Najnowsze artykuły
- ArtykułyTo do tych pisarek należał ostatni rok. Znamy finalistki Women’s Prize for Fiction 2024Konrad Wrzesiński3
- ArtykułyMaj 2024: zapowiedzi książkowe. Gorące premiery książek – część 1LubimyCzytać4
- Artykuły„Horror ma budzić koszmary, wciskać kolanem w błoto i pożerać światło dnia” – premiera „Grzechòta”LubimyCzytać1
- Artykuły17. Nagroda Literacka Warszawy. Znamy 15 nominowanych tytułówLubimyCzytać2
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Boris Dežulović
3
7,8/10
Pisze książki: literatura piękna
Urodzony: 20.11.1964 (data przybliżona)
Boris Dežulović (ur. 1964 w Splicie),wielokrotnie nagradzany chorwacki dziennikarz, korespondent prasowy podczas wojny w Bośni i Hercegowinie, felietonista i pisarz, jeden z założycieli niezależnego chorwackiego tygodnika „Feral Tribune”.
Wydał powieści: „Christkind” (2003),za którą otrzymał nagrodę dziennika „Jutarnji list” za najlepsze dzieło prozatorskie roku, powieść satyryczną „Jebo sad hiljadu dinara” („Pieprzyć teraz to tysiąc dinarów”, 2005),wiersze o tematyce antywojennej „Pjesme iz Lore” (2005),zbiór opowiadań „Poglavnikova bakteria” (2007) oraz cztery zbiory felietonów, ostatnio w 2019 „Summa atheologia: Nekoliko heretičkih rasprava o nemogućnosti Svemogućeg”. Razem z bośniacką reżyserką Jasmilą Žbanić napisał scenariusz i zrealizował film dokumentalny o odnowie Starego Mostu w Mostarze „Dziennik budowniczego” (2007). W 2014 zdobył European Press Prize jako najlepszy komentator za tekst „Vukovar: Spomenik mrtvom gradu u prirodnoj veličini” („Vukovar: naturalnej wielkości pomnik martwego miasta”). Pisze dla tygodnika i portalu „Novosti” i stacji N1, współpracował też z sarajewskim dziennikiem „Oslobodjenje”, a obecnie ze słoweńskim „Dnevnikiem”.https://www.facebook.com/BorisDezulovicOfficial/
Wydał powieści: „Christkind” (2003),za którą otrzymał nagrodę dziennika „Jutarnji list” za najlepsze dzieło prozatorskie roku, powieść satyryczną „Jebo sad hiljadu dinara” („Pieprzyć teraz to tysiąc dinarów”, 2005),wiersze o tematyce antywojennej „Pjesme iz Lore” (2005),zbiór opowiadań „Poglavnikova bakteria” (2007) oraz cztery zbiory felietonów, ostatnio w 2019 „Summa atheologia: Nekoliko heretičkih rasprava o nemogućnosti Svemogućeg”. Razem z bośniacką reżyserką Jasmilą Žbanić napisał scenariusz i zrealizował film dokumentalny o odnowie Starego Mostu w Mostarze „Dziennik budowniczego” (2007). W 2014 zdobył European Press Prize jako najlepszy komentator za tekst „Vukovar: Spomenik mrtvom gradu u prirodnoj veličini” („Vukovar: naturalnej wielkości pomnik martwego miasta”). Pisze dla tygodnika i portalu „Novosti” i stacji N1, współpracował też z sarajewskim dziennikiem „Oslobodjenje”, a obecnie ze słoweńskim „Dnevnikiem”.https://www.facebook.com/BorisDezulovicOfficial/
7,8/10średnia ocena książek autora
20 przeczytało książki autora
46 chce przeczytać książki autora
0fanów autora
Zostań fanem autoraKsiążki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Najnowsze opinie o książkach autora
Pieprzyć teraz to tysiąc dinarów Boris Dežulović
7,3
Borisa Dezulovicia znam jako publicystę, z którym nie we wszystkim się zgadzam, ale uznaję jako jednego z najlepszych "tropicieli" chorwackich absurdów. Niestety, jego książka mocno mnie zawiodła. Przez pewien czas czytelnik ma jeszcze nadzieję, że ciągnące się całymi stronami wątki poboczne historii z życia jej bohaterów ostatecznie się skończą i historia będzie do czegoś prowadzić, lecz w pewnym momencie zupełnie ją traci. Dodatkowo nie zawsze jest to humor najwyższych lotów, chociaż pewnie jeszcze z dziesięć lat temu by mnie bawił.
