) Kochała go. Czułość jego gniewu, ciepło milczenia i troskliwość wymyślnej kary. Węzeł sprzeczności. Supeł nieporozumienia i błąd nieufności. To wszystko stanowiło wzór miłości, którą odnalazła. Kochała go. dał jej miłość, tylko nie umiała jej dostrzec ani w zranionych słowach, ani w przykrytej plastrem milczenia rozpaczy. Bandaż gniewu, antybiotyk ironii- nie pomogły na chorobę, która go dręczyła. To ona była tym tajemniczym wirusem, z którym jego system obronny nie umiał sobie poradzić. Kochała go, zarażona tym samym bakcylem miłosnej gorączki. Kochała go i wierzyła.
Kochała go. Ich nitki splotły się i poplątały(....)
Kochała go. Czułość jego gniewu, ciepło milczenia i troskliwość wymyślnej kary. ...
Łzy? nie wiem... kiedyś miałam ich tyle, teraz wszystkie gdzieś odeszły. Nie pytaj mnie. nie wiem gdzie są.
Łzy? nie wiem... kiedyś miałam ich tyle, teraz wszystkie gdzieś odeszły. Nie pytaj mnie. nie wiem gdzie są.
- Zobacz Klaruniu, jak pięknie. - Pani Marianna przypinała właśnie piątą żabkę. - Tylko nie puść, Alojzy - upomniała męża. - Yhy - odburknął pan Alojzy, który poczuł, że dzieje się z nim coś dziwnego. - Jeszcze jedna, druga... prawie gotowe, czwarta... osta... - pani Marianna wychyliła się w kierunku ostatniej, najodleglejszej żabki; jeszcze centymetr, milimetr... - Oooch! AAA...looo...jzyyy!... - dobiegło nagle z góry. Pani Marianna zachybotała się niebezpiecznie na szczycie drewnianej góry stołków i stolików. - Alojzy zrób coś, zaraz spadnę! Alojzy, trzymaj mnie! Alojzy trzymał, ale stolik nie wy-trzymał, niestety. Trzasnął i pękł na pół. Pierwszą myślą pana Alojzego było: „Łapać”, drugą: „Przecież mnie zgniecie, głupia baba!”, trzecią: „A co mi tam...”; potem przestał myśleć, zaczął działać. Energicznie szarpnął za obrus, leżący na kuchennym stole. Stosy naczyń poleciały z hukiem na podłogę. Alojzy Wróbel nawet tego nie zauważył. Wbił wzrok w chyboczącą się pupę swojej żony, wspomniał dawne marzenie: „żeby choć raz, choć jeden raz być...” i przybrał odpowiednią postawę. Szeroko rozpostarł ręce, w których trzymał obrus, naprężył ramiona, wciągnął brzuch, lekko pochylił głowę i... Wszyscy wstrzymali oddech. „Przecież nie uda mu się jej złapać! Co on chce zrobić?... Boże...!” ...i gdy pani Marianna przestała się chybotać, a zaczęła spadać - prosto na głowę swojego męża - pan Wróbel krzyknął na całe gardło: - Oooo---le! - i w ostatnim momencie zrobił piękny, przepisowy unik.
- Zobacz Klaruniu, jak pięknie. - Pani Marianna przypinała właśnie piątą żabkę. - Tylko nie puść, Alojzy - upomniała męża.
- Yhy - odb...