Wizja świata. Opowiadania wybrane John Cheever 7,0
ocenił(a) na 815 tyg. temu Wyobraź sobie czyste płótno rozpięte na blejtramie.
Wyobraź sobie siebie stojącego na wprost.
Wyobraź sobie, że jesteś malarzem.
Środkiem wyznaczasz ulicę o poboczach równych, jak od linijki, po czym sięgasz po kolory. Zaczynasz od pasteli, tych jasnych. Wzdłuż każdego z chodników malujesz domy. Pastelowe, delikatnie cukierkowe, tak ładne, że aż nierealne. W każdym oknie kwiaty, ozdobne rolety i słodycz wylewająca się drzwiami wprost na przystrzyżone równiutko i nawodnione trawniki.
Potem sięgasz po barwy nasycone. Mocną zielenią stawiasz drzewa do samego nieba. Malujesz mocne słońce o wielkości naleśnika i dodajesz wesoło ćwierkające ptaki. Tworzysz obraz, z którego czuć zapach świeżo upieczonych muffinek. To babeczki o tysiącu smaków, pełne rozkoszy podniebienia, po które można sięgać bez ograniczeń.
To wszystko aż prosi się o lukier, myślisz. Polewasz więc glazurą, dosładzasz, na każdym domu-babeczce misternie dokładasz wisienkę, koniecznie kandyzowaną. Od słodyczy zaczyna cię mdlić, co jednak nie hamuje cię przed posypaniem wszystkiego cukrem pudrem.
Voila.
Odsuwasz się od blejtramu i z ukontentowaniem oceniasz swój obraz.
Arcydzieło sztuki? Abstrakcja? Ależ skąd. To hrabstwo Westchester, dzielnica nowojorska, którą znajdziesz na każdej mapie. To o niej pisze John Cheever, o jej plastikowych mieszkańcach i przesłodzonych życiach pokazywanych na zewnątrz. Liczy się to, co poza drzwiami, bo przecież baczne oczy sąsiadów weryfikują każdy ruch. Są grille, wspólne spotkania, urodziny, czy nudne, upalne popołudnia z drinkami w ręku. Och, jak tu uroczo, chciałoby się powiedzieć.
Jednak ta słodycz zważa się już w momencie przekraczania progów ich domów, co robi John Cheever. Ci ludzie nie chcą go u siebie, nie zapraszają go, lecz on ostentacyjnie wtarga do środka, robi sobie kawę i siada przy stole w kuchni. Nic nie mówi, tylko obserwuje, a to, co widzi, pisze. Ci ludzie to oszuści samych siebie. To idealni wręcz aktorzy, którzy przywdziewają maski na pokaz. Impreza alkoholowa u sąsiadów i zastrzelenie własnego męża? Poniżenie przez kobietę zwolnioną z firmy? Obsesyjne podsłuchiwanie sąsiadów przez fale radiowe? A może nuda, o której nikt woli nie mówić, zwłaszcza kobiety, które udają niezbędne gosposie domowe? Tu, w tych domach, można wszystko pod warunkiem, że momentów słabości nikt nie widzi. Że kompromitacja i śmierdzące spocenie ze strachu nikt nie dostrzeże, nie wywącha i nie przekaże dalej. Że łzy i upadek zostaną poza wzrokiem intruzów. Bo przecież trzeba wstać, otrzepać kolana, rozejrzeć się wokoło, czy aby nikt nie widział i nie słyszał i ruszyć do domu. W drodze jeszcze poprawić włosy i dumnie wyciągnąć brodę do przodu dając do zrozumienia, że oto ja, szef własnej firmy, wracam z pracy, umęczony lecz zaraz zasiądę z gazetą i zasłużonym drinkiem, który mi się wręcz należy, a żona poda mi obiad. Oby tylko coś innego niż wczoraj.
I nie trzeba czytać przedmowy, by czytelniczo wręcz wejść w świat sztuczności i udawania. Tu szafuje się blichtrem i majątkiem, tu nie mówi się o byciu słabym, czy o depresji. Tu wręcz panuje głód szczerych rozmów. Bo prawda jest taka, że kobiety siedzą w domach, nudzą się, marzą o tym, co niedostępne i wydają pieniądze zarobione przez małżonków. Szukają sobie na siłę zajęcia, bo bezczynność nie współgra z tym miejscem. Grunt to stwarzać pozory zabieganej i zapracowanej. Panowie zaś malują sobie wizerunek siebie, który ni jest niczym innym, jak wyświetlanym pod powiekami filmem marnego reżysera.
Czytasz i przepadasz. Czasem łzy pchają ci się do oczu, czasem śmiejesz się z tych bohaterów i jednocześnie podziwiasz autora, bo ten nie musiał szukać fabuły. Ona się sama napatoczyła. Wystarczyło tylko wejść do słodkich domów ludzi na przedmieściu Nowego Jorku, wejść w te cztery ściany zamykane na klucz. Ludzie, daje do zrozumienia autor, to dziwne typy, które boją się...
Sam dokończ, czego. Czego ci ludzie się boją...
#agaKUSIczyta