Alexandra Bullen była już w swoim życiu dramatopisarką, kelnerką, basistką, ogrodniczką, recenzentką scenariuszy, instruktorką jogi oraz asystentką. Dorastała w Massachusetts, ukończyła studia w Nowym Jorku, mieszka przez większość roku na wyspie Martha’s Vineyard (wyjątkiem są pobyty w San Francisco). Właśnie ukończyła drugą książkę z cyklu Życzenie.http://
Do tej książki podchodziłam trzy razy i za każdym porzucałam ją po kilku rozdziałach, ponieważ aż tak mnie nudziła. Uwierzcie mi, naprawdę próbowałam zmusić się do przeczytania dalszego ciągu, ale po prostu nie potrafiłam. W końcu, za czwartym podejściem wytrwałam i przeczytałam ją do końca. Okazało się, że mimo beznadziejnego początku dalsza treść nie jest taka zła.
Co w tej powieści sprawiło, że wydawała się być dla mnie aż za nadto nudna? Przede wszystkim szczegółowe do bólu opisy, którymi autorka zasypuje nas na samym początku. I choć im dalej, tym ich mniej, to jednak cały czas się gdzieś pojawiają, spowalniając czytanie i sprawiając, że czytelnik wręcz zanudza się na śmierć. Może dla niektórych jest to plus, bo przecież można sobie wszystko dokładnie, wręcz idealnie wyobrazić i tak dalej, ale ja jestem zwolenniczką małej ilości opisów.
Akcja na szczęście z czasem się rozwinęła i trochę mnie zaciekawiła. Mamy tu wiele wątków, które niekiedy splatają się ze sobą. Ten miłosny także się pojawia ( a jakżeby inaczej ) i miałam wrażenie, że bezpodstawnie staje się on tym głównym wątkiem. W którymś momencie myślałam, że pojawi się trójkąt miłosny, jednak myliłam się co do tego i chwała autorce za to, bo mam szczerze dość tego schematu w młodzieżówkach.
Sam pomysł na powieść był dobry, chodzi mi tutaj szczególnie o ten z magicznymi sukienkami spełniającymi życzenia, jednakże nie mogę oprzeć się wrażeniu, ze pani Bullen niekoniecznie w całości go wykorzystała i mogło z tego wyjść coś nieco lepszego. Nie wiem, czego się spodziewałam, może więcej magii. No cóż, trzeba zadowolić się tym, co jest.
"Życzenie" to książka o młodzieży i dla młodzieży. Ostatecznie uznaję, że jest to całkiem przyjemna powieść, lecz momentami nudnawa. Spodoba się nastolatkom, a starszym czytelnikom może niestety nie przypaść do gustu.
Ta książka otworzyła mi oczy.
Na pierwszy rzut oka historia Hazel Snow nie wydaje się być jakoś szczególnie niezwykła.Poznajemy samotną dziewczyną z wielkim talentem fotograficznym, Na 18 urodziny dostaje imię i nazwisko swojej biologicznej matki.Jednak los jej nie sprzyja.Dziewczyna odbiera całkiem inną sukienkę, a spotkanie z matką nie przynosi spodziewanego efektów.Hazel wypowiada życzenie, by poznać swoją matkę.Cofa się w czasie i poznaje ją jeszcze przed swoimi urodzinami.
Tutaj zaczyna się prawdziwa historia.Treść książki lekko się czyta.Książka nie obfituje w gwałtowne zwroty akcje, jej akcja w powolnym tempie idzie do końca utworu.
Książka jest bardzo emocjonalna.Płaczę za każdym razem jak ją czytam.Delikatna opowieść, uczucie które posiada swoje problemy, ale jest to uczucie bardzo delikatne i wrażliwe.Przyjaźń i autorytety.
Plusem tej książki jest główna bohaterka.Jest ona zmuszona do podejmowania bardzo trudnych decyzji. Sądzę że nawet połowa z nas jest bardzo podobna do Hazel- wrażliwa, lekko zagubiona.
Zakończenie książki- cóż jest ono smutne i to zdecydowanie, ale właśnie takie jest życie.Nie zawsze mamy happy end.Zrozumiałam to i wiele innych rzeczy zatapiając się w tej lekturze.Sądzę że ona jeszcze bardzo długi czas pozostanie w moim sercu jako ta ukochana książka.Mimo że prawdziwy książkoholik podobna kocha wszystkie książki tak samo, to uważam że ta jest wyjątkowa.