Spider-Man: Śmierć Jean DeWolff Peter David 7,7
ocenił(a) na 822 tyg. temu Wielu fanów komiksu wychowało się na zeszytach ze Spider-Manem w roli głównej i to do tej postaci czują największy sentyment. Swoje zrobił w tej materii niezapomniany TM-Semic, który poświęcił Pajęczakowi wiele uwagi na początku lat dziewięćdziesiątych i ugruntował pozycję herosa zarówno na komiksowym rynku w Polsce, jak i w osobistej hierarchii wielu młodych fanów. Spidey z racji wieku najczęściej przedstawiany był jako wzór dla młodzieży, ale z biegiem czasu wydoroślał i problemy, z którymi musiał się mierzyć, nabrały znacznie większego ciężaru. I właśnie takim podejściem na poważnie jest „Śmierć Jean DeWolff”.
W Nowym Jorku zaczyna grasować maniak mordujący ludzi, którzy w jego opinii popełnili ciężkie przewiny przeciwko miastu i moralności. Mężczyzna, tytułujący się Zjadaczem Grzechów, za cel obiera prominentnych obywateli, takich jak komisarz policji, sędzia czy katolicki duchowny – wszyscy muszą odpokutować za swoje czyny, oddając życie na ołtarzu źle pojmowanej sprawiedliwości. Powstrzymać szaleńca próbuje Spider-Man, ale zmaga się z własnymi demonami, przez co jego misja staje się znacznie trudniejsza.
Choć komiksy o Spider-Manie kojarzą się raczej z rozrywką, to zaskakująco często potrafią być czymś więcej. Nie widziałem tego za młodziaka – wtedy liczyła się dla mnie przede wszystkim akcja – jednak z perspektywy czasu dostrzegam, że wiele komiksów z ostatniej dekady poprzedniego wieku (a także tych odrobinę starszych) bywa często także interesującym komentarzem społecznym i zawiera znacznie więcej aniżeli tylko standardowe mordobicie. „Śmierć Jean DeWolff” jest idealnym przykładem takiego podejścia, dowodem na to, że superhero wcale nie równa się kolorowej, bezmyślnej tandecie.
„Spider-Man” zawsze dotyczył „wielkiej odpowiedzialności, która idzie w parze z wielką siłą” i dokładnie o tym traktuje omawiany album. Peter David dużą wagę przyłożył przede wszystkim do wiarygodności psychologicznej wydarzeń, o których pisze, i dobrego umotywowania poczynań bohaterów (mówię zarówno o herosach, jak i o złoczyńcach). Scenarzysta porusza niełatwą tematykę odpowiedzialności za swoje czyny. Widać to na przykład wtedy, kiedy Spider-Man rozważa, jak duże konsekwencje może mieć moment, gdy dał się ponieść emocjom i nadużył siły w stosunku do jednego z przeciwników. David mówi o tym, że nie można lekceważyć wskazań moralnego kompasu, bo efekty chwilowego wyłączenia hamulców bywają naprawdę brzemienne w skutki.
Pierwsza część „Śmierci Jean DeWolff” napisana jest jak rasowy mroczny sensacyjniak z lat osiemdziesiątych. Pełno tu brutalności oraz przemyślanej i starannie rozplanowanej akcji, której daleko do banału. Co istotne, Peter David nie zaniedbuje głównego antagonisty, człowieka działającego ze szlachetnych z założenia pobudek, który dał się ponieść opacznie pojmowanej misji oczyszczenia świata z grzechu. Zjadacz Grzechów jest dobrze rozpisany, ale prawdziwie tragiczne oblicze pokazuje dopiero w trzyzeszytowej kontynuacji. Widzimy tu wewnętrzną walkę kogoś, kto stara się nie dopuścić do głosu mrocznej strony swojej osobowości, co wygląda nieco jak wizualizacja konfrontacji z chorobą psychiczną. Nie jest to łatwa tematyka, ale Peterowi Davidowi udało się pokazać ten motyw w całkiem sensowny sposób, nawet mimo widocznego w kilku scenach lekkiego przerysowania – lata dziewięćdziesiąte miały jednak swoją specyfikę. Tak rzetelne przedstawienie trudnych wątków robi spore wrażenie nawet dzisiaj, kiedy komiksowe medium poszło bardzo do przodu w materii sposobów narracji.
Ilustracje pracujących przy obu częściach historii Sin Eatera artystów z perspektywy dzisiejszego fana z pewnością mogą sprawiać lekkie wrażenie retro, ale jest to kawał naprawdę rzetelnej roboty. Szczegóły, mimika bohaterów, świetne odwzorowanie realiów epoki (stroje!) – to wszystko może się podobać. Dla miłośników takiej stylistyki to prawdziwa wizualna uczta, a dla starszych komiksiarzy zarazem sentymentalna jazda. Szkoda tylko, że album nie zawiera absolutnie żadnych dodatków – przy tak dobrej historii chętnie zerknąłbym za kulisy procesu twórczego.
Nowy „Pajączek” to komiks nietuzinkowy. Przyznam szczerze: nie spodziewałem się, że będzie aż tak dobry, tymczasem to, co otrzymaliśmy, przekroczyło oczekiwania. „Śmierć Jean DeWolff” to tytuł angażujący, mądry i dający do myślenia, wyjątkowy jak na mainstreamowe superhero. Warto brać, warto czytać, warto stawiać na półkach!
Recenzja do przeczytania także na moim blogu - https://zlapany.blogspot.com/2023/10/peter-parker-spectacular-spider-man.html
oraz na łamach serwisu Szortal - https://www.facebook.com/Szortal/posts/pfbid02vbFcTvAQKoqT5ALZiDAqBnru9nMHLzNhHuDp1CpU6WatbK7BuqQU4NJgFm7iTyC9l