Cold Storage. Przechowalnia śmierci David Koepp 6,1
ocenił(a) na 74 lata temu Świat może skończyć się wraz z wybuchem bomb, rozpaść się w feerii barw ognia, utonąć pod naporem nieba, albo umierać powolutku i cicho… tak jak to wymarzył sobie David Koepp w swojej powieści „Cold storage. Przechowalnia śmierci”, a jako że jest to literacki debiut scenarzysty takich hollywoodzkich hitów, jak „Jurassic Park”, „Spider Man” oraz „Mission: Impossible”, to lektura ta jest wręcz gotowym scenariuszem filmowym. I myślę, że byłby to murowany przebój.
Odkrycie wyjątkowego organizmu o nieprawdopodobnej wręcz zdolności mutowania kończy się ukryciem tegoż w specjalistycznej rządowej chłodni, gdzie zostaje on uśpiony. Mijają lata i większość zapomina o tykającej biologicznej bombie zamkniętej pod ziemią. Budynek rządowy zostaje sprzedany, a w jego miejscu powstaje magazyn. Zestawienie kilku niefortunnych czynników sprawia, że niebezpiecznemu organizmowi udaje się wydostać, a jego jedynym celem jest maksymalne rozprzestrzenienie…
Uwielbiam takie historie! Ta jest maksymalnie sensacyjna i maksymalnie hollywoodzka. Wiecie, to nie jest jedna z tych górnolotnych, rozbudowanych i mocno zakorzenionych w rzeczywistości opowieści, za to za jej jakością przemawia błyskawiczne tempo akcji, zachowanie równowagi między rozwojem fabuły a wtrąceniami wprowadzającymi i pogłębiającymi wiedzę o bohaterach, a także świetny i przystępny styl, który sprawia, że kiedy już się sięgnie po tę książkę, to po prostu nie sposób ją odłożyć.
Dobrze wypadają tu elementy naukowe, które są wprowadzone bardzo lekko, przez co łatwo można się wciągnąć w akcję, szybko też udaje się zbliżyć do bohaterów, których na szczęście nie ma tu zbyt wielu, co pozwala na skupieniu się na tej niebanalnej, choć może nieco kiczowatej historii, która z powodzeniem mogłaby wchodzić w bogaty, paranormalny świat Muldera i Scully. Jest w niej wszystko to czego oczekuję od sensacyjnego thrillera: napięcie, wartka akcja, nieziemskie zagrożenie i garstka ludzi mogących uratować świat. I z pewnością ta opowieść ociera się o banał i z pewnością nie jest to najlepsza i najbardziej oryginalna książka, jaką mogliście przeczytać, ale moim zdaniem to naprawdę kawał solidnej rozrywki, zapakowanej w dość soczystą opowieść o tym, że gdyby natura zechciała pozbyć się ludzi, wcale nie musiałaby się natrudzić, gdyż dysponuje sporym arsenałem, który wymagałby jedynie lekkiego ewolucyjnego podrasowania by zmieść nas z powierzchni Ziemi.
Jeśli szukacie niezobowiązującej lektury na coraz dłuższe i ciemniejsze wieczory albo chcecie np. zmobilizować współlokatora do posprzątania wreszcie mieszkania, to polecam wam ten tytuł. Gwarantuję, że spędzicie przy nim czas z wypiekami na twarzy, a spleśniałe pomidory, które od jakiegoś czasu żyją w waszej lodówce własnym życiem, błyskawicznie wylądują w koszu – ta książka mocno oddziałuje na wyobraźnię.
www.grabarz.net