Wykład profesora Mmaa Stefan Themerson 7,5

ocenił(a) na 1035 tyg. temu Ten wspaniale ironiczny obraz ludzkości – przewrotnie przedstawionej jako społeczność termitów, choć ślepych, to dorównujących nam poziomem nauki i kultury oraz niestety i polityki – także i mnie jawi się jako genialny prequel Lema (a powstał wszak w latach 1942-43, co ma znaczenie…).
Naukowcy termiciej społeczności za obiekt badań biorą właśnie człowieka, określanego jako „homo-wertykalny”, sami się zaś definiują jako horyzontalni ”abdomenowcy” (abdomen - odwłok u owadów). Człowiek bada jednak i ich samych.
Chyba nikt nie obrazi się, jeśli zaspojleruję, że obraz z tego wynikający nie jest dla dwunożnych zwierząt przesadnie budujący, podobnie zresztą jak dla sześcionożnych.
Rozbieżności wynikające z metodyki badan oraz ich wyników (i nie tylko) zaczynają rodzić wśród uczonych poważne kontrowersje. W tle naukowego termiciego sporu – plotki, afery, niesnaski i intrygi, typowe dla każdej kultury, czy żyjącej nad, czy pod ziemią. Atmosfera staje się rewolucyjna: chodzi po prostu o to, że „termitokracja musi być zastąpiona przez otwartą dyktaturę abdomenowców”.
Poziom pozornie absurdalnej abstrakcji rośnie ze strony na stronę aż do końcowej apokalipsy. Ilustracją taki dialog naukowców:…
- Tworzysz nieprawdy tak pozbawione sensu, że trudno im zaprzeczyć.
- Trudno albo „nie można”. A czymże się różnią „nieprawdy”, którym nie można zaprzeczyć, od prawd?
- Od „prawd”, których nie można dowieść, nie różnią się rzeczywiście niczym.
Wszystko to z imponującą inteligencją, oryginalnym dowcipem i nadzwyczajnym polotem opisane wyszukanym językiem przez Autora - kompletnego, a niesłusznie zapomnianego, geniusza. Niestety - jako ignorant filozoficzny - nie wszystkie z setek intertekstualnych odniesień zdołałem należycie rozpoznać, a w efekcie ocenić i docenić… Cóż, trzeba było się uczyć…
Ale to, co do mnie jednak jakoś tam dotarło – przepyszne. Piękne kpiny z Freuda, występującego tu jako prof. Sigismund Kraft-Durchfreud (żeby żart był pełniejszy, trzeba wiedzieć, że Kraft durch Freude czyli „Siła przez radość”, to organizacja sportowo-turystyczna III Rzeszy): „ Kto mi zaprzeczy, że jestem durchfreudysta? Nikt. Ergo: jestem durchfreudysta. I w konstytucji nie jest napisane, że nie wolno być durchfreudystą. Ergo: wolno być durchfreudystą. I w konstytucji nie jest napisane, że durchfreudyście nie wolno mieć kompleksów. Ergo: durchfreudyście wolno mieć kompleksy. Gdybyś chciał, żeby durchfreudyście nie wolno było mieć kompleksów, to tak jakbyś chciał, żeby architektowi nie wolno było mieć mieszkania”.
Inne nazwiska to poziom najwyższej parodii – niczym w „Dziennikach gwiazdowych” - np. Errtrand Busssel, dr Lukullus Savarin, dr Brillat-Ćwierciakiewicz, prof. Einfuss-Dreistein, dr Niebylejaki (ekstrapolacja euroosła?),August Hrabia (Comte?),Ur Szfiters (dadaista Kurt Schwitters),ale i Themeris Stefenson (anagram samego Autora).
W świecie termitów najważniejszą identyfikacją jest oczywiście zapach, po którym rozpoznają się wzajemnie oraz zarazem miejsce danego osobnika w hierarchii społecznej. Także w ten sposób się wypowiadają („Przeciwko komu pachniał? Przeciw nikomu” (…) Nie ma zjawiska, które by nie było przeciwko komuś”).
