No, powiem wam, że jest grubo. Autor pisał ten komiks na grzybkach halucynogennych i chciał być nowym Moebiusem. Czy mu się udało? Nie. Nie udało. Nie jest Moebiusem. Ale mimo wszystko komiks fajnie się czyta i jest bardzo ładnie narysowany. Ale lepiej nie zastanawiać się nad motywacjami bohaterów, bo brali te same grzybki co autor.
Rzecz dzieje się w przyszłości, w której ludzie zamieszkują wielkie metropolie pośrodku pustyni, a nieliczni wolni Nomadowie wiodą koczowniczy żywot na piaskowych stepach. Świat zamieszkują też dinozaury - częściowo dzikie, częściowo oswojone. Główny bohater to pasterz, który pod swoją opieką ma właśnie
stado dinozaurów. W skutek wyładowania spowodowanego przez jedną z maszyn należących do "cywilizacji" całe stado ginie, a nasz bohater poprzysięga zemstę. Wyrusza do miasta
i tam wplata się w buntowniczą intrygę, która na celu ma obalenie systemu, a w zasadzie wszechmocnej Sieci, która włada armią i opresyjnym systemem miejskiej kontroli.
Opowieść jest całkiem sprawnie skonstruowana, z wieloma odniesieniami do popkultury, zwłaszcza do Matrixa. Bardzo przypadła mi do gustu kreska - momentami mocno wchodząca w detale
(miasto, budynki, pojazdy, plenery),ale na swój sposób oszczędna jeśli chodzi o postaci. W połączeniu z fajnie dobranymi kolorami "robi robotę". Nie jest to może jakieś wybitne dzieło, ale kawał solidnego komiksu. Chciałbym dać wyższą ocenę, ale fabularnie historia trochę wtórna.