Pieprzyć teraz to tysiąc dinarów Boris Dežulović
7,3
Czy nasze życie jest zbiorem przypadków nie do przewidzenia, czy też możemy za pomocą logicznego myślenia wpłynąć na nie tak, by uniknąć, niechcianego przecież, nieszczęścia? Zawsze mamy przed sobą co najmniej dwie drogi. Wybierając jedną, nie wiemy z czego nieświadomie zrezygnowaliśmy, ignorując pozostałe.
Gdyby młody Chorwat, Paco, zdążył przed czterema miesiącami powiedzieć jedno zdanie: pieprzyć teraz to tysiąc dinarów, nie znalazłby się najprawdopodobniej na zaminowanym terenie, usiłując przedostać się przez obszar zajęty przez bośniackie wojsko. I to przebrany w mundur wroga. Ponieważ książka Borisa Deżulovica jest równie zwariowana, w najlepszym znaczeniu tego słowa, jak jej tytuł, to Bośniacy wpadają na identyczny pomysł. I jak tu teraz ustalić, kto jest przyjacielem, a kto wrogiem? Wojna w Jugosławii w wersji slapstickowej komedii pomyłek? Proszę bardzo, można i tak, w dodatku bardzo udanie.
W główny wątek wpleciono historie bohaterów oraz ich zabawne charakterystyki. Bośniak Cyga, nieustająco bezskutecznie walczący ze świerzbem, który „czmycha przed drapaniem niczym karaluch przed światłem i, nieuchwytny dokładnie tak jak małe czarne skarabeusze, swędzi najpierw trochę poniżej, potem nieco wyżej, za każdym razem umykając przed paznokciami, szczękami, nożem, gałęzią oraz innymi podręcznymi narzędziami pomocy (…)”. Ileż ten świerzb namieszał mu w życiu, w piłkarskiej karierze i w małżeństwie!
Po przeciwnych stronach, z bronią skierowaną nawzajem na siebie, stoją młodzi chłopcy, jeszcze niedawno biegający za piłką i za dziewczynami. Bośniacy tak samo, jak Chorwaci, bez różnicy. Chodzili do tych samych szkół, w tych samych dzielnicach, kopali na tym samym boisku, przy brawach tych samych widzów i startowali do tych samych dziewcząt, tak samo z różnym skutkiem.
Może cała ta wojna także diabelski zbieg okoliczności i gdyby nie jeden błędny krok, zagapienie się, chwila głupoty, w ogóle by jej nie było, a Bośniacy i Chorwaci graliby tylko przeciwko sobie w nogę na stadionie przy aplauzie widowni.
Boris Deżulovic tropi absurdy wojny, a tych jest bez liku. Wydaje się też, że jeśli nikt nie słucha logicznych argumentów, rozsądnych propozycji, by nie eskalować tak bezsensownych konfliktów w obrębie jeszcze niedawno wspólnego kraju, nawet jeśli powstał on jako zlepek różnych narodowości, to najlepiej podziała właśnie śmiech. Wszyscy jednak zdajemy sobie sprawę z tego, ile ofiar zabrała ta wojna, więc za tym śmiechem wyczuwamy całą nagromadzoną gorycz, łzy i żałobę. A także pytanie – po co to wszystko? Czy nie można było inaczej?
Tymczasem jedni i drudzy żołnierze, poprzebierani w mundury wrogiej armii sądzą, ze przyjdzie im strzelać do swoich, albo też zginąć z ich rąk.
Co rusz powracamy do czasu sprzed wojny, do drobnych, najczęściej zabawnych wydarzeń z życia bohaterów, które doprowadziły ich do punktu, w którym teraz tkwią, nie bardzo wiedząc, co dalej robić, ani też kogo mają przed sobą. Do tej pory prowadził ich przypadek, może więc nie warto zbyt długo zastanawiać się nad dalszym krokiem, tylko zdać się na ślepy traf?
