Frascati Ewa Kuryluk 6,8
ocenił(a) na 721 tyg. temu „Frascati” to moje pierwsze spotkanie z twórczością Ewy Kuryluk- historyczką sztuki, malarką i pisarką o, jak się okazało, wielkiej wrażliwości, szczerości i spostrzegawczości, a także nieskrywanej ciekawości co do losów swojej rodziny.
Rodziny o bardzo trudnej i smutnej historii, naznaczonej wojną, śmiercią i chorobami psychicznymi. Rodziną, której koleje losu stara się drobiazgowo odtworzyć, nawet wtedy, gdy posiada zaledwie strzępki informacji (np. w czasie podróży do Lwowa w 2008r., gdzie szuka śladów miejsc, w których, w czasie wojny, spotkali się jej rodzice czy do Bielska-Białej, gdzie wychowywała się jej matka).
Głównymi bohaterami opowieści Ewy Kuryluk są jej rodzice czyli przedwcześnie zmarły „Łapka” - ojciec Karol Kuryluk-założyciel „Sygnałów” w przedwojennym Lwowie, minister i ambasador PRL, najbardziej jasna, pozytywna postać w rodzinie, matka Miriam Kohany- Maria Kuryluk, której pamięci poświęcony jest ten tom trylogii rodzinnej, ocalonej z holocaustu przez przyszłego męża Karola, całe życie wypierającej swoje żydowskie pochodzenie oraz młodszy brat Piotr, gruntownie wykształcony tłumacz i architekt, niespodziewanie zapadający na schizofrenię po nagłej śmierci ojca.
Na kartach książki pojawiają się też inne osoby związane z rodziną: Anna Kowalska, Maria Dąbrowska, Tadeusz Breza, dr Zdzisław Bieliński i jego żona Zofia, odznaczeni tytułem Sprawiedliwi wśród Narodów Świata.
Ewa Kuryluk – cicha bohaterka rodziny, jest niemalże niewidoczna w tej opowieści, choć pełni w niej kluczową rolę, szczególnie po odejściu ojca. Docierają tylko zdawkowe informacje o jej pobycie u Anki Kowalskiej w chwili narodzin brata, o studiach za granicą i o tym, że stan wojenny spędza w Nowym Jorku. Nie wiemy nic o jej życiu prywatnym, o tym czy założyła rodzinę. Budzi moje współczucie, bo jest nadmiernie przeciążona odpowiedzialnością za mamę i brata. Jej życie podporządkowane jest kolejnym pobytom bliskich w szpitalu w Tworkach. Choć Ewa nie skarży się i nie wspomina o swoim trudnym położeniu, po ludzku jest mi jej bardzo szkoda. Wydaje się spokojna i pogodzona ze swoim losem, czym wzbudza mój wielki podziw dla jej wspierającej postawy pełnej empatii i godności.
Autobiograficzna opowieść Kuryluk ma dość ciężką, przytłaczającą, skomplikowanie prowadzoną narrację. Raz pierwszoosobowo, za chwilę trzecioosobowo. W jej prywatnym, osobistym języku znajdziemy wiele niedomówień, przenośnie używanych słów. Miejsca, osoby, zwierzęta nazywane są słowami zrozumianymi tylko dla rodziny Ewy. W ten sposób pisarka pozwala czytelnikowi na niezwykle bliskie, wręcz intymne obcowanie z jej światem, i światem jej bliskich- z Łapką, Goldim, małą Italią.
Spotkanie z rodziną Kuryluk wymaga uważności i skupienia już od pierwszych stron książki, gdy trzeba dokładnie zorientować się kto jest kim, a autorka tego zadania nie ułatwia. Pisze bez rozmyślania czy czytelnik podąża za tokiem opowieści czy już się w niej pogubił. Używa pseudonimów, a nierzadko, w tym samym akapicie, potrafi „przeskoczyć” opowieść o kilkanaście czy kilkadziesiąt lat, zmieniając przy okazji „aktorów na scenie”, okoliczności, miejsca akcji. Nakładające się obrazy z różnych przestrzeni i okresów czasu, osobliwe nazewnictwo postaci, zwierząt, miejsc, wtrącone zdania po francusku, niemiecku, angielsku i rosyjsku. Oto z czym spotykamy się na kartach opowieści. Te i inne zabiegi stylistyczne zmuszają czytelnika do wytężonej pracy w śledzeniu wątków i ich właściwym rozumieniu. Testują niejako erudycję i oczytanie odbiorcy.
To nie jest lekka opowiastka do połknięcia w kilka godzin. „ Frascati” to proza trudna, wymagająca, niezwykle smutna i emocjonalna. Pod pewnymi względami przypomina „Bliskich” Annie Ernaux, choć ma bardziej dokumentalny charakter, m.in. zawiera zdjęcia rodziny i ich przodków, fotografie dokumentów, rysunki Ewy z dzieciństwa.