Najnowsze artykuły
- ArtykułyAzyl i więzienie dla duszy – wywiad z Tomaszem Sablikiem, autorem książki „Mój dom”Marcin Waincetel1
- ArtykułyZa każdą wielką fortuną kryje się jeszcze większa zbrodnia. Pierre Lemaitre, „Wielki świat”BarbaraDorosz4
- ArtykułyStworzyć rzeczywistość. „Półbrat” Larsa Saaybe ChristensenaBartek Czartoryski5
- ArtykułyNagroda im. Ryszarda Kapuścińskiego: poznaliśmy 10 nominowanych tytułówAnna Sierant13
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Monty Lyman
1
6,7/10
Pisze książki: popularnonaukowa
Ten autor nie ma jeszcze opisu. Jeżeli chcesz wysłać nam informacje o autorze - napisz na: admin@lubimyczytac.pl
6,7/10średnia ocena książek autora
27 przeczytało książki autora
69 chce przeczytać książki autora
0fanów autora
Zostań fanem autoraKsiążki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Niezwykłe życie skóry. Fascynująca podróż po powierzchni naszego ciała
Monty Lyman
6,7 z 23 ocen
96 czytelników 4 opinie
2020
Najnowsze opinie o książkach autora
Niezwykłe życie skóry. Fascynująca podróż po powierzchni naszego ciała Monty Lyman
6,7
Książka jest napisana językiem fachowym, jeżeli ktoś nie miał rozszerzonej biologii w liceum kilka (a nawet więcej) terminów może być problematyczne. Autor odwołuje się do wielu badań naukowych, co uważam za ciekawe. Osobiście książkę czytało mi się bardzo szybko, chociaż jest duża w rozmiarach. Polecam ją raczej osobom, którzy w jakiś sposób związani są z biologią/medycyną.
Niezwykłe życie skóry. Fascynująca podróż po powierzchni naszego ciała Monty Lyman
6,7
Książka zawiera dużo interesujących informacji z wielu różnych dziedzin. Niestety ma też wiele wad, np. błędy merytoryczne i miejsca, w których autor traci obiektywizm niezbędny u twórcy pozycji popularnonaukowej. Szczególnie kiepski jest pod tym względem rozdział o tatuażu, gdzie Lyman nie potrafi powstrzymać swojego entuzjazmu dla tej formy zdobienia (lub szpecenia, bo tu zdania są wciąż podzielone) ciała. Pomijając ryzyko zarażenia się WZW typu C albo zatrucia tańszymi zamiennikami farb przy wykonywaniu tatuażu w bardziej podejrzanych miejscach, tatuaż stanowi ogromne obciążenie dla ludzkiego układu immunologicznego – jest przecież raną z wprowadzonym ciałem obcym i tę ranę nasz układ odpornościowy musi zaleczyć, a owo ciało obce jakoś zneutralizować. Sugerowanie, że robienie tatuażu korzystnie wpływa na układ immunologiczny to jakby twierdzić, że siniaki pomagają zwiększyć ukrwienie skóry. W tym miejscu autor wjeżdża z całym rozpędem na obszar niepotwierdzonych hipotez i chceń w najlepszym szurowskim stylu: „nie ma dowodów, ale”. No cóż, nie ma też dowodów na to, że Zuckerberg jest reptilianinem, a światem rządzą Annunaki z planety Nibiru, to jednak nie znaczy, że można traktować takie twierdzenia poważne. Lyman utrzymuje, jakoby akupunktura miała jakiś efekt leczniczy, bredzi coś o meridianach i aktywnych punktach w naszym ciele – całe szczęście, że obyło się bez bajek o czakrach. Tego typu teksty są na miejscu w literaturze pseudonaukowej.
Ponadto Lyman rozpływa się nad rytualnymi tatuażami rdzennych ludów z różnych części świata, kompletnie ignorując fakt, że – podobnie jak inne tego typu rytuały w rodzaju skaryfikacji albo wprowadzania sobie do skóry kamyków – wykonywanie takich zabiegów w prymitywnych warunkach, bez zachowania zasad higieny i możliwości uzyskania pomocy medycznej jest to po prostu groźne dla życia. Nad informacją, ile osób umiera z powodu takich zabiegów, Lyman prześlizguje się błyskawicznie i bez jakiegokolwiek komentarza.
Inną rzeczą, która powinna zdziwić czytelnika – przynajmniej takiego, który jest miłośnikiem literatury popularnonaukowej – jest ignorancja Lymana w dziedzinie rumieńca. Lyman sugeruje, że „nauka nadal nie wie, dlaczego się rumienimy”, co oznacza, że nie zna tak fundamentalnej popularnonaukowej pracy z dziedziny fizjologii człowieka, jak „Naga małpa” zoologa i etologa Desmonda Morrisa. Blisko 45 lat temu Morris opisał tam zarówno mechanizmy, jak i przyczyny rumienienia się przez człowieka, aczkolwiek otwarte pisanie o seksualności człowieka i o związku z nią zarówno fizjologii, jak i zachowań ludzkich budziło i budzi opór hipokrytów.
Tradycyjnie w przypadku polskich wydań, „Niezwykłe życie skóry” niewolne jest też od błędów przekładu. Nie brak tam klasycznych szkolnych kiksów („nadal pozostaje” itp.),kalk językowych (archaiczni „medycy”),no i oczywiście wisienki na torcie, tzn. bzdurnego przekładania słowa „particle” na „cząsteczka” zamiast „cząstka”. Epidemiczna wręcz indolencja polskich tłumaczy w tej kwestii budzi moje nieustanne zdumienie, gdyż słowniki techniczne nie pozostawiają żadnych wątpliwości w tej kwestii. Ten błąd występuje w książce Lymana w podwójnie absurdalnym miejscu, mianowicie przy tłumaczeniu słowa „nanoparticles”. „Nanocząstka” (tak i tylko tak jest prawidłowo) oznacza określony stopień rozdrobnienia materii – do rozmiarów na poziomie nanometrów! Cząstki o takich rozmiarach uzyskują określone, cenne właściwości fizykochemiczne i mechaniczne, jakich nie ma materiał mniej rozdrobiony – ale nie mają ich również cząsteczki! Cząsteczki (ang. „molecule”),czyli zbiory atomów połączone wiązaniami chemicznymi, określające tożsamość związku chemicznego, mają rozmiary tysiąc razy mniejsze, na poziomie pikometrów. Jeśli tłumacz nie wie takich rzeczy, powinien trzymać się z daleka od tekstów związanych z naukami przyrodniczymi, bo, jak widać, nawet konsultacja naukowa tu nie pomaga. Ale czy może być inaczej, jak wydawca robi wszystko po taniości?