Badenheim 1939 Aharon Appelfeld 6,5

Nieczęste spojrzenie na Zagładę z perspektywy tych co „przedtem w Rzeszy”. Nikt jeszcze nie ma jej świadomości, choć atmosfera w austriackim uzdrowisku - małym getcie, gdzie jeszcze trwa rejestracja i koncentracja, zanim ruszy eksterminacja - tężeje z każdym zbliżającym się dniem „wyjazdu do Polski”. A zarazem życie toczy się „normalnie”: romanse, dąsy, swary, nieporozumienia….
Inny też niż w dotychczasowej literaturze Holokaustu jest zbiorowy bohater. To niemiecko-austriackie „żydostwo oświecone”, zeświecczone i zeuropeizowane, żadny tam zacofany sztetl jak w Polsce i dalej. Niektórzy z bohaterów nie są wręcz wolni od niechęci do ”Ostjuden”, którzy w ich mniemaniu mogą być słuszną przyczyną złości Unkela Adiego na ich rasę (tylko że jego takie rozróżnienia nie interesowały…).
„- Nadal widzę siebie jako wolnego obywatela austriackiego. Do Polski trzeba wysyłać polskich Żydów. Oni wracają do swojego kraju. To, że się znalazłem wśród nich, to nieporozumienie. Zwykłe nieporozumienie”.
Zebrana w Badenheim społeczność to ludzie tacy, jak wszędzie i zawsze. Żadnej tu idealizacji przyszłych ofiar – także na tym polega odwaga spojrzenia Autora. Czyni to ich los jeszcze bardziej przejmującym.
„Człowiek siedzi w fotelu, słucha muzyki, przegląda kolorowe magazyny i marzy o Polsce. A Polska, obca i daleka, przybiera w końcu postać idyllicznej, sielankowej wizji, krainy bez zmartwień i trosk”.
Czy może dziwić, że nie mogą oni przypuszczać, aby w tej Polsce mogło stać się im coś złego? Czy jednak ktoś mógł sobie wyobrazić gazowanie i palenie ludzi na skalę przemysłową, a co dopiero dać wiarę takim pogłoskom. Niemieccy ludobójcy genialnie rozegrali jakże ludzką chęć „życia choć chwilę dłużej” i mechanizm: „oni tak, ale ja – nie”…
Wciąż nie rozumieją: „Nie rozumiem, jakie przestępstwo popełniłem, że wygnano mnie z własnego domu. Powiedzcie mi proszę”. Żyją wciąż pojęciami „państwa prawa”, którego kres przeoczyli: „Komisja na pewno zacznie rozpatrywać odwołania. Należy założyć, że podczas tej nie do końca przemyślanej akcji popełniono niemało błędów”.
Niektórzy jeszcze myślą o przyszłości: „Muzycy bezwstydnie ładowali do swoich bagaży hotelowe serwisy i srebrną zastawę. Semicki zapytał ich, po co to robią. W Polsce ludzie nie jadają na porcelanie”:
Nastroje pogarszają się z każdym dniem. A ludzie? „Ludzie wtapiali się w ściany jak cienie”. ”Starszy kelner siedział w kącie. Był w czarnym garniturze, który wkładał rzadko, tylko przy wyjątkowych okazjach. Nie wiadomo dlaczego wyglądał na człowieka, w którym wygasł już ogień życia. Na jego twarzy gościł wyraz pełnej obojętności pustki”. „Ostatnie oznaki młodości zniknęły z jego twarzy”. „Z całej jego postaci emanowała już tylko starość, teraz wyraźnie widoczna”…
Wiele tu scen „wbijających w fotel”, choć tak naprawdę nic ”złego” się nie dzieje ot, nakaz rejestracji w „wydziale sanitarnym”, wyrzekanie się członków rodziny zamknięcie cukierni, zakaz korzystania z basenu. A jednak zaczynają się samobójstwa, niektórych ogrania szaleństwo…
Nie jest trudno przewidzieć, że na koniec tej wybitnej książki podjeżdżają wagony…
Nieco cytatów:
…Jeden z muzyków, który z trudną do pojęcia dumą obnosił się ze swoim polskim nazwiskiem, zauważył, że urzędnicy przypominają mu marionetki. Nazywał się Leon Semicki...
- Gdy opuściłem Polskę, miałem siedem lat, a teraz mam wrażenie, jakby to było zaledwie rok temu.
- Tam ludzie są bardzo biedni – powiedział ktoś szeptem.
- Biedni, ale nie boją się śmierci.
…Truda nie szczędzi szczegółów. Nie ma drugiego tak pięknego kraju jak Polska. Powietrze nigdzie nie jest tak świeże.
- A język? Przecież ja nie mówię po żydowsku.
- Nie ma nic łatwiejszego niż nauczyć się żydowskiego. To prosty i ładny język. Również polska mowa jest piękna…
- Wracamy do Polski? – wybuchnął śmiechem – A ja przecież kiedyś stamtąd uciekłem.
- Wszyscy byliśmy kiedyś w Polsce i wszyscy kiedyś do niej wrócimy – oświadczył Papenheim.
….Nie pozostało im nic poza wspomnieniami – w długie zimowe noce oddawały się im, wyrażając żal za minioną kobiecością, tak jakby teraz były wdowami….
…Śmierć wyraźnie widoczna pojawiła się i stanęła koło umywalni na korytarzu. Pani Zauberblit przez chwilę przyglądała się jej wzrokiem, jakim kobieta przygląda się dawnemu kochankowi, który ponownie stara się o jej względy…
…Śmierć bawi tam swobodnie, bez przeszkód, podobnie w ogrodzie różanym i w salonie. Rozmawia się z nią jak z każdą inną żyjącą istotą, żartując lub przymilając się. A gdy wybija godzina, znika się z tego świata, czasami jęcząc i krzycząc, innym razem dyskretnie i po cichu…
- Nie rozumiem – zdziwił się major - czy panuje tu epidemia?
- Epidemia żydostwa.
…Przy wejściu do cukierni stał sędziwy piekarz w niebieskim garniturze. Długie lata, spędzone w cieniu właściciela, zabiły w nim najmniejszy przejaw własnej woli. Na jego długiej twarzy malował się wyraz zupełnej bezradności…
- Ośmielę się zadać pytanie natury osobistej – rzekł piekarz. - Pracowałem tu bez przerwy przez 30 lat. Czy moja emerytura zostanie uznana również tam?
- Wszystko będzie honorowane – zapewnił Papenheim – Ludzie nie zostaną skrzywdzeni.
- Tak też myślałem.
…Słowa takie jak „odwołanie” i „procedury” jakoś przemówiły do niego. Widocznie studiował kiedyś prawo. Trochę się uspokoił. Kontakt ze znajomymi pojęciami sprawił, iż trochę rozjaśniło mu się w głowie...
…Klienci zaopatrywali się przede wszystkim w duże ilości leków nasennych i uspokajających…
…Jeśli już komuś należy się tytuł „wielkiego Żyda”, to z pewnością Karlowi Krausowi; on przywrócił satyrze godne jej miejsce…