Salve Femina Magdalena Gaładyk 8,1
ocenił(a) na 82 lata temu Dziś chciałam wam pokazać książkę wyjątkową, nieoczywistą, inspirującą. Książkę, która z jednej strony wydaje się niepozorna, z drugiej właśnie ta niepozorność przykuwa uwagę. Książkę, która jest potrzebna, choć chciałoby się powiedzieć, że jest oczywista. Drodzy czytelnicy - oto przed wami Salve Femina Magdaleny Gaładyk.
Autorka książki to urodzona w 1984 roku absolwentka psychologii, ale też fotografii na Uniwersytecie Artystycznym w Poznaniu. Rysuje od zawsze, a w centrum jej zainteresowań są zwykle wątki feministyczne. I to one stały się natchnieniem do powstania wspomnianej publikacji.
"Salve Femina" ze swoją czarną okładką i specyficznym formatem przywodzi nieco na myśl książeczkę do nabożeństwa, a tytuł zdaje się brzmieniem nawiązywać do modlitwy Salve Regina, jednakże nie ma w niej nic obrazoburczego. To nie jest pozycja, która ma cokolwiek negować czy kogokolwiek obrażać, za to jest swoistym hymnem pochwalnym dla wyjątkowych kobiet.
To nie encyklopedia, nie znajdziecie w niej obszernych biografii i długich opisów. Każdej z bohaterek poświęcona jest krótka notka biograficzna z informacją o najważniejszych dokonaniach. Tam, gdzie było to możliwe, autorka zacytowała omawianą bohaterkę. Dzięki temu możemy powiedzieć, że stworzyła poczet ważnych Polek, a zarazem zbiór inspirujących cytatów.
Portrety bohaterek kreślone są specyficzną kreską, pozornie niewprawną ręką. Są niedoskonałe i nieuładzone, ale jednak oddają najważniejsze cechy postaci. Żeby je docenić, trzeba się pogodzić z tą niedoskonałością, otworzyć na estetykę właściwą Magdalenie Gaładyk, zrozumieć, że ilustracje nie aspirują do roli wiernych, ugrzecznionych portretów, a pełnią rolę symboliczną.
Wspominałam już, że książka jest przepięknie wydana, w niewielkim, poręcznym formacie, dzięki czemu łatwo można ją ze sobą zabrać choćby w torebce, w czarnej oprawie z wyrazistym symbolem kobiecości w czerwonym kolorze i - co docenią esteci - z brzegami kartek barwionymi na kolor czerwony. Co ciekawe - na okładce nie znajdziecie nazwiska autorki, zupełnie jakby Magdalena Gaładyk chciała wycofać się w cień, oddając pierwszeństwo swoim bohaterkom.