Najnowsze artykuły
Artykuły
Pisarki i pisarze rezygnują z nominacji w konkursie Grand Press. Dlaczego?Ewa Cieślik2Artykuły
„Dzienniki gwiazdowe” Lema w gwiazdorskiej obsadzie i kosmicznej realizacji AudiotekiEwa Cieślik4Artykuły
„Zbójeckie nasienie”, czyli jak pisać o ciężkich czasach. Wywiad z Marcinem SzczygielskimRemigiusz Koziński1Artykuły
Film o smoku, kolejny rekord „Chłopów”, ekranizacja dziecięcej klasyki i serial, o który walczą faniAnna Sierant4
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Kathy Acker

4
5,9/10
Pisze książki: literatura piękna, czasopisma
Urodzona: 18.04.1947Zmarła: 30.11.1997
Amerykańska powieściopisarka, reprezentantka feminizmu w literaturze.
5,9/10średnia ocena książek autora
86 przeczytało książki autora
146 chce przeczytać książki autora
2fanów autora
Zostań fanem autoraKsiążki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma

2018
New York City in 1979
Kathy Acker
Cykl: Penguin Modern (tom 27)
5,8 z 12 ocen
25 czytelników 3 opinie
2018

1991
Najnowsze opinie o książkach autora
Krew i flaki w szkole średniej Kathy Acker 
6,3

Muszę przyznać, że choć sporo czytam rozmaitej literatury i sądziłam, że niewiele może mnie zaskoczyć, to Kathy Acker znokautowała mnie już na samym początku. Jeszcze dziwniejszy jest fakt, że zamiast zamknąć od razu książkę, odłożyć ją na najdalszą półkę i zapomnieć, z tym większą ciekawością się w niej zatopiłam. Po prostu wiedziałam, czułam przez skórę, że za tym nagromadzeniem wulgarności na p…., ch…. i co tam jeszcze przyjdzie wam do głowy, za tym nawarstwieniem perwersji typu kazirodztwo i brudu związanego z narkotykami, prostytucją, przemocą… kryje się coś o wiele więcej. I rzadko kto odważyłby się tak szokująco i prowokacyjnie rzucić nam te kwestie w twarz. Przyznam jednak, że w czasach epatujących przemocą i seksem, tylko tak można jeszcze ludźmi wstrząsnąć – dać im to w takiej dawce, by musieli na chwilę się zatrzymać.
Janey Smith ma 10 lat. Mieszka w Meridzie, mieście położonym na Jukatanie, gdzie wszystko wokół przypomina o cywilizacji Majów, monumentalnej i na owe czasy wysoce rozwiniętej. To, co obserwujemy teraz, jest zupełnie odmienne, przypomina bardziej jakąś degrengoladę i chylenie się ku upadkowi, ruinę, gdzie spośród kruszącego się kamienia wychylają głowy zaskrońce i grzechotniki.
Zaczynamy od kazirodztwa. Janey nie pamięta swojej matki, za to jej związek z ojcem jest patologiczny do tego stopnia, że paraliżuje czytelnika. Od pierwszych stron widać jej całkowite uzależnienie, co pozwala domyślać się osobowości niedojrzałej i na pewno w dużym stopniu zaburzonej. I teraz i później kłania się nam nisko syndrom sztokholmski. „Nie wiedziała co zrobić ze swoim nienawistnym, udręczonym umysłem (…) Miałam w głowie obraz, że jestem koniem, jak ten koń w Zbrodni i karze, skóra odchodząca płatami i odsłonięte czerwone mięśnie. Mężczyźni wciąż okładają konia wielkimi kijami.” Gdy ojciec nawiązuje romans i córka zaczyna mu przeszkadzać, Janey jedzie do Nowego Jorku. Jednak nie jest to żadne nowe, optymistyczne otwarcie, a raczej coraz głębsze pogrążanie się w bagnie zepsucia i przemocy.
Odnoszę wrażenie, że w Janey jest wiele masochistycznego poczucia winy i chęci ranienia siebie, by zapomnieć o bólu, jaki już czuje z powodu zupełnie nie „córczynej” miłości do ojca. To relacja kompletnie pokręcona, toksyczny związek kochanków, którzy nawzajem prowokują się i ranią, a z których jedno jest o wiele silniejsze i wykorzystuje to bezwstydnie.
W nowym otoczeniu Janey zachowuje się bardzo podobnie. Histerycznie i nieprzewidywalnie. Nie mam jednak zamiaru ani prawa jej oceniać. Jest tylko dzieckiem, które zaznało więcej zła niż niejeden dorosły i, będąc ofiarą tego świata, musiało wobec tego sięgnąć po jakieś dostępne sobie mechanizmy obronne. Zastanawia mnie, czy Janey kiedykolwiek czuła się bezpieczna. Zapewniała sobie uwagę i pieszczotę, oddając w zamian swoje ciało. Taką lekcję wyniosła z dotychczasowego życia, inaczej nie potrafiła. Przed nienawiścią do siebie i do innych chroniła ją ciągła aktywność, nie dająca czasu na myślenie. Przynależność do gangu, kradzieże, prostytuowanie się, jedna aborcja za drugą i kompulsywny seks z kim popadnie, a potem porywanie dzieci, pobicia… Brutalność rośnie, pragnienie ekstremalnych przeżyć również, zastanawiasz się, czy jest jakaś granica, ile można wytrzymać i żądać więcej, i więcej, aż po samą…śmierć?
Ta książka boli, dręczy, nie daje spokoju, jest jak jej treść – sadomasochistycznym przeżyciem, uzależniającym i rozdzierającym na pół. Nie lubisz bohaterki, wzbudza w tobie odrazę i złość. Za chwilę jednak myślisz, jaka byłaby, gdyby miała szczęśliwe, bezpieczne dzieciństwo. Próbujesz więc ją zrozumieć, współodczuwać. Jest inteligentna, potrafi manipulować otoczeniem, jednocześnie zaś bezbronna, niepewna siebie, o zaburzonej samoocenie i zdezorientowana w tym, czego chce od niej świat, a czego sama od świata oczekuje. Rozdygotana plątanina sprzeczności, rzucająca się przed siebie po omacku.
Podobnie zabałaganiona i rozedrgana jest też sama opowieść, wykorzystująca naprzemiennie różne formy narracji, pozornie do siebie wcale nie pasujące, tutaj jednak zupełnie na miejscu. Autorka przechodzi płynnie od trzecioosobowej opowieści do dramatu scenicznego z didaskaliami i elementami rozpaczliwej groteski, by następnie odsłonić stronice pisanego ogryzkiem ołówka, chaotycznego dziennika Janey, przeplatanego fragmentami składanych przez nią nieporadnych wierszy, obscenicznymi rysunkami, bajką pełną symboli i podtekstów, a w końcu przejmującą parafrazą prozy Hawthorna, gdzie Janey w miejsce głównej bohaterki przeżywa wykorzystanie i odrzucenie, a potem napiętnowanie przez zakłamaną, pełną obłudy społeczność. Mamy też mocne, deliryczne sny, narkotykowe wizje, kilka wersji tego samego zdarzenia, jakby trudno było zdecydować się na tę właściwą. Ale takie właśnie jest życie Janey. I gdyby nie powiedziano nam na samym początku, że jest zaledwie dziewczynką, później zaś nastolatką, to bylibyśmy pewni, że mamy do czynienia z doświadczoną, ba, nawet poharataną przez życie dojrzałą kobietą. To nie może mieć dobrego zakończenia. Osoba z takim bagażem nie odnajdzie się już w świecie, ciężar jaki dźwiga w końcu ją zmiażdży.
Ta powieść, tak bulwersująca i denerwująca, nie może jednak być inna, jest bowiem jednym wielkim, pulsującym krzykiem. Oskarża świat, który pozostaje obojętny wobec zła i krzywdy, świat starający się jak najbardziej wykorzystać słabych i bezbronnych. Świat slumsów, nierządu, pedofilii i narkomanii. Świat goniący za uciechą, sensacją, pieniądzem i seksem. Liczy się tylko natychmiastowa przyjemność, zapomnienie, hedonizm do potęgi. Cierpienia zaś bezpieczniej jest nie dostrzegać. Jeżeli nie poruszy nas ta szaleńcza, surrealistyczna proza, w której bohaterka żyje na krawędzi, na jawie i w snach, niemal nie do odróżnienia, spotyka Jeana Geneta, romansuje z prezydentem Carterem, w krótkim, paronastoletnim życiu zaznaje wszystkiego, co najgorsze może spotkać człowieka, a jest tego tyle, że można by obdzielić niejednego, to znaczy, że już nic nami nie wstrząśnie. To proza tak mocna, że zostanie w nas na bardzo długo i będzie nas gnieść, przeszkadzać i dręczyć.
Książkę przeczytałam dzięki portalowi: https://sztukater.pl/
Krew i flaki w szkole średniej Kathy Acker 
6,3

