Pisarz, prawnik, redaktor,działacz opozycyjny, w latach 1977-81 współpracownik KOR-u. W stanie wojennym internowany. W 1995, w głośnym proteście, zrezygnował z pracy w warszawskiej prokuraturze. Laureat licznych nagród literackich a także Krzyża Oficerskiego Orderu Odrodzenia Polski.
Wiceprezes Stowarzyszenia Pisarzy Polskich oraz członek Stowarzyszenia Wolnego Słowa.
Przywódca tzw. sztyletników, zabijających zdrajców i Moskali, Emanuel Szafarczyk to jedna z najciekawszych – a zupełnie niezasłużenie kompletnie nieznanych - postaci Powstania Styczniowego. Aż się prosiło, aby został bohaterem powieści, która dość dobrze udała się Wacławowi Holewińskiemu.
Choć z drugiej strony nie jest to aż tak dobra rzecz, jak klasyczne już dzieło „Dwie głowy ptaka” Władysława Terleckiego sprzed lat, o ostatnim dowódcy Powstania Aleksandrze Waszkowskim (powieszonym na Cytadeli razem z Szafarczykiem).
Tak czy inaczej, Szafarczyk – prawdziwy ”wyklęty i niezłomny”, w odróżnieniu od tych tak tylko nazywanych - świetnie jest tu przedstawiony, wraz ze swą niepewnością i obwinianiem się o sprowadzenie śmierci na swych ludzi, tego polskiego wydania słynnych średniowiecznych asasynów.
- ”Moje pytanie było o to, kto ma prawo, kto ma prawo decydować?” – zwierza się przyjacielowi, od którego słyszy: ”Nie ma bezkrwawych rewolucji” i „Wojna nie dotyka tylko tych, którzy walczą”:
Bardzo wiernie ta książka oddaje realia w Warszawie ostatniej fazie powstania, czyli jego wygasania, zmęczenia, świadomości beznadziei (atmosfera jakby z arcydzieła „Gorączka” Agnieszki Holland). Autor ma dar narracji, może nie przesadnie wyrafinowanej - jak choćby Terlecki - ale dzięki temu może trafić do szerszego grona czytelników, co zapewne było jego celem, wykorzystując obecny czas wzmożenia .
Mam tylko wątpliwość, czy nasz bohater nie został aby nieco przysłonięty przez swego adwersarza płk. żandarmów Andrieja Konstantynowicza Różyckiego, zruszczonego Polaka prowadzącego śledztwo w jego sprawie, a który raczej nie odnosi zwycięstwa w tym odwiecznym pojedynku śledczego i jego więźnia. Sylwetka pułkownika również jest znakomicie skreślona. A mimo wszystko pozostaje on jednak człowiekiem....
W sumie, żadna to wielka literatura, ale niczego nie udaje, a ostatecznie miłośników historii bynajmniej nie zawodzi. Zdaje też egzamin jej powściągliwy styl.
PS Autorowi zawdzięczam informacje, że warszawskim policmajstrem w tych latach był Zygmunt Iwanowicz Piłsudski, daleki krewny Marszałka. Jego też sztyletnicy mieli na muszce….
Podoba mi się, że powstają takie książki oparte o wydarzenia historyczne, o których coraz mniej się pamięta, o ile w ogóle się pamięta. A chociaż wydarzenia wokół Rewolucji 1905 powinny być u nas znane to jednak prawie w ogóle nie są.
Ta książka jest przyzwoicie napisana ale dopiero jakoś od połowy mnie naprawdę wciągnęła. Za to do końca jakoś nie złapałem głównego pomysłu. Może dlatego, że - jak się okazało - jest jeszcze ciąg dalszy. Zastanowię się czy mnie na tyle ciekawi co zaszło, żeby po nią sięgnąć.