Motywem przewodnim tego tomu teoretycznie jest zaraza nawiedzająca Mega-City One, ale w rzeczywistości to tylko jedna z wielu zaprezentowanych krótkich historii. Przygody, z jakimi mierzy się Sędzia Dredd nie są najwyższych lotów, nie zapadną w pamięć za wyjątkiem pojawienia się przerażającego i jednocześnie karykaturalnego Sędziego Śmierć oraz uroczej Sędzi Anderson. Poza tym strzelaniny, motyw Frankensteina, uliczne gangi (w tym gang małpich mutantów),szaleni naukowcy, sekciarze, buntownicy oraz... grubasy. Ot, codzienność metropolii.
Dopiero w końcówce tomu pojawiają się kolorowe plansze i w przeciwieństwie do poprzednich kompletnych akt, kolor obejmuje cały "odcinek", a nie pojedyncze karty. I właśnie tu odkryłem, jak bardzo podoba mi się kreska Mike McMahona!
Kreska nawiązująca do lat 70. z typowym realizmem wczesnych lat 90. Fabuła oklepana: mamy zabójcę i wielkie polowanie, niczym z filmów „kopanych” (van Damme, Schwarzenegger!). Są elity, brudne i złe, podobnie jak sami politycy, można się domyślić, że ich sensem życia jest czysty eskapizm i zabijanie wszechobecnej nudy. Jest kobieta i pies. Nie powinniśmy współczuć głównemu bohaterowi, ponieważ jest on zły. I nijak nie możemy z nim sympatyzować, bo i po co? Tak mniej więcej przedstawia się fabuła Button Mana. Jak widać, nie jest zachęcająca. Ot, przeciętna pulpa jakich dużo było i będzie. Jednak im bardziej angażujemy się w poznanie życiorysu Harry’ego Extona, który przystąpił do „gry”, tym mocniej wchodzimy w świat specyficznie pojętych zasad, honoru i po prostu tego, co kiedyś nazywano stylem…
https://kmfsagitta.pl/2023/08/31/button-man-cyngiel/