Chuck Dixon - urodzony w 1954 roku, słynny scenarzysta komiksowy. W jego dorobku są obecne takie tytuły jak "The Punisher War Journal", "Catwoman", "Robin" i "Detective Comics". W tym ostatnim stworzył słynne historie "Knihgtfall" i "KnightsEnd", opowiadające o upadku Batmana za sprawą Bane'a.http://
W tym tomie podobało mi się przyjmowanie kolejnej tajnej tożsamości przez Bruce Wayne'a oraz stopniowe szaleństwo, w jakie popadał wiecznie niedowartościowany Azrael, a właściwie Azbat, w szczególności ostatnia historia, w której już jako Jean-Paul Valley wymienił się refleksjami z bezdomnymi pod jednym z mostów Gotham. Samej postaci Azbata nie lubiłem, uważam ją za zbyt kiczowatą, natomiast finałowe sceny pojedynku z Batmanem przeciągały się i były urozmaicane niepotrzebnymi symulacjami śmierci w wybuchach. Bardzo po łebkach potraktowano też powrót Bruce Wayne'a do zdrowia. Na jednych kartach widzimy go czołgającego się po podłodze i wijącego z bólu, a już w następnym zeszycie dumnie niesie na rękach swoją ukochaną. Tak szybie ozdrowienie, choć uzasadnione fabułą tomu, było jednak niedorzeczne.
„Batman. Dziedzictwo” jest kontynuacją historii z „Batman. Epidemia”, w której wirus zagraża życiu ludzi w Gotham i poza nim. Batman i jego sojusznicy muszą znaleźć antidotum, zanim będzie za późno. Jednak na ich drodze staje tajemniczy przeciwnik, który ma własne plany.
Komiks jest pełen dynamicznej akcji, dość interesujących zagadek, lekkiego humoru, bogatej galerii postaci zdawałoby się pobocznych, ale które tak naprawdę wiodą prym w tym konkretnym tomie. Mocnym aspektem jest zdecydowanie warstwa graficzna przede wszystkim dzięki temu, że mamy kilku głównych rysowników, co sprawia, że lekka mieszanka stylów przeciwdziała znużeniu podczas lektury.
Niejednokrotnie w czasie czytania miałem skojarzenia z dobrym kinem przygodowym w stylu Indiany Jonesa. Da się jednak znaleźć opinie tych, którzy krytykują tę historię za brak napięcia i realizmu w przedstawieniu zagrożenia wirusem – i ja się z tym zgodzę. Dorzuciłbym jeszcze, jak dla mnie, strasznie pospieszne i dosyć banalne zakończenie głównego wątku. Zabrakło mi takiej mocnej, satysfakcjonującej kropki.
Ogólnie jest to udana kontynuacja poprzedniego tomu, ale też i historii przedstawionej w sadze Knightfall, oraz godny przedstawiciel uniwersum DC.