Dotyk ziemi Wu Wei 6,3
ocenił(a) na 16 lata temu Tekst opublikowany pierwotnie na blogu: https://trans-ksiazkowy.blogspot.com/2018/06/gdyby-paulo-coelho-pisa-poezje-dotyk.html
Wu Wei, czyli pseudonim artystyczny tajemniczego twórcy Jordana Yorka (nie da się o nim znaleźć żadnych informacji w internecie) jest także nazwą jednej z podstawowych zasad taoizmu. Zgodnie z nią człowiek nie powinien interweniować w świat, naturę, społeczeństwo czy jednostkowe życie, a jedynie pozwolić rzeczom toczyć się własnym biegiem ("wu wei" w języku chińskim oznacza niedziałanie). Zasada ta przeciwstawia się także wszystkim przykazaniom czy innym sformalizowanym zasadom moralnym z uwagi na to, że człowiek według niej jest dobry z natury. Jest to o tyle istotne, że "Dotyk ziemi" Wu Weia ma z założenia być poetyckim manifestem tejże zasady.
Teksty Wu Weia znajdują się gdzieś na granicy manifestu a poezji — z jednej strony przekazują przekonania autora, które są bardzo zgodne ze wspomnianą zasadą taoizmu, a zarazem są pełne metafor i podzielone na wersy oraz mające zmuszać do refleksji. Niestety wspomniane przekonania Wu Weia wyrażone są bardzo łopatologicznie i wprost, a metafory albo łatwe do zrozumienia, albo zupełnie niezrozumiałe. Tymczasem prawdy, które Wu Wei chce przekazać wielokroć są banalne i opisują świat, jednak mówiąc tylko o tym, co sami już z naszego życia wiemy. W dodatku, przeciwnie niż powinno być w manifeście, Wu Wei nie próbuje nikogo przekonać do swoich racji sensowną jakąkolwiek argumentacją, a raczej objaśnianiem oczywistych rzeczy; jednak jakby nie patrzeć mało rzeczy tłumaczy i wyjaśnia, zapisując bardziej to, co myśli, a co jedynie jest wariacją na temat tejże zasady taoizmu.
Jak każdy system filozoficzny i jak każda religia, tak i taoizm ma swoich filozofów i możliwe jest dyskutowanie na temat jego zasad, rozkładanie ich na czynniki pierwsze oraz analizowanie ich; Wu Wei nie robi jednak tego, a skupia się na powtarzaniu najprostszych podstaw, które w dodatku — bez znajomości tego, co oznacza pseudonim autora — ciężko skojarzyć z taoizmem; przywodzą bardziej na myśl banalne odwołania do chrześcijaństwa oraz pseudoekologiczny bełkot o tym, że ludzie mnożą śmieci oraz rozmnażają się, co prowadzi do przeludnienia. I żadnej więcej refleksji, tak jakby powiedzenie tego i opakowanie w metafory, skądinąd proste i banalne, a także w nieco ładniejszy język, miało uczynić z tego głęboką i wybitną poezję. Zresztą zobaczcie sami i same:
"nieporadność ludzi
ciało ziemi rani"
(s. 39)
Cóż, nie da się zaprzeczyć. Szkoda tylko, że dalej nic z tego nie wynika i wszystko jest jedynie wariacją na temat chciwości ludzkiej i niszczenia Ziemi, a autor nie proponuje żadnego szczególnego rozwiązania oprócz na przykład zapisanej na jednej ze stron jednej linijki tekstu:
"przestańmy się mnożyć"
(s. 32)
Z pewnością jeśli przestaniemy się rozmnażać i wyginiemy, to Ziemi będzie o wiele łatwiej, nieszczególnie pasuje to jednak na rozwiązanie problemu zanieczyszczenia środowiska, które można zaproponować ludziom. Ironizuję oczywiście, jednak prawda jest taka, że autor nie proponuje żadnych rozwiązań, a jedynie narzeka i rzuca takie stwierdzenia, które zapisane w jednej linijce na jednej stronie mają zapewne być głębokie, druzgoczące i dające do myślenia, tylko cóż — nie są. A tak swoją drogą, to mówienie ludziom, aby się nie mnożyli, jest ingerencją w ich życie, a tym samym jest sprzeczne z tą zasadą taoizmu, która jest tak bliska autorowi.
Również z początkowych fragmentów książki, poświęconych przede wszystkim religii katolickiej (później Wu Wei kieruje się bardziej w stronę taoizmu, jednak nadal wierzy w Boga, dlatego można domniemywać, że ta religia nadal jest mu w jakiś sposób bliska) nie za wiele wynika. Człowiek pokazany jest jako istota stworzona na podobieństwo Boga, ale znowu i ta refleksja do niczego nie prowadzi.
"siedzę z Bogiem
na przyzbie
Jezusowej chaty"
(s. 7)
Mimo wszystko są to jednak teksty, które można jakoś interpretować i nad którymi można się jakkolwiek — nawet jeśli tylko przez chwilę — zastanawiać, bowiem późniejsze „wiersze” narzucają już swój przekaz same, toteż ciężko mówić o jakimkolwiek odkrywaniu choćby trochę ukrytych znaczeń. Dalej jest również kilka tekstów nieco lepszych, które już można nazwać poezją (nawet jeżeli kiepską),jednak ich sensualność i wzbudzanie pewnego nastroju w czytających nie ratuje "Dotyku ziemi". Dzieje się tak dlatego, że większość tekstów nie spełnia w pełni wymogów formalnych poezji, a ewentualnie balansuje na ich granicy, zawierają one bowiem podział na wersy, jednak dość sztuczny i wymuszony, a także banalne metafory i tylko nieco ładniejszy język; twórczość Wu Weia przywodzi nieco na myśl Instapoezję, z tym że ona jest jakby nie patrzeć lepsza. Skojarzenie nasuwa się również z powieściami Paulo Coelho, które znowu, porównane do twórczości Wu Weia, są o niebo lepsze (i również głębsze, i bardziej odkrywcze).
Z żalem muszę stwierdzić, że "Dotyk ziemi" Wu Weia nie ma w sobie żadnych zalet, a jedynie wady, może z wyjątkiem dosłownie kilku utworów, które są tylko przeciętne, a zatem nie są ani wadą, ani zaletą. Pozostałe teksty są jednak infantylne i tak banalne, że już bardziej się nie da, przekazują wszystkim znane prawdy i nie próbują nawet szukać rozwiązania problemów, które również są dla wszystkich oczywiste, ale które autor jednak ludziom objaśnia. I gdyby Paulo Coelho pisał poezję, to byłaby ona z pewnością lepsza od twórczości Wu Weia. Trzymajcie się z daleka.