Niepoprawna mnogość Peter Murphy 6,2
Na świeżo, w trakcie czytania, moje odczucia względem "Niepoprawnej mnogości" były bardzo ambiwalentne, gdyż nie potrafiłam w niej uchwycić żadnego wspólnego mianownika, określić kryterium według którego mogłabym ocenić całość. Teraz, dobry miesiąc po lekturze, nadal zachodzę w głowę, co też kierowało Lucy Caldwell przy wyborze.
Wydawca skrobnął na okładce "najlepsze i najbardziej reprezentatywne opowiadania współczesnych pisarzy irlandzkich". Hmmm... Ja się tu niczego, co byłoby typowe dla wszystkich i określało prozę irlandzką z definicji, dopatrzyć nie mogę. Skłaniam się bardziej ku słowom pani redaktor ze wstępu, iż "wszelkie pytania o naturę irlandzkości nie mogą być wyjaśnione, a jedynie bardziej pokomplikowane".
Tak przeróżne są to historie, zarówno pod względem fabularnym, jak i narracyjnym, że właściwe każdą należałoby oceniać jako osobną, zamkniętą całość.
A co potem?
Wyciągnąć średnią?
Są tu fabuły osadzone mocno w rzeczywistości, ale nie brakuje też takich, które zanurzają się w odmętach szaleństwa. Jedne opowiadają o codzienności tu i teraz. Takiej najzwyklejszej, jaka jest udziałem wielu. Inne zaś ocierają się o granice światów, a nawet nadawałby się do zbioru opowiadań fantastycznych. Narracja bywa prosta, acz dosadna – ot, kawa na ławę, ale... bywa również oniryczna, naszpikowana metaforami i niedopowiedzeniami.
Istne panoptikum, które na przemian: budziło moje zainteresowanie oraz wywoływało znużenie. Wprawiało w zachwyt, by zaraz potem wepchnąć w rozpacz. Dwa opowiadania mnie pokonały. Poddałam się. Nie dałam rady. Dwa inne mogłabym nawet uznać za wybitne. A reszta? Większość dobra, a nawet bardzo dobra, ale... i taka "pisanina dla pisaniny" też się znajdzie.
No kosmos.
Dziś zaś, kiedy przejrzałam "Niepoprawną mnogość" ponownie, aby przypomnieć sobie co nieco przed napisaniem tych kilku zdań, ze zdziwieniem skonstatowałam, że to jest naprawdę dobre. I że mam ochotę na powtórkę w większości wypadków.
Równocześnie jestem pewna, że przez opowiadanie "Istnieje poszlaka" nie przebrnę. Kolejny bój z "Izolacją" średnio mi się uśmiecha, choć bardziej niż z "Królową przedmieścia"...
Taka karuzela.
Lunapark.
Każdy znajdzie coś dla siebie.
Jednak całość - dla wytrwałych.