Nawet orkiestra prezentuje nie muzykę, ale właśnie wrażenia olfaktoryczne. Koncerty budzą kontrowersje, zwłaszcza gdy dyryguje Ur Szfiters: „Drugi temat uderzył do razu w naftalinę i smołę, by po przejściu do geranium i kasztanów miotać się pomiędzy zapachami belladony i pluskwy z jednej strony, a zapachami cebuli i zgniłej ryby - z drugiej”. Nie brakuje zatem głosów, że Mistrz „prezentuje dzieło wielkie być może, ale należące do tego gatunku utworów >>nowoczesnych<<, które wywąchać jak należy i ocenić można będzie dopiero kiedyś z perspektywy przyszłych pokoleń”.
I najważniejszy dla mnie cytat, wręcz przesłanie koncertu: ”Koniunkturalnie możemy pachnieć razem, ale zasadniczo: n i e m i e s z a j m y n a s z y c h z a p a c h ó w”.
Nasze teksty kultury, autorstwa np. Maurice’a Maeterlincka na papier przelane, to dla termitów tylko „przeszkody smakowe” podczas pożerania celulozy, bo książki wchodzą termitom do głów podczas ich konsumpcji. A w świecie termitów występują rozbieżności, czy ludzkie teksty należy pożerać od lewej do prawej, czy też odwrotnie (o czym mają np. świadczyć tekst Tory).
Filozofia jest pod ziemią mocno rozwinięta: „Jak to odkrył przed paru pokoleniami niejaki Chegel, prawda jest, że prawdy nie ma, ale się staje (..) Wynikało z tego niedwuznacznie, że jeśli prawda, to i rzeczywistość, i wiara, i ideały, administracja i wszelkie instytucje nie są absolutne, nie są ostateczne, a jedynie stają się”.
Z kolei „wielki hipertermit Nicze, zaratustrząc o woli władania, trafniej wywąchał świat niż np. szybkobiegacz No-i”.
A któż taki pojawia się pod postacią „raczej nędznie pachnącego jegomościa w średnim wieku. Pędził przed sobą większego od sobie świętojańskiego robaczka i wibrował antenkami na wszystkie strony. (…) Konstabl stojący na warcie, przywąchiwał mu się uważnie:
- Stop! – zawołał. – Dokąd idziesz? (…)
- Szukam termita. (…)
- Kogo? – wykrzyknął konstabl. – Termita! Jak się nazywa ten termit. Jakiego termita?
- Po prostu:Termita. (…)
- Nie ma niczego takiego – odrzekł konstabl.
- Właśnie dlatego szukam – mruknął przybysz i ruszył swoją drogą, pędząc przed sobą swego świętojańskiego robaczka. (...)
„Pchlakrew! A może trzeba go było doprowadzić do komisariatu? – zastanowił się konstabl”.
Termity badają zatem nas, a my - je, choć nie ma tu paralelizmu takich doświadczeń: „Setki – powiedział prof. Mmaa – tysiące, dziesiątki tysięcy naszych braci schwytanych przez homo-entomologów, cierpi i ginie bohatersko w szklanych pudełkach obserwacyjnych w imię homo-nauki. My zaś dla naszych pracowni naukowych nie możemy zdobyć ani jednego osobnika homo (…) Prawie wszystko, co wiemy o homo na pewno, zdobyte zostało dzięki obserwacji od wewnątrz. Jaki byłby homo, gdyby udało się nam pociąć go na dziesięć tysięcy fragmentów, węższych od średnicy naszych tuneli, gdyby udało się nam te fragmenty sprowadzić do audytorium i złożyć z powrotem w pierwotnie żyjącą całość?
Postęp poznawania ludzi przez termity i odwrotnie czasem prowadzi do tragedii: ”Zwierzę, jakim się zajmował, mianowicie niejaki Koenig, okazało się entomologiem i zainteresowało się naszym uczonym tak samo, jak ten nim. Współpraca, która w zasadzie mogła być korzystna dla stron obu, skończyła się nieszczęśliwie dla naszego mammiferologa, który zginął bohaterską śmiercią uczonego, rozgnieciony – nie udało nam się stwierdzić, w jakim celu – jedną z dwóch stop entomologa gatunku homo”.
