Niewidzialny Jaroslav Havlicek 7,9
ocenił(a) na 92 lata temu Petr Švajcar od dzieciństwa czuje się lepszy od innych, bieda to „jedyne co łączy” członków jego rodziny, a małe miasteczko, w którym się wychowuje, nie ma mu nic do zaoferowania. Uczy się dobrze, idzie na studia, walczy (niechętnie) na wojnie. Nie potrzebuje przyjaciół, a pieniędzy. Wżenia się więc w rodzinę miejscowego potentata mydlanego. Owładnięty żądzą sukcesu, nie cofnie się przed niczym by osiągnąć swój cel.
Brzmi niepokojąco znajomo? Owszem, bohater „Niewidzialnego” to upiorne odbicie w lustrze... samego Havlička. Jesenice to karkonoskie Jilemnice, rodzinne miasto pisarza. Wychowany w niezamożnej rodzinie, był dobrym uczniem i studentem, a studia przerwała mu obowiązkowa służba wojskowa. Po wojnie wrócił odmieniony, zaczął pracę w banku, a wkrótce zdobył względy córki jilemnickiego potentata mydlanego Krausa, zaś małżeństwo z nią zapewniło mu dostatnie życie. Niedługie, bo w wieku 47 lat zmarł na zapalenie opon mózgowych.
Po lekturze mnożą się więc pytania. Jak wiele z Havlička jest w Švajcarze, a ile w postaci obłąkanego wuja Cyryla? Czy willa Krausa była „Przeklętym domem Hajnów”? Jakie były tak naprawdę relacje pisarza z jego żoną i czy historia Soni mogła zdarzyć się naprawdę? Postać młodziutkiej żony głównego bohatera to w końcu jedna z najtragiczniejszych na scenie „Niewidzialnego”.
Havliček gra z motywem fatum - bohater powieści pieczołowicie układa poszczególne elementy swojego sukcesu, wspina się po drabinie kariery, używając najpodlejszych metod, byle tylko iść w górę. Ma jednak świadomość, że może zostać za to ukarany, czuje, że ktoś „na górze” obserwuje jego poczynania z niepokojem, a może i z zazdrością i że czegokolwiek by nie robił i tak świat będzie przeciwko niemu. Švajcar odpycha, ale i fascynuje - nie ukrywa, że jego intencje są złe, mówi wprost, że chce osiągnąć swój cel, nie bacząc na środki i liczbę poszkodowanych w operacji „sukces”.
To nowoczesna tragedia antyczna zamknięta w domu z koszmarów. Ród Hajnów to gnijący od środka twór, osypujący się z zewnątrz, a ich posiadłość widziała niejedną ludzką tragedię i łzy, które użyźniły jedynie ziemię, na której zbudowano tę wieżę Babel - pełną pychy i niegodziwości. Wchodzący w nią Švajcar okaże się jedynie małą cegiełką, ale i kamieniem który poruszy lawinę. Havliček szczegółowo zarysowuje każdą postać na tej scenie - jej przeszłość i motywy w tym tragicznym theatrum mundi. Napięcie rośnie z każdym kolejnym aktem, poczynaniom bohaterów towarzyszy uczucie grozy i niedowierzania. a jednocześnie... lekkiego rozbawienia, iż kukiełki na tej scenie, mimo że tak bezwolne i kruche, usilnie próbują zmienić swoje przeznaczenie. Chichot losu drga w kryształowych żyrandolach, błyska złowrogim blaskiem luster. To horror bez elementów fantastycznych, to świat, gdzie najgorszą bestią jest człowiek.
I o ile ujęcie treści „Niewidzialnego” przez prl-owskich wydawców jako „historii upadku zdegenerowanej rodziny fabrykanckiej” jest niewielką nadinterpretacją, to po prostu nie wystarcza też do opisania złożoności książki Havlička. Moim zdaniem jest ona uniwersalna - pisarz krytykuje tu zarówno kapitalizm, jak i kult pracy i pogoni za pieniądzem w ogóle. Dekonstruuje ród mieszczański, ale i instytucję rodziny, małżeństwa. Nie oszczędza żadnej warstwy społecznej, z każdej strony możemy spodziewać się najgorszego - bo w końcu zło jest z początku niewidzialne.
Warto polecić w tym miejscu ekranizację powieści z 1988 roku. „Przekleństwo/Zagłada Domu Hajnów” Jiriego Svobody to arcydzieło surrealistycznego horroru psychologicznego. Hiperrealistyczna gra aktorska i nadekspresyjna praca kamery w połączeniu z nasyconą kolorystycznie scenografią tworzą obraz tak żywy, a jednocześnie tak odrealniony, że widzowi braknie tchu. Najazdy kamery, ujęcia niemal-POV i szybki montaż to techniczne cuda. Film podchodzi też bardzo skrupulatnie do materiału książkowego, wiernie ukazując historię upadku Hajnów. Svoboda, późniejszy polityk komunistycznej partii czeskiej, mógł z łatwością ukazać treść „Niewidzialnego” w konwencji bardziej politycznej. Na szczęście jego film to uniwersalna parabola o anty-Hiobie, z czytelnym, ale i niedosłownym przesłaniem, której finał naprawdę zwala z nóg.