Powrót Martina Guerre’a Natalie Zemon Davis 7,1
ocenił(a) na 410 lata temu Tyle się o tej książce nasłuchałam peanów - że niezwykle błyskotliwa narracja, ciekawe przybliżenie historii, klasyka antropologii historycznej - że nie mogło być inaczej i się rozczarowałam.
Najbardziej chyba mimo wszystko objętością. Treść właściwa liczy jakieś ledwie 140 stron, dużym drukiem z grafikami, a jeśli odejmiemy rozdziały poświęcone panom, którzy jako pierwsi opisali opisaną przez autorkę historię - to siłą rzeczy jeszcze mniej. Reszta to: przypisy (20 stron),wybrana bibliografia prac na temat Martina Guerre’a (5 stron),wypis wybranych prac autorki (10 stron),posłowie dot. antropologii historycznej i mikrohistorii (40 stron - bardziej treściwe od treści właściwej),wybrane prace z tych dziedzin wydane w Polsce (10 stron),indeks (5 stron). I za to wszystko wydawca życzy sobie… 39,90zł! Jak dobrze, że tanie księgarnie żyją i mają się dobrze; tamtejsza cena odpowiada przynajmniej faktycznej wartości tej pozycji. Wydawnictwo Zysk (nomen omen, rzec można) umacnia się na mojej liście piekielnie czarnych wydawnictw.
Odnośnie samej treści właściwej - niestety, zupełnie mnie nie porwała. Lektura to najwyżej na parę godzin, a męczyłam książkę kilka dni. Temat zdawałoby się naprawdę ciekawy: przywłaszczenie cudzej tożsamości w XVI wieku, reakcja społeczności, dochodzenie prawdy na ówczesnym procesie sądowym… Jakie były motywacje oszusta, a jakie rodziny (szczególnie żony),która decydowała się na prowadzenie takiej gry i w końcu postanowiła ją przerwać, jak to możliwe, że ktoś był w stanie tak idealnie wcielić się w rolę, że gdyby nie przypadek (bądź zrządzenie losu),spora grupa ludzi nadal uważałaby go za prawdziwego Martina Guerre’a. Tym kwestiom autorka poświęca uwagę, ale moim zdaniem zbyt oszczędnie, więcej dowiadujemy się o topografii pogranicza francusko-hiszpańskiego, możliwych trasach podróży bohaterów afery, prawdopodobnym tle rodzinnym, zawodowym, etc. Samo w sobie z pewnością jest to dla kogoś tym rejonem zainteresowanego ciekawe, ale z głównym tematem wspólnego ma znacznie mniej niż niewykorzystany potencjał chociażby opisu procesu sądowego. Mocno zaburzone proporcje: autorka skrupulatnie kreśli tło (solidna kwerenda nie tylko archiwalna),ale podstawowym pytaniom swojej pracy poświęca raptem małą cząsteczkę. W sumie zastanawiam się, po co ta książka powstała w takim kształcie… ani to wyczerpująca monografia historyczna, ani ciekawe popularyzowanie historii, ani zaczątek powieści historycznej. No ale „klasyka i bestseller”.