Elżbieta Maria Dudek 6,5
ocenił(a) na 610 tyg. temu Anglia za czasów Tudorów. Król Henryk VIII po stracie swojej trzeciej żony Jane Seymour postanawia ożenić się po raz czwarty. Pierwsze spotkanie z Anną z Cleve przynosi mu rozczarowanie – uznaje kobietę za brzydką i odrażającą. Jego wzrok przykuwa nowa młodziutka dwórka Katarzyna Howard. Tymczasem odrzucona przez ojca mała Elżbieta zastanawia się, czy jej matka Anna Boleyn rzeczywiście była wiedźmą, za jaką ją mają.
,,Elżbieta” została wydana przez wydawnictwo Romantyczne, które zakończyło swoją działalność, więc moja recenzja już nikogo do przeczytania nie zachęci ani nie zrazi. Niemniej jeśli jeszcze będzie okazja ją poznać, warto wiedzieć o jednym: mimo osadzenia w czasach wielkich królów i słynnych rodów jest to powieść luźno oparta o wydarzenia historyczne. Oczywiście, są elementy wierne historii, ale jest też osadzenie postaci w całkowicie fikcyjnych sytuacjach, pomijanie pewnych aspektów i dość poważne odejścia. Jest to kontynuacja ,,W głowie Anny Boleyn”, gdzie całość opierała się na fikcyjnym romansie Anny z Charlesem Brandonem, jednym z dworzan Henryka, i tutaj mamy nawiązania. Ja nie lubię takich rzeczy, rozumiem, że nie da się oddać prawdy historycznej w 100%, ale uważam, że nie powinno się wprowadzać niepotwierdzonych romansów czy dzieci i tłumaczyć tym tak ważnych wydarzeń w dziejach. Jednak nie będę się tego specjalnie czepiać, bo autorka uważa inaczej, ma do tego prawo – szanuję i rozumiem, ja śledziłam jej działalność wattpadową i byłam świadoma, co tu znajdę. Uważam jednak, że jeśli ,,Elżbieta” zostanie wydana po raz kolejny taka informacja powinna być zawarta nie we wstępie, a w opisie, aby każdy czytelnik sam mógł wyrobić sobie opinię, czy akceptuje takie podejście do historii.
Po tym trochę surowym wstępie przejdę do milszych rzeczy. Książka ogólnie jest dobrze, lekko napisana, styl ma mankamenty, o których wspomnę potem, ale jako całość czyta się to przyjemnie. Postać Henryka VIII, mimo przerysowania, wzbudza emocje i jest charakterystyczna. To nie dumny, zdecydowany król, a trochę typ wujka na weselu, rubasznego, wulgarnego, traktującego kobiety wyłącznie jako obiekty seksualne, budzącego obrzydzenie. Czy historycznie był aż tak odrażający trudno powiedzieć, ale na plus, że autorka go nie romantyzuje, jak robią to niektóre produkcje. Nieco inaczej wypada w relacji z ostatnią z żon, Katarzyną Parr, którą jako jedyną w miarę szanuje i widzi w niej człowieka, a ona mimo braku miłości akceptuje małżeństwo i stara się być dla niego po prostu miła. Sama postać Katarzyny jest ciekawa, silna i sympatyczna. Dobrze wypada wątek Katarzyny Howard, bardzo smutny, gdzie widać, że autorka miała szacunek do jej sytuacji i z wyczuciem ukazała sytuację dziewczyny, która nie rozumie, dlaczego dla mężczyzn jest tylko ciałem, i jest wykorzystywana przez wszystkich. Podobał mi się też wątek Anny z Cleve i jej przemiana, chociaż mogłoby być jej więcej. Pozytywem jest także postać Marii Tudor, która chyba jest najbardziej wielowymiarowa – bywa niesprawiedliwa i zaślepiona, ale jest przede wszystkim bardzo nieszczęśliwa, samotna i tęskniąca za miłością. Sama główna bohaterka Elżbieta nie budzi jakiejś mojej szczególnej sympatii, ale jej motywacje, to jak zachowanie jej ojca i jego relacje z żonami wpłynęły na jej zachowania i decyzje, są zrozumiałe i logiczne. Dobrze wypada też jej kształtujące się (mimo jej nieobecności) uczucie do matki. Na plus cały wątek związany z kobiecością i sytuacją płci pięknej w XVI wieku, gdzie najmniejszy drobiazg mógł zniszczyć damską opinię.
Są też jednak wady. Część zależy od autorki i jest wynikiem moich subiektywnych preferencji. Nie przepadam za mieszaniem historii z fantastyką, więc wątek ducha Anny Boleyn i to jak bardzo oddziaływał na zdarzenia, nie przypadł mi do gustu. Uważam też, że ta książka powinna być dłuższa bądź podzielona na dwa tomy, bo o ile zdarzenia do śmierci Henryka są opisane dość dokładnie, tak potem akcja zaczyna pędzić łeb na szyję i nie mamy możliwości do końca poznać sytuacji i reakcji bohaterów na zdarzenia, a wiele wydarzeń historycznych jest ukazanych w ekspozycji, której jest za dużo. We wstępie autorka odnosi się do języka, więc też trochę o nim wspomnę. Nie jestem fanką przesadnej stylizacji i archaizacji, szczególnie w powieściach, które nie toczą się w Polsce. Chwilami przekleństwa i potocyzmy pasowały i wzbudzały pożądane emocje, np. w trakcie ataków histerii Heńka. Jednak w moim odczuciu w całej powieści było ich za dużo, padały też w sytuacjach i z ust bohaterów, gdzie to nie pasowało, przez co klimat stawał się dość przaśny, a chyba nie o to chodziło. Chwilami też czułam się przesycona aluzjami do seksu i opisywaniem piersi bohaterek i też uważam, że o ile w niektórych momentach to pasowało, to całościowo było tego za dużo. Widać też, że autorka dopiero zaczęła przygodę z wydawaniem, chociażby przez sposób narracji, gdzie bardzo widać, które postaci lubi, a do których chce nas zniechęcić, i że musi jeszcze popracować nad ukrywaniem swoich intencji. Jednak wiele z tych rzeczy da się wypracować, problem jest taki, że redakcja i korekta w tej książce stały na bardzo niskim poziomie. Mamy tu mnóstwo literówek, niepoprawnie zapisanych czy odmienionych słów, błędy w dialogach, przez co niektóre zdania trzeba czytać dwa razy. I to jest zdecydowanie wina wydawnictwa, bo po rzetelnej, wytrwałej redakcji można by usunąć błędy techniczne, oraz zniwelować te fabularne.
Jak wspomniałam, ,,Elżbieta” chyba nie jest już nigdzie dostępna, więc nie mogę jej polecić ani odradzić. Nie jest to zła książka, w ogólnym rozrachunku jest ciekawa, angażująca i ma kilka naprawdę dobrych momentów (śmierć Cromwella czy Marii Tudor). Jednak zabrakło dopracowania i głębszego ,,siedzenia” nad nią. Życzę autorce, by trafiła na inne wydawnictwo, które lepiej pozwoli jej rozwinąć skrzydła.
,,Czasami trzeba zaakceptować przeciwności losu… Z pewnymi siłami, nie tylko Boskimi, nie wygramy.”