Niektóre wnioski termicich naukowców mogą dziwić; mierzą innych swą własną miarą, ale czy znów się tak bardzo mylą?: „Klucz ogranicza się do zanotowania typu Człowiek przez wielkie C oraz typu człowiek przez małe c, przy czym ten ostatni oznacza po prostu homo-osobnika bez imienia i bez nazwiska, którego się wzywa w pewnych chwilach życia: ”Stara, zawołaj no tam człowieka, żeby zlew przepchał”, ”Stara, sprowadź no tu człowieka, żeby szafę przesunął”.
Inne wnioski badań niepokojąco zabrzmią dla niektórych: ”Homo jako gatunek przeżywa swój prymitywny okres rozwoju. Najbardziej charakterystyczne dla tej prymitywności jest to, że cechy płciowe wszystkich homo-osobników wciąż są jeszcze wybitnie zdecydowane, albo samcze, albo samicze. Tertium non datur”.
Albo: „Na horyzontalność homo zdobywa się jedynie w wielkich chwilach swego życia: po tzw. przyjściu na świat, w czasie dziwnego stanu regeneracji organizmu, która odbywa się u niego co dobę, w czasie kopulacji oraz po śmierci. Ów nieprawdopodobny upór, z jakim, poza wymienionymi okresami, homo trzyma się swej pozycji pionowej, ma w sobie coś niepokojącego. Nikomu jednak nie udało się dotąd odkryć mechanizmu utrzymującego homo w jego równowadze chwiejnej, choć jego homo-anatomia jest nam znana w najdrobniejszych szczegółach dzięki doskonałym pracom naszych prosektorów, którzy zajmowali się tym tematem od samego pojawienia się homo poziomego pod powierzchnią ziemi”.
Człowiek jest dla nich zatem zagadką: „Jest dla nas tajemnicą również, w jaki sposób homo rozwiązuję zagadnienie utrzymywania się wertykalnego, które jest jedną z cech najbardziej dlań charakterystycznych”.
Człowiek jest też dla nich także kameleonem: „O posiadających właściwość tzw. kameleonowatości, polegającej na czasowym zmienianiu koloru powłoki zewnętrznej pod wpływem tych procesów fizykochemicznych, które – gdyby chodziło o termity - nazwalibyśmy przeżyciami wewnętrznymi. Osobniki należące do tej grupy potrafią fioletowieć z gniewu, czerwienieć ze wstydu, zielenieć z przerażenia, żółcieć ze zgryzoty i szarzeć z powodów wyłuszczonych w prawie mimikry”.
Poglądy niektórych uczonych wręcz nas obrażają: „Homo nie posiada duszy. Istota Najpłytszo-Najgłębsza stworzyła homo tak, jak inne mammifery: bez duszy. Homo jest biomechanizmem i tyle”.
I tak jak ludzie, termity mają stawać na zadanie w równym, karnym szeregu, bez żadnego tam inteligenckiego rozszczepiania włosa na czworo:
„- A wy tam? Nie jesteście bracia? (…)
- Jesteśmy - odkrzyknęli. – Ale…
- Nie ma „ale”!
- Tak, lecz….
- Nie ma „lecz”…
- Oczywiście, jednak…
- Nie ma „jednak”…
- Mimo to, sprawa nie jest prosta, ponieważ…
- Sprawa jest prosta! Jesteście, czy nie jesteście?
- Jesteśmy…
- Wiec jazda! Na co czekacie?”.
„Nigdy nie zabraknie termitów wykrzykujących rzeczy, które nie maja sensu” – komentuje smętnie narrator.
A skoro to lata 40., to nie tylko w Europie, ale i u termitów wszędzie „dawało się słyszeć wzbierającą tęsknotę za rządami Silnych Anten”.
