Virginia Henley Syddall urodziła się 5 grudnia 1935r. w Anglii, gdzie jej ojciec, Thomas Syddall, nauczał historii. Zdobyła dyplom z historii na Uniwersytecie. W 1956 roku Virginia wyszła za mąż za Arthura Henleya. Przeprowadzili się do Ameryki, a teraz żyją przez większą część roku w Sankt Petersburgu na Florydzie, a spędzają gorące lato w Ontario w Kanadzie, mają dwoje dzieci dorosłych i trzech wnuków. Virginia jest pisarką powieści historycznych. Jej prace zostały przetłumaczone na czternaście języków. Ona jest odbiorcą kilkunastu nagród, w tym Romantic Times Lifetime Achievement Award, Nagroda Waldenbooks "bestsellerów, a Maggie Award for Excellence z Gruzji Romance Writers.
Przypadł mi do gustu ten romans historyczny ma coś w sobie, że chce się czytać fabuła świetna, akcja rewelacyjna i napięcie buduje doskonałe jest książką bardzo fajną, pełno emocji zawiera i pozytywnych wrażeń dostarcza czytelnikowi.
Zainteresowała mnie ta historia dwóch sióstr, Szkocja piękna obdarzona wspaniałymi krajobrazami,,toczy się romans w Anglii.
Znakomity, wręcz świetny!!!!!
Znacie to powiedzenie - a właściwie złorzeczenie - „Obyś żył w ciekawych czasach” ?
Cóż...
Virginia Henley wybrała na osadzenie akcji „Nienasycenia”, bardzo ciekawy okres historyczny.
Nie da się tego ukryć.
Wszystko rozgrywa się bowiem w ostatnich miesiącach życia i panowania „Królowej Dziewicy", czyli Elżbiety I Tudor i obejmuje również pierwsze tygodnie sprawowania władzy królewskiej przez Jakuba I Stuarta.
I jeśli chodzi o elementy interesujące, to na tym koniec.
Już gdzieś przy początku książki, wita nas drobiazgowe omówienie koligacji arystokracji Anglii i Szkocji, oraz przedstawienie ich stopnia pokrewieństwa z królową i całym rodem panującym, a także dokładne informacje kto jaką funkcję pełnił w królestwie i jakie posiadał dobra. Czy czytelnik koniecznie musi to wszystko wiedzieć, aby móc przejść przez błahą historię romantyczną ? Owe wycieczki po drzewie genealogicznym miliona rodów, skutecznie zniechęcają i nużą czytelnika już na „dzień dobry”, niczemu specjalnie nie służąc.
Pióro i sposób prowadzenia akcji, są porażająco nieporadne. Język ubogi i „kwadratowy”, nijak nie pasujący do epoki. Razi również wiele elementów i słów, używanych dopiero w naszych czasach, a włożonych w usta ludzi żyjących kilkaset lat temu ( co czyni tą historię jeszcze bardziej nieprawdopodobną i jakby całkiem „od czapy” ). Bohaterowie jak żywcem wyciągnięci z bajek animowanych. Przerysowani i czarno- biali do tego stopnia, że niepokojąco przypominają swoje własne karykatury.
Dialogi sztuczne, wydumane i drętwe
Całość przekazu przytłoczona przez niekończące się opisy strojów i materiałów z których owe stroje były szyte. Czułam się chwilami, jakbym zamiast romansu, czytała czasopismo na temat mody z przełomu XVI i XVII wieku. Korowód kryz, jedwabi, guziczków, perełek, haftów i wszelkich innych dupereli, opisanych do najdrobniejszego szczegółu, po prostu nie miał końca. Wszystkie pozostałe elementy powieści potraktowane zostały w sposób karygodnie lekceważący i ogólnikowy.
Po lekturze mam nieodparte wrażenie, że jest to historia spisana przez początkującą licealistkę- i dla takich też licealistek przeznaczona ( bez obrazy ) - tylko i wyłącznie.
Cała reszta czytelniczek, które będą miały nieszczęście sięgnąć po to dzieło, niestety tylko może się rozczarować i zirytować.
Nie polecam.
Albo polecam - dla fanek mody z epoki królowej Elżbiety I
I nikomu innemu.