Gdy włożył do ust kolejny kawałek ryby i spojrzał na przechodniów na drugim końcu uliczki, aż się zadławił. – Co jest? Może popij? – Roberta...
Gdy włożył do ust kolejny kawałek ryby i spojrzał na przechodniów na drugim końcu uliczki, aż się zadławił. – Co jest? Może popij? – Roberta rozbawił widok krztuszącego się, a przy tym wstającego z impetem z miejsca przyjaciela. Henry kaszląc, wskazał mu, gdzie ma patrzeć. – Co tam jest? – Widziałem… ją…– odchrząknął. – To ona! – Puścił się biegiem, nie zastanawiając się ani chwili. Robert wzruszył ramionami, po czym złapał wzrok zdezorientowanej, stojącej przy lodówkach kelnerki, która jakby przywołana, podeszła do ich stolika. – Czy wszystko w porządku? – spytała. – Wróci. – Zaśmiał się Robert. – Nie pozwoli takiemu jedzeniu się zmarnować. Tymczasem Henry dobiegł do grupki przechodniów. Rozejrzał się. Z tego miejsca można było odejść w trzy różne strony. Dokąd poszła? Którędy? Rude loki zniknęły za Bramą Żeglarską. Henry znów ruszył w pogoń. Po drodze wpadł pomiędzy grupkę zwiedzających miasto turystów, którzy zaczęli oburzać się po francusku. – Pardon! – przeprosił w ich języku i pognał dalej. Zatrzymała go jezdnia. Sznur samochodów ciągnął się nieprzerwanie jak okiem sięgnąć. Co gorsza, żaden nie miał zamiaru przepuścić mężczyzny. W końcu Henry przeszedł. Stanął przy zabytkowej łodzi – „Katarzynce” i rozejrzał się po bulwarach. Wisła odbijała promienie wiosennego słońca. Spore grupki zwiedzających przechadzały się obok ukwieconych rabatek, zażywając upragnionego ciepła. Ale Ruda zniknęła. Henry nie mógł nigdzie jej dostrzec. Skonsternowany podrapał się po głowie. Dobra, wracam. Może to i lepiej? Co bym jej powiedział? Mam adres, ale nie mogę tego zrobić. Muszę skupić się na Paulinie. Cholera, co ja właściwie wyprawiam?