Wezwanie do zemsty David Weber 7,4
ocenił(a) na 54 tyg. temu David Weber to dla mnie medyczny pewniak. Jego powieści to sprawdzona terapia ilekroć wpadam w doły rozpaczy. Są odpowiednio długie, by zapaść w nie na wiele godzin, perfekcyjne narracyjnie, wystarczająco odtwórcze i powtarzalne by czuć się jak w domu, z wyraźną strukturą akcji, stosowną domieszką dramatu i tragedii i potężnym payoffem na końcu oraz milionem "facetowskich" detali dotyczących space warfare... Po prostu samo złoto w kategorii guilty pleasure.
Tym razem złoto okazało się cokolwiek gorszej próby. Nadal nie jest to cyna, jednak Wezwaniu do zemsty sporo brakuje do klasycznych powieści weberowskich. Może ma to sens, bowiem oprócz Webera książkę (będącą trzecim tomem subcyklu) tworzyło dwóch innych jeszcze kolesi. Jak znam życie, to pewnie Weber był tutaj konsultantem i udzielił nazwiska, bowiem roboty dla trzech ludzi to ja tutaj nie widzę. Ale nie ma tego złego, wszak drugie z nazwisk to Timothy Zahn - nie kto inny jak autor Trylogii Thrawna, a więc tego unikalnego obszaru świata Gwiezdnych Wojen, który - w przeciwieństwie do reszty tego uniwersum - ma wartość większą niż papier makulaturowy na jakim został wydrukowany. Niewiele większą, ale jednak.
Wróćmy jednak do rzeczy - Wezwanie do zemsty to kontynuacja opowieści, która ma miejsce na długo przed nastaniem Honor Harrington. Czasowo ulokowana jest w przeszłości na tyle zamierzchłej, by Manticore było jeszcze zaśniedziałą dziurą, ale na tyle niedawnej zarazem, by widać było już zręby świata, w którym przyjdzie walczyć naszej honorowej heroinie. Inna technologia, inna strategia, inna taktyka, wszystko jest tutaj zupełnie inne i to jest fajne. Niestety, sama fabuła nie dostarcza. Jest nudnawa i dziwnie zapętlona, w czym zapewne widać rękę Zahna - umówmy się, dzieje Thrawna były może i ciekawe, ale sensu w tamtych opowieściach nie było za grosz. Stara technologia wiąże się z bardzo długimi, wielomiesięcznymi podróżami kosmicznymi, bohaterowie są rozsyłani po różnych obszarach galaktyki, a jednak - nie wiedzieć jakim cudem - zawsze trafiają w samo centrum wydarzeń i choć siły Manticore są niewielkie, wręcz trzeciorzędne, to nieustannie mają niewspółmiernie wysoki wpływ na bieg wydarzeń. Deus ex machina rządzi, a cały kosmos - stosownie poinstruowany - klęka na kolano i chyli głowę przed RMN. I jasne, po drodze jest dramatycznie, są zwroty akcji, ciągle coś się komplikuje... a jednak jest to jedna z bardzo nielicznych powieści universum, której nie miałem ochoty kończyć. Z nudów.
Czy jest źle? Nie, to nadal jest niezłe czytadło, wszak nie sięga się po Webera dla zaawansowanych emocji literackich, ale zarazem widać krok w tył.
Panie Weber - zamiast pisać takie rzeczy, weź pan lepiej pogadaj z Rebisem by wznowili główny cykl, bo mnie ciągle brakuje paru powieści i nijak ich nie można kupić!