Debbie Macomber urodziła się 22. października 1948 roku.Zaczęła pisać po urodzeniu czwórki dzieci, na pożyczonej maszynie. Czekała, aż wszyscy zasną i wymykała się do kuchni, która na kilka godzin pełniła rolę gabinetu. Zmagała się z dyslekcją, przez pięć lat jej maszynopisy odrzucano w każdym wydawnictwie, jednak Debbie nie opuścił hart ducha. Sukces przyszedł w 1982 roku, wraz z opublikowaniem pierwszej książki. Pisząc, korzysta z własnych doświadczeń, a także z doświadczeń krewnych i przyjaciół. Potrafi przeniknąć w głąb kobiecej duszy, mistrzowsko oddać emocje i charaktery swych bohaterek, a przy tym ma wspaniałe poczucie humoru. Akcje powieści umieszcza często w małych miastach, koncentruje się na aspekcie obyczajowym. Na ogół wstaje jeszcze przed wschodem słońca. Pisze dziennik, czyta, potem przez pół godziny pływa i siada do pracy. Uwielbia robić na drutach i jest w tym prawdziwą mistrzynią. Bardzo lubi dostawać listy od czytelników. Łączny nakład jej książek na całym świecie to ponad sto milionów egzemplarzy. Jej powieści często goszczą na listach bestsellerów, jest laureatką Quill Award for Romance. Wraz z mężem Waynem mieszka w stanie Waszyngton, a zimą na Florydzie. Ma czworo dzieci i ośmioro wnucząt.http://www.debbiemacomber.com/
Keksy to coś podobnego jak teściowe. Pojawiają się w czasie świąt. Nie masz pojęcia, skąd się wzięli, w jakim są wieku i ile czasu będą się ...
Keksy to coś podobnego jak teściowe. Pojawiają się w czasie świąt. Nie masz pojęcia, skąd się wzięli, w jakim są wieku i ile czasu będą się plątać po twojej kuchni.
Robiąc szybki research, dowiedziałam się, że autorka to "niekwestionowana królowa powieści bożonarodzeniowych". Tytuł ten, początkowo naszej znajomości się nie przysłużył, ale jak już oddałam się ciałem i duszą tej romantic story, to przyznać muszę, że jest zupełnie adekwatny.
Powieść ma wszystko czego należy się spodziewać już spoglądając na okładkę. Najprostszą z prostych konstrukcję telewizyjnej komedii romantycznej, przewidywalność i… "małożyciowość". Są oczywiście czarujący On, niezdecydowana Ona oraz, obowiązkowo, listy do Świętego Mikołaja, sam Święty, a nawet romantyczny kulig. Właśnie, i na co ten mój pełen sarkazmu ton, jak wciągnęłam te 200 stron nosem bez szans na małą przerwę??!! Się ja pytam 😉
Fanką powieści świątecznych nie zostanę, ale przyznaję, że taka jedna lektura w roku jak wpadnie, to miło się człowiekowi na sercu robi. Kończy ją z łezką w oku i westchnieniem "ooooooo" wyrwanym z jakiejś dawno zapomnianej w codziennej gonitwie, głęboko ukrytej romantycznej duszy.
„Kochany Święty Mikołaju” to niezwykle ciepła i pozytywna historia. Otula czytelnika jak ciepły kocyk.
Jest bardzo przewidywalna, to prawda, od razu wiemy jak potoczą się losy głównych bohaterów. Jednak to książka, którą po prostu trzeba przeczytać w okresie świątecznym. Jest pełna dobra i nadziei. Podnosi na duchu.
Pokazuje jakie rzeczy są w życiu naprawdę ważne. Nie jest to złożona historia, raczej powiedziałabym, że jest prosta. Nie ma tu żadnych zwrotów akcji. Mimo to, bardzo mi się podobała. To było coś, czego po prostu było mi potrzeba.
To książka po prostu idealna na zimowe wieczory.
Lindy wraca do domu na święta, nic nie układa się po jej myśli. Jej mama pokazuje jej listy, które pisała jako mała dziewczynka do Świętego Mikołaja. Co ciekawe, wszystkie jej życzenia się spełniły. W chwili słabości, postanawia napisać teraz, jako dorosła kobieta, jeszcze jeden taki list. Zapoczątkuje to serię nieprzewidzianych zdarzeń.
Czy to po prostu nie brzmi dobrze?