Jeździec na wielorybie Witi Ihimaera 6,7
Nie lubię pisać o fabule w recenzjach, ale napiszę chociaż zdanie, dwa o czym jest. Historia skupia się na opowieści o ośmioletniej Kahu, która jest jedyną dziedziczką tytułu wodza swojego plemienia. Szkopuł polega na tym, że wodzem może być tylko mężczyzna, zwłaszcza jeśli dziadek - wódz plemienia - nie dopuszcza do siebie myśli, by jego następcą mogłaby być kobieta. Całość fabuły przepełniona jest opowieściami i legendami o "jeźdźcu na wielorybie" i bardzo subtelnym, moim zdaniem realizmem magicznym. Tyle o fabule, bo więcej do zaczęcia tej książki nie trzeba wiedzieć.
Z jednej strony opowieść czyta się lekko, bo i lekko jest skonstruowana, niby dość prosta konstrukcja i można dać ją do czytania młodszym czytelni_kom. Ale też ta opowieść jest dobrym przykładem na to jak tradycja zaćmiewa ważne rzeczy, jak bardzo można ranić innych kurczowo trzymając się starych reguł. I przede wszystkim jak wiele trzeba mieć w sobie siły by przełamać zastałe zasady.
Wiecie, jak zabierałam się za tę książkę, to miałam w głowie, że to będzie coś zbliżonego do "Pieśni Stworzenia" Bruce Chatwin'a, ale szybko się przekonałam, że jednak tradycja, historia i opowieści, będą raczej drugo a nawet trzecioplanowe, a głównym trzonem w powieści będzie siła kobiet i próba zerwania z patriarchalną plemienną tradycją.
Uważam, że jest to dobra powieść, opowiadająca o współczesnej kulturze maoryskiej. Co prawda tylko po krótce i dość pobieżnie, ale uważam że jest to dobra książka na początek i wstęp do dalszego poznawania literatury i kultury maoryskiej.