Czas zwycięzców. Narodziny dynastii Lakers Jeff Pearlman 8,4

ocenił(a) na 914 tyg. temu Wielcy Los Angeles Lakers. Purpura i złoto. Duma, siła, sukces, historia i tradycja. Perfekcja, wręcz można by rzec osiągnięte arcymistrzostwo w skupieniu na celu sportowym, na przełamywaniu granic i wyznaczaniu sobie coraz wyższych celów, gdzie temu towarzyszy przede wszystkim historyczny wręcz nieporównywalny z niczym tzw. entertainment - prawdziwe show komercyjne najwyższej klasy. Co ciekawe w tym wszystkim u Lakersów znajduje się miejsce dla 17 tytułów mistrzowskich NBA, siedemnastu ciężko wypracowanych i wywalczonych pierścieni w najlepszej koszykarskiej lidze świata. Myśląc o Lakersach i wkładzie tej drużyny w wieloaspektowy, szeroko pojęty rozwój całej dyscypliny koszykarskiej, w USA jak i na świecie, a także w kład w rozwój i ewolucję idei sportu zawodowego, wspierania zawodowych lig sportowych w dyscyplinach zespołowych, szczególnie na myśl przychodzi jedno określenie: ,,podróż wehikułem czasu”.
Przyglądając się wszystkiemu, co w złotej historii LA Lakers przez 75 lat jej rozbudowanych dziejów się pojawiło, patrząc się na te liczne wzloty, upadki, na liczne skandale i okresy prawdziwej potęgi sportowej tej ekipy, aż trudno jest przyjąć do świadomości, że wszystko tak naprawdę w NBA zaczęło się od… pieniędzy, od idei realizacji drobnych inwestycji, chęci widzenia w USA w koszykówce możliwości zarobku, czyli dania ludziom nowej przyjemnej rozrywki. A co z istotą sportowego show kojarzy się najbardziej wśród 30 drużyn NBA? Nie kto inny jak zbiór osobliwości i wszystkiego, co tworzy wyjątkowość zwaną Los Angeles Lakers.
Koszykówka jest tak mocno ,,zachodnim” sportem, tak spopularyzowaną dyscypliną, z kulturą, która ma swoje subkultury, jak koszykówka uliczna, koszykówka 3x3, że nie dość, że wychodzi z jej istoty bardzo dużo do kultury życia codziennego, do konwenansów, do społeczności, to przede wszystkim o koszykówce wciąż się generalnie dużo mówi, pisze i kręci filmy oraz seriale. Tak, to z pewnością pochłaniający sport, który jak wspomniałem powyższym: z początkowo czysto zarobkowo-rozrywkowej funkcji z biegiem kolejnych lat zaczął on wchodzić, przy czym ten proces nadal się realizuje, głęboko w sedno kultury cywilizacji. W kwestii tworów audiowizualnych o koszykówce mamy specyficzną sytuację. Bo filmy to jedno, a seriale to zupełnie coś innego. Seriali dokumentalnych, reportażowych, czy czysto fabularnych z elementami sportowej historii o baskecie uniwersyteckim w USA, czy baskecie europejskim, w odróżnieniu do produkcji pełnometrażowych nie mamy aż tak dużo, jakbyśmy tego oczekiwali. Swego rodzaju renesans w tym względzie rozpoczął dopiero serial pt. "Lakers: Dynastia Zwycięzców". Może i nie jest to najnowsza produkcja od HBO Max, bo skończyła bieg pierwszego sezonu wiele, wiele miesięcy temu – olbrzymie zainteresowanie na świecie tym tytułem sprawiło, że włodarze HBO dali mu ,,zielone światło” na kolejne sezony – ale z perspektywy miłośnika NBA i rozgrywek Euroligii istotne było to kiedy rozpoczęto emisję tego tytułu. A miało to miejsce praktycznie ,,rok z hakiem” temu – w czasie, gdy zostało miesiąc bardzo zaciętych meczów sezonu zasadniczego 2021/2022 w NBA: miesiąc walki totalnej o awans do Play-Offów, i o jak najlepsze miejsca w tabeli przed ,,Pucharami”. Obecnie mamy połowę czerwca 2023 w pełni. Mistrzem poprzedniego sezonu zostali Golden State Warriors, jednak teraz po zaciętych rozgrywkach Play-Inn, a także Play-Off, Wojownicy odpadli, a tą drużyną, która ,,zdążyła wyostrzyć sobie ząbki na tytuł" okazali się Denver Nuggets. To pierwszy tytuł mistrzów NBA dla tego teamu.
