Muszę przyznać, że powieść przygodowa dla młodych chłopców nawet trzydziestolatkę wciągnęła. W dwa wieczory przeniosłam się do Szczecina i Dolmierzyc razem z czwórką jedenastoletnich chłopców na poszukiwanie skarbów.
Pomimo, że wiele wątków sama rozwiązałam książka sprawiła mi wiele przyjemności. Ucieczka z domu, łapanie stopa, spacer po Stargardzie, spotkanie milicjanta, grzęźnięcie w błocie, nocowanie w starej szopie to tylko nie które z przygód grupy KRAB. A co oznacza ten tajemniczy skorupiak, możecie przekonać się sami.
Czasami warto wygrzebać z półki powieść wydaną w 1970 roku.
Nie jestem fanką tej książki. Jest ładnie wydana, twarda okładka, szkice i poezja, ale tak naprawdę nie podobają mi się ani te szkice, ani ta poezja. Jedyne wiersze, które przypadły mi do gustu to wiersz bez tytułu Ernesta Brylla ze str. 168, "Płaczący koń" Tadeusza Nowaka ze str. 170 oraz wszystkie Różewicza, ale to mój ulubiony poeta, więc nie ma się co dziwić.
Szkic (jedyny!) to ten ze str. 57.
Po prostu ta poezja taka romantyczna, archaiczna, nie dla mnie.
Wyzwanie czytelnicze LC lipiec 2022: Przeczytam cienką książkę (mającą maksimum 200 stron) (19)