David Stephen Mitchell (ur. 1969 w Southport, Lancashire),brytyjski pisarz. Autor 4 powieści, z których dwie były nominowane do najważniejszej brytyjskiej nagrody literackiej, Bookera. Studiował literaturę angielską i amerykańską na Uniwersytecie Kent. Przez rok mieszkał na Sycylii, następnie przeniósł się do Japonii, gdzie uczył języka angielskiego. Obecnie mieszka w Irlandii razem z żoną Keiko i dwójką dzieci.
"Jeśli wierzymy, że ludzkość wznieść się może ponad kieł i pazur, jeśli wierzymy, że różnorodne rasy i religie mogą w tym świecie współistnieć tak spokojnie, jak sieroty siedzą razem na drzewie kukui, jeśli wierzymy, że przywódcy muszą być sprawiedliwi, te na przemoc nałożyć trzeba kaganiec, z władzy się rozliczyć, a bogactwa Ziemi i jej Oceanów sprawiedliwie rozdzielić, taki świat nadejdzie. Nic mię tu nie zwodzi. Najtrudniejszy to ze światów do urzeczywistnienia. Nieprosty postęp, jaki pokolenia wypracowały, zaprzepaścić może jedno pociągnięcie piórem krótkowzrocznego prezydenta czy cios szabla próżnego generała."
Genialna forma przekazu, rewelacyjne wykreowani bohaterowie, oraz historie tu opowiedziane.
Mam mieszane odczucia.
Poznajemy 6 historii, z których każda dzieje się w innych czasach. Mamy wiek XIX, lata 30. XX wieku, lata 70. XX wieku, czasy współczesne, świat przyszłości z zaawansowaną technologią i postapo. Po pierwsze wielki szacunek dla autora (i tłumaczki!) za niesamowite zdolności językowe. Historie przeszłe pisane są językiem archaicznym, zaś historie przyszłe to dobrze, spójnie zrobiona nowomowa. Dodatkowo każda historia to też trochę inna narracja i gatunek literacki. Mamy dziennik, listy, pamiętnik, kryminał, wywiad, opowieść. Do tego podoba mi się pomysł konstrukcji powieści, która jest symetryczna. Najpierw zaczynamy od najdawniejszych czasów, dochodząc do najpóźniejszych, a potem znów się cofamy, by skończyć na początku. Do tego każda historia łączy się z następną, by ostatecznie dojść do wspólnego wniosku.
Trigger warning: książka jest bardzo smutna i zostawia silne poczucie beznadziei.
Bo jest to o ludzkości i wszystkim co złe z nią związanym. O chciwości, żądzy władzy, które nie przemijają. Były i będą największą siłą. Tempora mutantur, a my nie. Najmniej jest tego w historii o współczesnych czasach. Czy to jest sugestia autora, że jesteśmy w najlepszych czasach i lepiej już nie będzie?
A dlaczego mieszane uczucia? Mimo wielu pozytywów, o których pisałam wyżej, książkę czyta się ciężko i wolno. Z niektórymi historiami się męczyłam, by przez nie przebrnąć. Tylko po to, żeby zobaczyć, że wszystkie są o tym samym. Więc mimo tego, że jest to dobrze napisana książka ze smutnym przesłaniem, to jest ona mało czytalna. A to jednak spory minus.