W odniesieniu do samego serialu, o którym powyżej mowa, a także książki, którą recenzuję i poświęcam dalszą część wypowiedzi, owszem Jeziorowcy z niezniszczalnym LeBronem Jamesem na czele -,,Królem” i liderem zespołu – w ostatnim kwartale sezonu wzięli się w garść, wygrzebali z zakopanych pokładów możliwości, który wykorzystali dając sobie dobre miejsce na start w rywalizacji play-offowej NBA. Ale na tym ,,starcie" się skończyło. W finale Konferencji Zachodniej przegrali z Denver Nuggets, można by rzec: ,,,do zobaczenia za rok". Na poprawę humoru fana złoto-purpurowych, na wzmocnienie sił przed kolejnym sezonem najlepszej koszykarskiej ligi świata, powinniśmy cofnąć się do przeszłości, ot pierwocin współczesnej rozrywkowej i bardzo dynamicznej koszykówki - przeszłości spod znaku rozwoju LA Lakers i nastania ery showtime’u, którą opowiada wspomniany serial HBO Max, ale i co najważniejsze:… którą opowiada książka "Czas zwycięzców. Narodziny dynastii Lakers" pióra dziennikarsko-reporterskiego z nutką ,,fabularności” Jeffa Pearlmana. To właśnie na jej podstawie powstała ta produkcja, na jej kanwie wykreowano w serialu ten jego wygląd, ów nietuzinkowy styl, jakość ujęć, wyzierającą wręcz nostalgię ery lat 80-tych, a także tytuł serialu i to, co bezpośrednio on przedstawia. Zacznijmy od tego, że serial, a w większej, zdecydowanie większej mierze książka, opowiadają o bardzo odmiennej, praktycznie zahaczającej o absolutorium erze w historii LA Lakers, jak i całej NBA erze zwaną nie inaczej jak tylko ,,Showtime” – w której to erze ów klub dominował w NBA pod względem specyficznej filozofii, czy inaczej: strategii gry, samego jej stylu, nawet pod względem liczby odnoszonych zwycięstw i ich efektowności. Najważniejsze jest to w jak energicznym, pełnym siły, akcji, uwagi ze strony mediów stylu się to odbywało. Książkowo i serialowo, w obu źródłach, przedstawiono nam historię o drużynie, która w latach 80-tych XX wieku była najbardziej medialnym, rozpoznawalnym i rozchwytywanym poza USA zespołem sportowym. Zatem, czy nie wygląda to na mocno oryginalną historię? Jak najbardziej tak, przy czym w książce Pearlmana jest ona dodatkowo mocno i wyjątkowo realna w stosunku do niekiedy zbytnio ,,ulukrowanej” dramatyzmami i przejaskrawionymi wątkami, idącymi jakby innym torem, co prawdziwe wydarzenia związane z tym zespołem, wizji serialu HBO. Z kolei widowisko małego ekranu w wielu aspektach jest bliższe poznania dramatyzmu i faktów z epoki w NBA końcówki lat 70-tych i części dekady lat 80-tych XX wieku - epoki, która tak istotnie naznaczyła koszykówkę na świecie, a przede wszystkim wzniosła na pewien poziom sławy, uznania, potęgi sportowej klub Lakers, z którego ta drużyna od jakiegoś czasu mimo wszystko nie schodzi.
