Wiązałam z tą książką trochę większe nadzieje, niż powinnam. Miałam zamiar potraktować ją jako aperitif przed przeczytaniem Domosławskiego. Nie będę ukrywała, że pod tym względem przedstawione relacje nie spełniły moich oczekiwań. Są bardzo pobieżne, podobne, wrażenia ze spotkania pana R.K. są niemal jednolite, w związku z czym nie przybliżyły mi zbytnio jego osoby. Wszystkie wypowiedzi są w jednym, pochwalnym, nurcie. Oczywiście nie chcę tutaj niczego ujmować R.K., którego oczywiście nie znam i nigdy nie poznam: pewnie naprawdę jest urokliwą i życzliwą osobą. Książkę jednak czyta się, jak już któryś z komentujących napisał, jak laurkę.
Ma ona za to dużą wartość ze względu na to czyje są to relacje. Dla mnie spełniła ona bardzo ważną funkcję – ukazała mi pracę tłumacza. Jest to najbardziej interesujący aspekt w niej zawarty. Relacje pomiędzy tłumaczem a autorem, wydawcą i samym dziełem. Muszę przyznać, że ja nigdy nie przykładałam szczególnej uwagi do tłumaczy, co teraz uważam za błąd.
Na pewno warto się z tą książką zapoznać w wolnej chwili. Właśnie dla tych tłumaczy. Jeśli ktoś chce poznać bliżej postać R.K. to też pewnie będzie przydatna, ale nie w jakimś wielkim stopniu.
Dla wszystkim którzy planują przeczytać tą książkę ostrzegam, że z założenia nie jest ona o Kapuścińskim, ale dla Pana R. Kapuścińskiego! To miał być prezent na urodziny, ale nie zdążyli :-(
Zgadzam się, że jest to laurka, ale każda pochwała dla niedoszłego Noblisty mnie cieszy. Książka uświadamia nieuświadomionych, jaką moc pracy muszą wykonać tłumacze, bo to oni są współautorami tej pozycji.