Rzeczywistość, w której bez pytania o zdanie, bez głębszej refleksji, pozszywano kiedyś ze sobą na siłę, niczym patchworkową kołdrę, różne kultury, religie i uprzedzenia, licząc na to, że jakoś się zunifikują, została tutaj opisana bez patosu i koturnowości, poprzez z życia wzięte historie. Takie trochę śmieszno-smutne, bo nawet najszczerszy śmiech może zgasić w jednej chwili świadomość, jak łatwo od zabaw na podwórku można przejść do strzelania do człowieka. A jednak nie mamy siły oceniać tych chłopaków. Naszą sympatię i jakąś czułość wzbudzają zarówno Bośniacy, jak i Chorwaci. Ich wcześniejsze, przedwojenne życie, właściwie niczym się od siebie nie różniło.
Och, wszystko tu jest zabałaganione, całkiem jak godło kompanii, gdzie czarne pumy, które przecież nie istnieją, reprezentuje wizerunek bengalskiego tygrysa. Cała ta przygoda, ta wojenna przebieranka, wydaje się nierealna, jak jakiś koszmarny sen. O wiele prawdziwsze zdają się owe powroty pamięcią do przedwojnia. Miłostki, zdrady, wspólne picie i wygłupy, zachwyt nad „Wejściem smoka” i nad umiejętnościami Bruce`a Lee. One pozwalają chłopakom nie zwariować, wspólne wspomnienia udowadniają im, że to są oni, choć czują się przecież inaczej. I czujemy, ze słowa wypowiedziane przez Dzio do kumpli w określonym kontekście: „Nie macie o niczym pojęcia, bando małolatów”, mają o wiele szersze znaczenie. Mogłyby stać się mottem tej historii.
To wina sprytnej, przemyślanej manipulacji, że dotychczasowi sąsiedzi, szkolni koledzy, którzy przez lata potrafili współuczestniczyć we wspólnym, wielokulturowym życiu, teraz nienawidzą się do tego stopnia, by do siebie celować z ostrej broni. Są tacy, którym te nieświadome dzieciaki są potrzebne w określonym celu. Nie obchodzi ich, co się z nimi stanie. Niech to Tito! Warto o tym przez chwilę pomyśleć.
Większość historyjek to gotowe kabaretowe skecze, mające swoją puentę i czasami wręcz absurdalny humor. Jak choćby ten o postoju, na którym taksówka musi zawsze czekać na tego, kto akurat będzie jej potrzebował, wiec nie może odjechać z pasażerem, który właśnie jej potrzebuje. Masło maślane? Tak. Dokładnie jak cała ta wojna i przebieranka żołnierzy. Nic tu nie trzyma się kupy i nie jest logiczne.
I właśnie przy tej okazji muszę przytoczyć słowa Hunty, które można odnieść nie tylko do przywołanej powyżej scenki o postoju, ale rozciągnąć to porównanie na całą tę schizofreniczną sytuację i wygenerowanej nienawiści do sąsiadów, z którymi jeszcze niedawno paliło się razem papierosy na jednym podwórku. „(…) rzecz nie w tym, czego nie rozumiemy. Rzecz w samym rozumieniu, w tym, że nie rozumiemy, rozumiesz? Nie tylko, że nie rozumiemy, że oni nas nie rozumieją, ale i nie rozumiemy, że oni nie rozumieją, że my rozumiemy dlaczego.” Teraz widzicie, jakie to wszystko poplątane i trudno tutaj doszukać się grama sensu.
Przez jeden długi dzień, przez 12 godzin, towarzyszymy chłopakom z byłej Jugosławii, niedawno ziomkom, obecnie zaś wrogom. Na ramieniu mają broń, ale gdyby nie mundury, nie można byłoby ich odróżnić. No właśnie… mundury przecież też nie są te, co powinny… przebieranka miała sprawę ułatwić, tymczasem jeszcze bardziej wszystko zamotała.
Okazuje się, ze w głowach jednych i drugich tłoczą się wspomnienia z przeszłości, tak silne, że tracą czasami poczucie rzeczywistości. Gdzie się znaleźli? Kim są ci naprzeciwko? Nasi czy nie? Śmieją się tak samo, znają tych samych ludzi, co my, bywali na tych samych meczach piłki nożnej i wzdychali do tych samych dziewczyn.
I kiedy niepewnie podają sobie ręce i mówią:
„Najważniejsze, że są tu sami swoi.
No właśnie…
Swoi, nie inaczej – odetchnął Papac.
Wszyscy, znaczy się, jesteśmy… swoi – potwierdził Wungiel.”
to przecież mówią szczerą prawdę.
Książkę mogłam przeczytać dzięki portalowi: https://sztukater.pl/