Och, Janey. Nie jest mi Ciebie szkoda. Chciałbym o Tobie zapomnieć i o tej przedziwnej książce. Pomieszano w niej gatunki, style, formę oraz język. Kathy Acker wyrywa się wszelkim schematom, czego efekty dostrzec należy po przeczytaniu pierwszych zdań jej bulwersującej powieści o burzliwym życiu Janey, która we własnym ojcu upatruje źródła nieskończonej miłości, tyle że kazirodczej, a zarazem utożsamianej z obcowaniem cielesnym. To nadal wstęp do większych skandali, niedowierzań, wulgaryzmów, jakimi naszprycowano tę książkę. Los bywa okrutny i niesprawiedliwy, aczkolwiek w przypadku Janey pokuszę się o stwierdzenie, że każdy dostaje to, na co zasłużył, bo przecież człowiek jest kowalem swojego losu. Mało w niej refleksji, a młody wiek nie może usprawiedliwiać wszystkich nieszczęść, jakimi naznaczono jej marny żywot. Powieść Kathy Acker stanowi zaprzeczenie tego, czego w literaturze poszukuję. Przypuszczam, że autorce zależało na wetknięciu kija w mrowisko, poruszeniu społeczne doniosłego problemu, aczkolwiek efekt okazał się odwrotny od oczekiwanego. Jej eksperymentalna powieść jest chaotyczna, za dużo w niej wszystkiego, odpycha i nie daje się wytłumaczyć. Lektura „Krwi i flaków” nie była czasem zmarnowanym. Kathy Acker utwierdziła mnie w przekonaniu o odpowiedzialności za napisane słowo, a także władzy pisarzy i pisarek nad emocjami swoich odbiorców, czego sam doświadczyłem w starciu z tą powieścią.