Najnowsze artykuły
- Artykuły„Psychoza”, „Lśnienie”, „Zagłada domu Usherów”, czyli różne oblicza motywu szaleństwa w literaturzeMarcin Waincetel17
- ArtykułyCzytamy w weekend – Światowy Dzień Zwierząt 2024LubimyCzytać401
- ArtykułyReese Witherspoon i Harlan Coben piszą wspólną powieść. Premiera thrillera już w przyszłym rokuKonrad Wrzesiński36
- Artykuły„Smok Diplodok” już w kinach, czyli komiksowi bohaterowie na wielkich ekranachLubimyCzytać7
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Margaret Murphy
4
5,2/10
Pisze książki: kryminał, sensacja, thriller, literatura piękna
Ten autor nie ma jeszcze opisu. Jeżeli chcesz wysłać nam informacje o autorze - napisz na: admin@lubimyczytac.pl
5,2/10średnia ocena książek autora
75 przeczytało książki autora
41 chce przeczytać książki autora
0fanów autora
Zostań fanem autoraKsiążki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Najnowsze opinie o książkach autora
Jak ćma... Margaret Murphy
4,9
Książka przeczytana przypadkiem. Miałam ochotę na coś innego niż znów fantastyka, która mi się trochę przejadła. Padło na ten kryminał, który niestety nie jest jakichś wysokich lotów.
Pozycja porusza całkiem ciekawy temat, jakim jest znęcanie się nad dziećmi czy ich molestowanie w patologicznych rodzinach czy ośrodkach dla nieletnich itp. Niestety autorka nie udźwignęła tematu. Zupełnie sobie z nim nie poradziła. Książka ma tylko niektóre ciekawe momenty, jakimi są dialogi, ale reszta to katastrofa. Nieumiejętna zmiana wątków tak kaleczy oczy, że to, co czułam podczas czytania to było coś więcej niż tylko irytacja. O postaciach nie będę nawet się rozwodzić, bo nie ma w nich krztyny czegokolwiek. Nawet kartka papieru nie jest aż tak płaska jak one.
Powinnam uciąć czytanie już praktycznie w połowie książki, ale zmusiłam się do jej skończenia dla tematyki, jaką przedstawia i szczerze to bardzo chciałam wiedzieć, kto odpowiada za morderstwa. Muszę przyznać, że takiego obrotu spraw się w ogóle nie spodziewałam. Oczywiście ta pozycja nie należy do tych, które chce się powtórnie przeczytać. W ogóle dziwię się, że została wydana.
Osobiście jednak nie polecam.
Dobranoc, aniołku Margaret Murphy
6,2
O, Matko i Córko. Nie mam pojęcia co napisać. I w sumie czy dziękować, za podrzucenie tytułu, czy wściekać się za zafundowanie takich emocji. Dawno, bardzo dawno nie miałam książki tak blisko siebie.
Podejrzewam, że z dwóch powodów. Po pierwsze, to w jakimś sensie mój chleb powszedni. Pracuję między innymi z takimi ludźmi, takimi rodzinami. Niemal od podszewki wiem jak to wygląda, wiem jak to może wyglądać. I o ile pewnie z zaciekawieniem czytałabym o pracy w Wydawnictwie, czy w szalonym świadku badaczy jakościowych, w którym spędziłam po kilka ładnych lat, o tyle czytanie o przemocy, do tych tematów nie należy. Kurcze, mocno realistycznie to zostało opisane. Jak na moje lekko fachowe oko. Po drugie, jako szalona matka niemal bezwiednie przeniosłam fabułę na siebie. Niestety, mam problem z krzywdzeniem dzieci w książkach. Nie umiem odciąć się, czytać jako coś co wydarzyło się, albo i nie wydarzyło, gdzieś tam i kiedyś tam. Zawsze, moja chora wyobraźnia przenosi fabułę bardzo blisko mnie. Podobnie mam ze zdradami. Niczym jakieś fatum, które wisi nade mną.
Ale, ale…
Trzeba przyznać, że to bardzo dobra książka. Swoisty obraz okrucieństwa, przemocy nie tylko fizycznej, malunek tego do czego może doprowadzić przemoc. Jakie ma oblicza, na ile jest toksyczna i jak szalenie trudno jest się od niej uwolnić. I czy w ogóle jest to możliwe.
W jakimś sensie mocno statyczna książka. Pisana obrazami, stałymi miejscami, bez specjalnego kreślenia obrazu wokół. Nastawiona na emocje, przemyślenia, wrażenia, odczucia. Z tego powodu mogła sprawiać wrażenie wolnej. Niemal niekiedy do uśpienia. Ale to bardzo złudne, bo o ile fabularnie jest raczej wolna, o tyle na poziomie emocjonalnym wiele się dzieje.
To bardzo przygnębiająca książka. Książka o kobiecie skazanej na nieszczęście, na ból, na cierpienie. Mocno przemocowa rodzina i mąż, świat od którego ucieka razem z malutką córką, by wpadać w ręce kolejnych nienajlepszych ludzi. I choć na jej drodze pojawiają się dobrzy, spotyka też złych, którzy niszczą jej życie. Nie wystarcza odebranie życia córce, zaczyna się prześladowanie samej Kate. Kolejne oblicze przemocy, która po raz kolejny dotyka bohaterkę.
Kate poznajemy jako słabą, nieporadną, załamaną, poddającą się kobietę, która traci chęć do życia, do kolejnego dnia, do czegokolwiek. Odcięta od przyjaciół, mechaniczna w pracy obudzona zostaje przez maniaka, który zaczyna przypominać jej o utracie córki. Zdesperowana, bez sił, szalona Kate. Do tego stopnia, że na początku wcale nie byłam przekonana, czy cała intryga nie dzieje się w głowie bohaterki. Czy ona sama nie stoi za swoimi urojeniami, prześladowaniami. Przyznam, napisane jest to bardzo sugestywnie, można mieć wątpliwości. Niesamowita jest scena gdy Kate mówi „nie”. Kiedy Dave po raz pierwszy słyszy jej sprzeciw, gdy po raz pierwszy natrafia na opór, na przeciwstawienie się.
Autorka dba o szczegóły. Nie kreśli tylko bohaterki, ale w niewielu silnych, mocnych słowach nadaje wymiar bohaterom drugoplanowym. Adam, Berni, Moira, policjanci i inni. Każdy z nich jest historią, o każdym wiemy więcej niż sama bohaterka. Zwykle nie są to dobre rzeczy. Może z tego powodu cała opowieść wydaje mi się przygnębiająca. Autorka niesamowicie i jakże prosto obdziera ludzi z ich tajemnic. Pokazuje drugie dno, historie przeszłe, które głęboko skryte w świetle dziennych, pojawiają się nocami, w ciemnych kątach domu, rodzą się codziennie na nowo.
Zakończenie mnie w sumie nie zaskoczyło, choć przyznam, że nawet nie starałam się rozwiązać zagadki, kto jest prześladowcą Kate. Nie odczuwałam potrzeby zgadywania, bardziej czekałam na moment, kiedy uda się bohaterce złapać choć jeden oddech spokoju. Udało się. Niemal na ostatniej stronie. A końcowe jej słowa, to nadzieja na pogodzenie się z przeszłością i próba życia nie w niej, ale z pamięcią o niej.
Powtórzę to bardzo dobra książka. Bardzo mocno energetyczna, ale dobra. Jednak z ręką na sercu przyznam, że nie wiem czy sama z siebie sięgnę po kolejne książki autorki. Ale i tak przyznam, że warto było przeczytać. Warto poznać sposób pisania. Może kiedyś…