Wykład profesora Mmaa Stefan Themerson 7,5
ocenił(a) na 98 lata temu Totalna dawka intelektualnej niejednoznaczności.
Praca Themersona, od strony formalnej, to wykłady termitowego profesora nauk przyrodniczych Mmaa, który przed szerokim audytorium współobywateli, prezentuje anatomię, fizjologię i zachowanie zbadanego przedstawiciela gatunku HOMO. Próbkę językowej ekwilibrystyki daje opis samego profesora (str.16):
"...miał opinię mądrego u tych, którzy mieli opinię niegłupich u tych, którzy mieli opinię tępaków u tych, którzy mieli opinię idiotów u prof. Mmaa. Jednocześnie jednak miał opinię fantasty u tych, którzy mieli opinię postrzelonych u tych, którzy mieli opinię dziwaków u tych, o których on sam twierdził, że są prawdziwymi naukowcami."
Powieść to oczywiście jedynie pretekst do analizy kondycji człowieka, tak jak autor widział rzeczywistość, w smutnych latach zawieruchy II Wojny Światowej. Tętniący świat termitów jest wielopoziomowym (dosłownie i w przenośni),przeniesionym z ludzkich relacji społecznych, miastem. Czytanie wymaga uważności i znajomości szeroko rozumianej kultury i nauki. Aluzje filozoficzne i polityczne spotykamy na każdej stronie. Jest elita władzy, akademicki patos i rewolucja. Nie wszystko udało mi się uchwycić. Dekodowanie tropów, jakimi podążały myśli autora stanowią frajdę samą w sobie. Oczywiście to, co ostatecznie rozszyfrowałem sprawiło również sporo przyjemności.
Dominujący humor jest wysokiej próby. Do najzabawniejszych fragmentów zaliczyłbym, jedną z metod badania kultury homo przez termity, czyli zjadanie celulozy (tak, to nasze książki),która to czynność daje wgląd w ludzką twórczość, gdy smakowita strawa przerywana jest licznymi szkodliwymi obcymi elementami (to nadrukowany tekst). Dumny pożeracz treści opisany jest tak (str. 17):
"...zastosował metodę horyzontalnego pożerania napotkanych arkuszy celulozy przy równoczesnym notowaniu w pamięci przeszkód smakowych, znajdujących się na obu powierzchniach każdego arkusza."
Przy okazji dostajemy ciekawą debatę nad sposobem zjadania celulozy i tych zaczernionych fragmentów. Czy zjadać od lewej do prawej, czy wręcz przeciwnie (str.19):
"... (przedstawiciel homo) nazywał się Maeterlinck, jeśli przyjąć tezę (...) horyzontalnego pożerania z lewa w prawo, albo też: kcnilreteam, jeśli obstawać będziemy przy tezie (...),która na podstawie innych celuloz, zwanych Tora, Miszna i Gemara (...) twierdzi, że powinno się pożerać z prawej w lewo(...) "
Jest to o tyle istotne, że przyswojone treści zupełnie inaczej wyglądają, a wspólne stanowisko z częścią badaczy o nazwiskach sugerujących semickie pochodzenie, jest niemal niemożliwe. Stąd liczne konfrontacje poglądów żywcem przeniesionych ze świata ludzi. Jest spór o pochodzenie świata (str. 71-71),o ubezwłasnowolnianiu ludzi w zakładach zamkniętych (str. 148),o istnieniu prawdy (str. 155-156) czy pytania o możliwy kres nauki (str. 190-191).
Postacie przewijające się w mieście termitów dziwnie przypominają ludzkich przedstawicieli. Poznajemy Freuda, Swifta, Einsteina, Rousseau. Każda postać, jak łatwo zgadnąć, ma pewne cechy ludzkiego odpowiednika podane w sposób karykaturalny. Przykładowo, dr Sigismund Kraft-Durchfreud stwierdza, że wada wymowy kolegi pochodzi (str.62):
"...stąd, że pan sobie w jaju jeszcze albo w inkubatorze przegrzał genitalia, których pan zresztą nie ma"
Piękna satyra na freudowskie źródła ludzkich problemów psychicznych. Do moich ulubionych fragmentów należy przywołanie jednej z najbardziej znanych idei Nietzschego (str. 272-273):
"Wielki hipertermit Nicze cierpiał na chroniczne migreny. A czyż naukowa obserwacja takich, na przykład, mocników nie znajduje, że hipertermit Nicze, zaratustrząc o woli władania, trafniej wywąchał świat niż, na przykład, szybkobiegacz No-i, ktorego głowa nigdy mu nie doskwierała?"
Między wykładami profesora stajemy się świadkami codzienności, która również przypomina naszą ludzką. Mamy, więc kryzys monarchii, gdy królowa przestaje składać jajka. Mamy debaty filozoficzne reprezentantów szkoły materialistycznej (Mmaa) i egzystencjalnej (prof. Duch). Themerson genialnie pokazał dyplomatyczną hipokryzję (str.179) podczas negocjacji o pomoc sąsiedniego osiedla termitów przed atakiem mrówek.
Całość jest podana w sposób mogący zadowolić poliglotów (liczne nieprzetłumaczone wstawki francuskie, biologiczne nazewnictwo po łacinie). Lingwiści dostają całą menażerię nieistniejących słów (str. 55-57) . Niejedna praca akademicka mogłaby powstać na bazie słownictwa z tej książki.
Jeżeli miałbym pokusić się o inspiracje u Themersona, to źródeł zapewne należałoby szukać u klasyków. Mechanizmy władzy mają coś z machiavellicznego „Księcia”, metodologia badań na różnych skalach to oczywiście Swift i jego Guliwer. Na pewno Diderot i Wolter stanowili wzorzec ciętego języka pełnego celnych fraz. Dostajemy odwołania wprost do hamletowych Rozenkranca i Gildensterna (str. 197).
Wybrany zestaw postaci aż prosi się o pytanie, czemu w edukacji młodzieży „Wykład profesora Mmaa” nie istnieje? Książka, choć zapomniana, przez fachowców uchodzi za jeden z najważniejszych polskich wkładów w literaturę światową. Nie przypadkiem angielskie wydanie zostało opatrzone wstępem samego Bertranda Russella.
Polecam, może nie przed snem, ale warto czasem wrócić do tradycji literatury zaangażowanej w budowanie Kultury przez duże K. Zawiera wszystko, czego oczekuję od literatury. Humor, intelektualną przygodę, zagadki filozoficzno-historyczno-przyrodnicze i satyrę na kondycję człowieka. Przypuszczam, że czytając ponownie "Wykład profesora Mmaa" moje odczytanie sensu byłoby zupełnie inne. Stąd możecie zignorować moje mniemania i odczytać powieść zupełnie inaczej.
Umieściłem sporo cytatów, bo moja analiza jest blada przy kunszcie Themersona, który potencjalnego czytelnika najlepiej zachęci do pochylenia się nad pracą.