Róże od milionera Emma Darcy 6,5
ocenił(a) na 43 lata temu Wiem, że nie powinnam wymagać wiele od harlequinów, bo ich głównym celem jest zapewnienie rozrywki i przeniesienie do świata pełnego namiętności i pożądania. Nie mają uczyć, rozwijać – ot, takie książki w sam raz na nudne wieczory. Przeczytać, dobrze się przy tym bawić i zapomnieć. Nie wymagałam więc żeby język był cudowny, albo żeby bohaterowie przechodzili jakąś przemianę, bo nie o to tutaj chodzi. Jednak mam pewne wymagania co do romansów, a ta oto pozycja raczej ich nie spełnia.
Krótko o fabule. Jak to często bywa w takich książkach mamy milionera (oczywiście nieziemsko przystojnego) i niesamowicie piękną kobietę, która najlepiej czuje się na wsi w otoczeniu swoich róż. Brzmi znajomo? Jordan Powell jest znany ze swojego bogactwa oraz licznych kochanek, które na zakończenie znajomości zostają obdarowane bukietem róż. Ivy Thotnton, nasza piękna i zdolna bohaterka, jest właścicielką firmy zajmującą się hodowlą róż i właśnie z jej usług korzysta milioner. Kobieta wie, że Jordan nie wytrzymuje z jedną kochanką dłużej niż parę miesięcy (w porywach do pół roku),ale i tak stwierdza, że cudowanie byłoby go uwieść i spędzić z nim noc, ot tak dla spełnienia swoich fantazji. Wie, że prawdopodobnie zostanie porzucona jak poprzednie kobiety dlatego postanawia, że po wspólnie spędzonej nocy odejdzie. Jej zachowanie dziwi Jordana, który oczywiście nie przywykł do tego, żeby rzuciła go jakaś kobieta.
Ta książka mnie wynudziła, ale nie powiem, czasem miałam dobry ubaw gdy ją czytałam. Bohaterowie są tak przeidealizowani, że jest to aż zabawne. Ich postaci są spłycone do minimum i nie za bardzo jest ich za co lubić. Część dialogów to porażka. Kiedy Ivy pyta się Jordana o to, dlaczego do sypialni wybrał akurat obraz z postacią w czarnej zbroi to ten rezolutnie odpowiada: „Przypomina mi, że zawsze powinno się nosić zbroję. Nawet w sypialni. Tylko ty sprawiłaś, że o tym zapomniałem”. Ech. Ogólnie główny bohater to ideał: bogaty, przystojny, idealny w łóżku (to taki typ, który zawsze chce i ciągle może, pozazdrościć ;P),ma milion znajomości i odpowiedź na wszystko. Do tego oczywiście jest nieco arogancki, władczy i nie przywyknął do tego, że to kobieta może mieć ostatnie zdanie. Natomiast Ivy sama nie wie czego chce, robi jedno, potem drugie i niesamowicie ulega wpływom innych. Przynajmniej staje do konfrontacji, co mnie cieszy, bo inaczej jej postać byłaby totalnie płaska. A i oczywiście dla matki głównej bohaterki liczy się to, że partner jej córki jest a) bogaty i b) „ucywilizowany, bo mieszka w mieście” (co?). A i jest dumna, że raz na jakiś czas córka ubierze się ładniej i nie przyniesie jej wstydu przed innymi. Coś pięknego.
Podsumowując, książka jest lekka i dosyć szybko się ją czyta, ale jest przy tym naiwna i śmieszna. Idealna do „odmóżdżenia”, ale nic więcej.