Cieniom Września Kazimierz Sosnkowski 7,6
ocenił(a) na 79 lata temu Spis następujących po sobie wydarzeń z września 1939, jaki w mój mózg wpisały lekcje historii, wzbogacony o wspomnienia moich dziadków i urywki kronik filmowych, choć dotyczy tragicznego okresu, nigdy mnie specjalnie nie przerażał. Myślę, że miało to związek głównie ze świadomością, że wszystko udało się jakoś przetrwać, że Polska nie zginęła. Zresztą, nigdy nie traktowałam suchych faktów emocjonalnie. I mogłabym dalej tkwić w błogiej nieświadomości pewnych sytuacji, gdyby nie książka autorstwa generała Sosnkowskiego „Cieniom września”.
Nie było to moje pierwsze spotkanie z literaturą wojenną, czy wspomnieniami z tego okrutnego czasu. To zawsze są trudne historie, które obciążają pamięć. Ale relacja przebiegu kampanii wrześniowej, jaką zdaje generał Sosnkowski, jest po prostu obezwładniająca. Chyba nie zdawałam sobie wcześniej sprawy, jak bardzo polskie wojsko było nieprzygotowane do wojny z Niemcami. Owszem, wiedziałam o niedostatecznym uzbrojeniu, o problemach z łącznością i środkami transportu. Ale miałam przy tym wszystkim mylne pojęcie, że Naczelne Dowództwo Wojska Polskiego miało jakieś sprecyzowane plany obrony kraju i że w momencie nadejścia ataku wroga wśród głównodowodzących i polityków panowała jednomyślność, co do podejmowanych działań. A tu jednak „rzeczywistość skrzeczała”.
Chaos jest chyba najdelikatniejszym określeniem, jakim mogłabym opisać sytuacje Wojska Polskiego w pierwszych tygodniach agresji niemieckiej. Nie wiadomo kto ma jakie kompetencje, zamiast myśleć zdroworozsądkowo, generałowie wolą pielęgnować wzajemne animozje i zamiast uformować jakiś front, trwonią siły niewielkiej armii. Ujawniają się rażące zaniedbania i brak jakiegokolwiek pomyślunku. Przy czym nic nie można zarzucić żołnierzom, którzy dzielnie i ofiarnie walczą z wrogiem. Ale żołnierze potrzebują mądrych dowódców z planem. A sztab Naczelnego Dowództwa rozpadł się jak domek z kart…
„Cieniom września” powinno być lekturą obowiązkową wszystkich pracowników Sztabu Generalnego. Mi się włosy na głowie jeżyły od czytania relacji Generała, ale zyskałam też świadomość „wąskich gardeł” planów obronnych. Przydałoby się, żeby odpowiednie osoby również tą świadomość miały. Bo jednak czasy mamy niespokojne i…tfu, tfu, tfu – na psa urok…