Najnowsze artykuły
- ArtykułyGwiazda Hollywood czyta Tokarczuk, a „Quo vadis” i „Heartstopper” wracają na ekranyAnna Sierant3
- Artykuły„Piszę takie powieści, jakie sama chciałabym czytać”: rozmawiamy z Agnieszką PeszekSonia Miniewicz4
- ArtykułyPrzyszłość należy do czytających. Weź udział w konferencji Literacy for Democracy & BusinessLubimyCzytać1
- Artykuły„Lata beztroski” – początek sagi o rodzinie Cazaletów, która wciągnie was jak serial „Downton Abbey”Marcin Waincetel2
Popularne wyszukiwania
Polecamy
David Rothkopf
1
7,0/10
Pisze książki: reportaż
Ten autor nie ma jeszcze opisu. Jeżeli chcesz wysłać nam informacje o autorze - napisz na: admin@lubimyczytac.pl
7,0/10średnia ocena książek autora
8 przeczytało książki autora
42 chce przeczytać książki autora
0fanów autora
Zostań fanem autoraKsiążki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Najnowsze opinie o książkach autora
Superklasa. Kto rządzi światem? David Rothkopf
7,0
Pytanie postawione w podtytule tej książki dopiero od niedawna nabrało aktualności. Jeszcze w XIX wieku większością państw rządzili królowie, szejkowie i cesarze, przy wydatnym udziale hierarchów kościelnych i przywódców religijnych. Z czasem, gdy demokracja, system republikański i parlamentaryzm zaczęły ogarniać coraz więcej krajów, a jednocześnie narody gwałtownie się bogaciły, obywatele tych państw częściej zaczęli sobie zadawać pytanie czy wybrani przez nich – w mniej lub bardziej uczciwych wyborach – nominalni prezydenci, premierzy i posłowie naprawdę sprawują rządy czy też stoją za nimi różni, znacznie potężniejsi, lecz pozostający w cieniu gracze. Autor „Superklasy” postanowił dogłębnie zbadać tę kwestię. Zaczął od Hellady i Chin w czasach dynastii Ming, przede wszystkim jednak skupił się na XXI wieku, a postawiony problem rozważa w ujęciu globalnym i historycznym.
Rothkopf nawiązuje trochę do socjologa Charlesa Wrighta Millsa, a trochę rozwija wątki z przemówienia prezydenta Eisenhowera, który żegnając się z urzędem, przestrzegał przed rosnącą potęgą „układu wojskowo-przemysłowego”. Dziś, po kilkudziesięciu latach, różnica w zasadzie polega jedynie na tym, że w wyniku upadku Związku Radzieckiego oraz rozszerzenia się kapitalistycznej globalizacji, zakres władzy członków wymienionego „układu” po prostu rozszerzył się na cały świat.
Autor twierdzi, że światem rządzi – chociaż nie w skoordynowany sposób – zaledwie około 6000 ludzi, których głównymi wyróżnikami są gigantyczny majątek i ogromne wpływy. To, jego zdaniem, głowy państw, dyrektorzy generalni największych światowych korporacji (ze szczególnym uwzględnieniem bankierów),magnaci medialni, przedsiębiorcy z branży technologicznej, inwestorzy, wojskowi, garstka pisarzy, naukowców, artystów i przywódców religijnych, a także – jako outsiderzy – przywódcy terrorystyczni i najwięksi przestępcy.
Po dokładnym przestudiowaniu książki wydaje się, że faktycznie można to udowodnić. Jego baza danych, znajomość faktów i powiązań jest wprost zadziwiająca. Rothkopf stwierdza, że właściwie zawsze i wszędzie rządziły światem elity i pewnie ma rację, chociaż w niektórych państwach ciągle jeszcze wyborcom naiwnie wydaje się, że to oni mają decydujący głos. Postanawia wyprowadzić ich z błędu i wykazać, że światem naprawdę rządzi międzynarodowa (z przewagą amerykańskiej) superklasa. I chyba mu się to udało.
Kiedy jednak zastanowić się chwilę nad tą tezą, to można dojść do wniosku nie autor nie uwzględnia znaczenia poszczególnych wymienionych wyżej kategorii osób. Ciekawe jest to, że niezmiernie ograniczona jest liczba tych głów państwa, które rzeczywiście mają wielkie wpływy i należą do superklasy. Realnie rzecz biorąc, są to wyłącznie przywódcy państw z grupy G7 plus Rosja, a przy wielkim uproszczeniu kryteriów może jeszcze z grupy G20. Wśród polityków oczywiście prym wiedzie prezydent USA, choć zdaniem autora, znacznie bardziej wpływowy był i jest Bill Clinton. Wyraźnie widać, iż Rothkopf nie ceni wysoko George' a W. Busha i nie darzy estymą Barracka Obamy, którego to niemal nie zauważa, mimo że książkę wydano i przetłumaczono już po jego wyborze w 2008 roku. Do grupy pozostałych polityków sprawujących rzeczywistą władzę, według kryteriów autora, można naturalnie zaliczyć Putina i Hu Jintao oraz Gordona Browna, Nicolasa Sarkozy' ego, Angelę Merkel i Silvia Berlusconiego. Wydaje się jednak, że innych przywódców politycznych autor specjalnie nie odnotowuje, zresztą nawet cała UE jakoś go nie interesuje.