Przed przeczytaniem "Narodziny dynastii Lakers" dobrym patentem dla miłośnika koszykówki i tematyki spod znaku NBA, będzie chwycenie za piloty i wsiąknięcie w niezwykłą atmosferę świetnie zaaranżowanego i oddanego w stosunku do specyfiki koszykówki lat 80-tych w NBA i ery ,,Showtime” Lakersów całego pierwszego sezonu wspomnianego tytułu: "Dynastii zwycięzców". Co istotne w sierpniu Anno Domini 2023 debiutuje kolejna seria odcinkowa serialu, skupiająca się na dalszych latach ewolucji gry koszykarskiej i perypetii związanych z historią drużyny w latach po osiągnięciu pierwszego mistrzostwa NBA. I to jest dopiero nie tyle serial, co ,,akt”, ot doświadczenie – z perspektywy prawdziwego miłośnika koszyków. I po tym akcie serialowej historii nie pozostanie wam nic, jak tylko chwycić za pozycję Pearlmana! A jest w niej, co bardzo pozytywnie zaskakuje: cała masa chłodnych faktów, informacji i kalkulacji oraz ten humor, ta szczerość i ciepło ,,johnsonowskiego” uśmiechu. Nie zabrakło ,,magicznej” szczypty ciekawostek ,,zza kulis” działań klubu i NBA w tym ,,showtime’owym” okresie, gdzie oldschoolem, całą ideą rozwoju sportu zawodowego wyziera bardzo wyraźnie. Pearlman szczególnie daje nam do zrozumienia, że okres największej świetności Lakers, z którym zawsze ta marka, ten styl, ta drużyna będzie kojarzona, mimo iż pięć tytułów zapewnił jej później Phil Jackson, Kobe Bryant, z tym, co wydarzyło się pomiędzy 1979 a 1990 rokiem. To Jack McKinney tak naprawdę stworzył ,,Showtime”, Pat ,,rzeźnik” Riley jedynie przedłużył to, co McKinney wprowadził, a Jerry West ukoronował to starannie dobranymi wyborami z draftu NBA i innym pozyskiwaniem zawodników do rotacji w składzie, aby umożliwić Lakers wciąż bycie w formie zgodnie z systemem ich gry. Prawdziwe podwaliny, ot ,,Kamień Węgielny” pod budowę cegiełka po cegiełce okresu niezapomnianego ,,Showtime’u” Jeziorowców natomiast postawił Jack Kent, który w połowie lat 60-tych kupił ekipę od Boba Shorta, praktycznie tylko po to, aby do Kalifornii sprowadzić klub hokejowy.
I tak, krok po kroku, mieszając różne składniki zupy w sporej wielkości kotle, który nazywa się Los Angeles Lakers, jak widać dowiadujemy się to, co powinniśmy wiedzieć, aby każda komórka naszego ciała przesiąkła, bez przesytu, specyfiką Showtime’u Lakersów. Nic dodać, nic ująć; trzeba by być niezwykle wybrednym, aby stwierdzić, że coś z publikacją Pana Jeffa jest nie tak, że czegoś tu zabrakło. To jest wysmakowana lektura, a czytając "Narodziny dynastii Lakers", dzięki pięknej linii językowej – ten styl, ta reporterska pasja, ta doza encyklopedycznej treści, jakby czytało się newsy na pierwszych stronach gazet, omawiających to, co wydarzyło się wczoraj – tu zawartej aż czuje się, że ta książka żyje historią złoto-purpurowych Lakers ekscentrycznego ,,doktora Bussa”, że opowiada wszystko to, co trzeba wiedzieć o tej drużynie w głównej mierze w kontekście jej wielkości w latach 80-tych , a także o samej oldschoolowej erze NBA, w której kryło się bardzo wiele. Bo kto by pomyślał, że koszmarny błąd Worthy’ego pozbawi Lakers w pewnym momencie szans na mistrzostwo; że Magic Johnson, symbol NBA tamtych czasów, gracz o ogromnym koszykarskim IQ i apetycie na kolejne tytuły mistrzowskie w pewnym spotkaniu finałowym Play-Off z Bostonem nie zauważył, że tablica z zegarem była… rzekomo celowo zasłonięta przez fotoreporterów , co przeszkodziło mu w ocenie czasu pozostałego do rozegrania akcji. Konsekwencją tego było jedno: Magic zakozłował się na śmierć. Pearlman potrafi być również zabawny, potrafi wyczuć kiedy ,,sypnąć z rękawa” ciekawą i nietuzinkową anegdotą, czego przykładem niech będzie to, że pojawienie się ,,Show!” przez wielkie S ze strony Lakers sprawiło, że w lidze podczas meczów zaczęło się dziać tyle ciekawych rzeczy: od konkursów przez tańce cheerleaderek i całą, całą resztę, że nie wiadomo było na co widz miał patrzeć, co obserwować, czym jeszcze bardziej się zachłysnąć, dlatego zaczęto używać… lornetek by móc obserwować wszystko!
"Czas zwycięzców” to wykładnia o tym, jak powinna wyglądać chemia w drużynie o aspiracjach mistrzowskich w każdej grze zespołowej, co tą chemię buduje i jakie historie jej towarzyszą / powinny towarzyszyć. To opowieść o trenerach, zawodnikach i ich rodzinach, to historia o zwykłych ludziach, a nie tylko robotach zapracowujących się na śmierć. I jest jedno zdanie, które bardzo, ale to bardzo podkreśla to, co tak solidnie uwypuklił serial HBO a także ta książka, to czym tak naprawdę byli Lakers lat 80-tych i o co chodziło w sposobie i filozofii ich gry: ,,Nie byliśmy już tylko meczem koszykówki. Byliśmy rozrywką, byliśmy przedstawieniem!”.