Maud z Wyspy Księcia Edwarda: Biografia L. M. Montgomery Mollie Gillen 6,3
ocenił(a) na 82 lata temu Jak zapewne wiecie, Lucy Maud Montgomery jest moją ulubioną pisarką. Pokochałam jej twórczość, kiedy miałam dziewięć lat, i do tej pory nikomu nie udało się jej przebić! Za mną już wszystkie jej powieści oraz dziewięć tomów opowiadań. Chociaż zapewne sama Maud by się przeraziła, widząc, że ktoś nadal czyta te historyjki pisane do gazet w celu wyłącznie zarobkowym ;)
Na tę biografię już od dawna ostrzyłam sobie ząbki. Książka liczy już swoje lata, bo po raz pierwszy została wydana pod koniec lat 70. Przez tyle lat zdołano z pewnością zebrać jeszcze więcej wiadomości na temat Montgomery, chociażby na temat kontrowersji wokół okoliczności jej śmierci, jednak jest to jedyna biografia tej pisarki przetłumaczona na język polski. Wielka szkoda, bo chętnie skonfrontowałabym ją z jakąś inną pozycją (tak, szczególnie marzy mi się ta napisana przez Mary Henley Rubio).
Postanowiłam jednak sprawdzić to, co na rynku polskim jest od dawna i ma się całkiem dobrze. I jestem bardzo pozytywnie zaskoczona! Przez tę biografię po prostu się płynie. Mollie Gillen trochę chyba tu naśladowała styl Montgomery, pozycję tę czyta się tak, jakby była to kolejna z opowieści o kanadyjskich marzycielkach - a to przy zachowaniu całej tradycyjnej konwencji biografii. Każdy rozdział okraszony jest przynajmniej jednym zdjęciem, mamy dużo, dużo cytatów z listów pisanych przez Montgomery (nawet więcej niż z pamiętników).
"Maud uważała, że nowej książce ["Ani z Avonlea"] brak świeżości i bała się, że "jeśli naprawdę chwyci, zmuszą mnie do napisania kolejnego tomu, tym razem o Ani na uniwersytecie. Na samą myśl o tym robi mi się niedobrze. Czuję się jak magik z egzotycznej baśni, który zostaje niewolnikiem wyczarowanego przez siebie dżinna. Jeśli do końca życia będę zaprzęgnięta do karety powożonej przez Anię, gorzko pożałuję tego, że kiedyś stworzyłam tę postać"."
Wiele rzeczy może nas tu zaskoczyć. Wiedziałam co prawda, że Maud była już zmęczona postacią Ani Shirley i kolejne tomy pisała już tylko i wyłącznie dlatego, że wydawca tego od niej oczekiwał. Nie spodziewałam się jednak, że o zbiór opowiadań pt. "Pożegnanie z Avonlea" autorka stoczyła z wydawcą dziewięcioletnią batalię sądową! Co więcej - przykazała przyjaciołom, aby nie czytali tej książki! Nie wiem też, czy pamiętacie, ale w tym wpisie pisałam o moich podejrzeniach, że Emilka Starr może być alter ego autorki. Zobaczcie, co na ten temat powiedziała sama Montgomery:
"Czytelnicy mylą się, twierdząc, że Ania to ja, ale nie popełnią błędu, jeśli - pod pewnymi względami - zaczną mnie utożsamiać z Emilką".
W niektórych fragmentach nie zgadzam się z autorką, np. z określeniem "Błękitnego Zamku" jako "przyjemnej, dobrze napisanej historyjki" - dla mnie ta książka to jednak coś więcej. Podobnie zmarszczyłam brwi nad fragmentem opisującym fabułę "Jany ze Wzgórza Latarni": "Była to książka o spełnionych marzeniach, w której Kopciuszek, żyjący u boku babki-macochy, odnajduje baśniowego księcia - swego ukochanego ojca (...)". Mam wrażenie, że panią Gillen trochę w tym fragmencie poniosło... Jeszcze sprawa stażu nauczycielskiego Emilki - kiedy i gdzie? Nie pamiętam, żeby Emilka uczyła w szkole.
Wróćmy jednak do plusów biografii! Nareszcie uporządkowałam sobie wszystkie informacje związane z życiem Montgomery. A było to życie bardzo ciekawe. Światowej sławy pisarka, przykładna żona pastora, a jednocześnie w głębi duszy trochę wątpiąca w sprawach wiary. Przed światem bardzo pobożna - w końcu była żoną pastora - a w rzeczywistości przyznawała, że niezbyt umie uwierzyć w prawdziwą boskość Chrystusa. Bardzo pociągała ją też teoria reinkarnacji, a jednocześnie wierzyła, że Bóg istnieje. Trzeba przyznać - trochę skomplikowana sprawa.
"Jeśli ktoś chce się przekonać, ile jest w ludziach zawiści, złośliwości i zła, nawet w tych, których uważał za przyjaciół, powinien po prostu napisać poczytną książkę lub zrobić coś, czego inni nie potrafią!" - napisała do Webera we wrześniu, zaledwie trzy miesiące po ukazaniu się Ani z Zielonego Wzgórza.
Czy Montgomery była szczęśliwa? Chyba raczej nie. Wszędzie próbowała dostrzec piękno, jednak najpierw brak przyjaciół (jakie to znaczące, że jej dwóch wieloletnich przyjaciół widziała tylko kilka razy w życiu i była to poza tym przyjaźń listowna),potem wieczne poczucie, że to, co pisze, nie jest czymś tak wielkim i pięknym, co w rzeczywistości napisać by chciała; wreszcie małżeństwo bardziej z rozsądku niż z miłości i depresja męża. Zasygnalizowano tu też problemy jej syna Stuarta, jednak Mollie Gillen nie zdecydowała się nam dokładniej przybliżyć kłopotów rodzinnych Maud.
Wreszcie - czy polecam? Zdecydowanie tak! Nie jest to oczywiście biografia idealna, ale jest moim zdaniem bardzo dobra (choć idealizująca) i może stanowić dla nas cenne źródło informacji. Przy tym jest pięknie wydana - szkoda, że nie ma wznowienia!
https://arnikaczyta.blogspot.com/2021/03/mollie-gillen-maud-z-wyspy-ksiecia.html