Także „stróże porządku” niczym się „tu i tam” nie różnią: ”Strażnicy byli, jak ogół abdomenowców zresztą, ślepi, lecz na dodatek byli jeszcze, jak ogol funkcjonariuszy departamentu Spraw Ośrodkowych - głupi. (…) Zastanawianie się nad tym, co czynią, wydawanie sądów, wyciąganie wniosków i w ogóle pojedynkowanie się z własnymi myślami nie leżało w ich interesie.”
Różnic nie ma także miedzy tym, co prywatne a co publiczne: „Prawdziwie, całym sobą, działać dla ogółu można tylko wtedy, kiedy to leży we własnym interesie”.
Jak i my, termity cieszą się również „zmienianiem znaczenia słów przez krętaczy”: „Uwzględniając, że to, co u jednych nazywa się siłą, u innych nazywa się bezwzględnością, że to, co u jednych nazywa się bohaterstwem, u innych nazywa się brutalnością, że to, co u jednych nazywa się dumą, u innych nazywa się butą, że to, co u jednych nazywa się tupetem, u innych nazywa się hucpą, że to, co u jednych nazywa się mądrością polityczną, u innych nazywa się krętactwem i chytrością, że to, co u jednych nazywa się zyskiem, u innych nazywa się zdzierstwem i łupiestwem, że to, co u jednych nazywa się kołtunem, u innych nazywa się parchem…. itd., itp.”.
I jeszcze taka ich koncepcja wolności, (jako uświadomionej konieczności?): ”Moja idea to to, że wolność jest wtedy, kiedy się chce tego, co się musi”..
Tylko system wierzeń mają nieco inny niż my: „Cały wszechświat mieścił się bez reszty między Istotą Najpłytszą a Istotą Najgłębszą”. Acz zagrożenia fundamentalizmem podobne: „Tragedia jest dopiero wtedy, kiedy ten, któremu łatwo o bohaterskie czyny, wpadnie w manię religijną”. Dlatego: ”Minister nie powinien wierzyć; przeciwnie, minister powinien być niewierzący. Tylko bowiem bezwyznaniowość ministra może dać gwarancję, iż nie będzie on liczył na cuda, które za niego wykonają pracę jego resortu”.
Ale ani żadne wierzenia, ani nawet ich brak, nie pomogą społeczności wobec zmasowanego ataku…
I jeszcze parę smakowitych cytatów:”
…Każde rozwiązane przez naukę ścisłą zagadnienie wysuwa setkę nieprzeczuwanych uprzednio zagadnień nowych i w ten sposób, w miarę rozwoju nauk ścisłych, niewiedza nasza się jedynie powiększa…
Jeśli nauka nie umie czegoś zrobić naprawdę, to robi to na niby (…) Pod opiekę wyobraźni uciekamy się wtedy, gdy nie możemy uciec się pod opiekę rzeczywistości…
….Bezstronny kronikarz może zanotować jedynie, że prof. Mmaa miał opinię mądrego u tych, którzy mieli opinię niegłupich u tych, którzy mieli opinię tępaków u tych, którzy mieli opinię idiotów u prof. Mmaa. Jednocześnie miał opinię fantasty u tych, którzy mieli opinię postrzelonych u tych, którzy mieli opinię dziwaków u tych, o których on sam twierdził, że są prawdziwymi naukowcami…
…Mieszkańcy Osiedla hodowali w swych głowach, thoraxach i abdomenach pewne kolonie bakterii zwanych – słusznie czy nie – bakteriami sumienia, które kazały im racjonalizować ich czyny, czyli wymyślać przyczyny po dokonaniu faktów. (…) Jeśli ktoś z innego świata zechce nazwać owe wewnętrzne bakterie bakteriami nie sumienia, lecz hipokryzji, bezstronny kronikarz nic na to poradzić nie potrafi…
…Słowo "względność" zaniepokoiło audytorium. Było to niebezpieczne słowo. Nikt nie wiedział dokładnie, co ono oznacza, ale każdy czuł doskonale, że podważa ustalone pojęcia i uznane autorytety….
…Jeszcze bardziej niż o swą opinię u innych dbał o swą opinię u siebie samego...