Wyraźnie woli Azję i Amerykę Południową, a Europa Środkowo-Wschodnia to dla niego prawdziwa terra incognita, w której nie dostrzega ani jednego atrakcyjnego członka superklasy. Jeżeli do tego uwzględni się fakt, że tak naprawdę wpływowych w sensie politycznym pisarzy, magnatów medialnych, artystów i przywódców religijnych można by bez trudu zliczyć na palcach dwóch rąk, to dość szybko okaże się, iż elita władzy jest w 99% elitą gospodarczą, a więc to superbogacze, inaczej mówiąc oligarchia finansowa, rządzą dziś światem.
Analiza finansowych elit Rothkopfa, choć autor wiele wie o obyczajowości swoich bohaterów, skupia się na polityce międzynarodowej i udziale w „dzieleniu tortu”. Jedyną odskocznią ubarwiającą książkę są dowcipne opisy stylu życia superelity: kolacji w jej ulubionym Davos, na Światowym Forum Ekonomicznym, spotkań grupy Bilderberg czy letnich rozrywek w Bohemian Grove. Trzeba przyznać, że autor jest osobą świetnie zorientowaną w sytuacji na świecie. Zerkając w życiorys można odnotować, że zanim założył własne firmy konsultingowe, pracował w prasie specjalistycznej, był też urzędnikiem wysokiego szczebla w administracji Clintona, nieco później szefował czteroosobowej firmie doradczej założonej przez Henry' ego Kissingera. Lista jego publikacji, osiągnięć i kontaktów sprawia, że można go określić jako insidera w najwyższych kręgach władzy w USA, a jego wiedza na temat powiązań amerykańskich oligarchów jest wręcz oszałamiająca. W efekcie jego licznych zajęć i przemyśleń, zagłębiając się w lekturę „Superklasy”, otrzymuje się coś w rodzaju „Who is who” w polityce międzynarodowej, z tą jednak różnicą, że dzieło to jest napisane w formie politycznego thrillera, który czyta się z zapartym tchem, odkrywając nieznane fakty. Zasługa to dziennikarskim i publicystycznym talentom Rothkopfa, który oprócz tego, że wspaniale zna się na polityce, to jest także bardzo dobrym narratorem.
Jeśli mu wierzyć, to praktycznie nie ma takich problemów, wydarzeń czy koncepcji w światowej historii ostatnich kilkudziesięciu lat, w których autor by nie uczestniczył lub o których by nie wiedział: poczynając od mechanizmu kreowania nierówności i zwiększania bogactwa w skali globalnej przez szefów wielkich korporacji, poprzez wywoływanie wojen, a kończąc na dziurze ozonowej, globalnym ociepleniu oraz walce z AIDS i biedą prowadzonej przez różnych filantropów oraz organizacje pozarządowe.
Ale najciekawsza jest puenta książki. Zdaniem Rothkopfa, skład światowej superoligarchii stale ewoluuje i w ciągu najbliższych kilkudziesięciu lat zdecydowanie się zmieni. Miejsce białych mężczyzn, samców alfa, głównie obywateli USA, których znaczna część odziedziczyła majątki i wpływy po przodkach, zajmą zupełnie nowi ludzie. Będą to przede wszystkim obywatele i obywatelki krajów azjatyckich, bo właśnie do Azji, a szczególnie do Chin, przeniesie się światowe centrum gospodarcze, a zatem rosnąc liczba milionerów i miliarderów z tego regionu będzie dominować wśród członków elity.
Interesująca jest także opinia Rothkopfa na temat obecnego (nieco już ponoć dogasającego) kryzysu finansowego, którą wyjawił, udzielając wywiadu promującego jego książkę w Polsce. Wedle jego słów największymi beneficjentami wspomnianego załamania są elity finansowe, które je wywołały, gdy tymczasem politycy nie zdobyli się na żadne, niezbędne w tej sytuacji, zmiany regulacyjne. To kolejna intrygująca odpowiedź na pytanie: „I kto tu naprawdę rządzi?”.