Najnowsze artykuły
Artykuły
Przyjeżdżasz się wyluzować, a tu trzeba walczyć o przeżycie. Dawid Kornaga o najnowszej powieściAnna Sierant1Artykuły
Polski kandydat do Oscara i „książkowe” produkcje nagrodzone w GdyniAnna Sierant4Artykuły
Co będziemy czytać w październiku? Zestawienie nowości 2023LubimyCzytać8Artykuły
Miasta miłości i mrokucorbeau0
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Matthew Polly

1
8,1/10
Pisze książki: biografia, autobiografia, pamiętnik
Ten autor nie ma jeszcze opisu. Jeżeli chcesz wysłać nam informacje o autorze - napisz na: admin@lubimyczytac.pl
8,1/10średnia ocena książek autora
193 przeczytało książki autora
231 chce przeczytać książki autora
0fanów autora
Zostań fanem autoraKsiążki i czasopisma
Najnowsze opinie o książkach autora
Bruce Lee. Życie Matthew Polly 
8,1

Przed czytaniem obawiałem się tylko tego,że może mnie nudzić po obejrzeniu takiej ilości filmów,w tym różnych dokumentów ,biografii. Jeśli ktoś również ma podobnie śmiało niech bierze książkę!
Najdziwniejsze do opisania są moje odczucia do śmierci Bruce'a -pomijając już to jak dużo jeszcze by zrobił (smutek jakby umarł ktoś kogo znaliśmy).
"Porażka to stan umysłu – nikt nie jest pokonany dopóty, dopóki nie uzna porażki za fakt. "– Bruce Lee
"Robiłem to co chciałem robić i wszystko co robiłem, robiłem szczerze i w najlepszy sposób na jaki pozwalały mi moje możliwości. Nie można więcej oczekiwać od życia."
Bruce Lee. Życie Matthew Polly 
8,1

O rozsławionym na cały świat, daleko poza kanon popkultury, a nawet poza Uniwersum filmów akcji ze sztukami walki i ,,mordobiciem” w tle, niesamowitym Brusie Lee, można by prace doktorskie pisać, publicznie debatować i prawić pieśni dziękczynne ku jego osobie. Urodzony 27 listopada 1940 roku, w San Francisco, Bruce, to mówiąc ,,encyklopedycznie”: amerykański aktor, reżyser, mistrz i instruktor sztuk walki, a także człowiek uprawiający filozofię, w której w głównej mierze liczy się spokojne i stanowcze podejście do życia, przy jednoczesnym zachowaniu ogromnej energii, która tkwi w ciele i umyśle. Niektórzy nie wiedzą, że Lee w czasach swej największej popularności założył „Jet Kune Do”, swego rodzaju Szkołę Sztuk Walki, w której uczono hybrydowej filozofii związanej z takimi dyscyplinami, czerpiącej z różnych dziedzin tego sportu. Lee można uznać więc za kogoś pokroju Pradziada czy Praojca ,,Martial Arts", który postawił kamień węgielny pod utorowanie i budowę całego systemu współczesnych mieszanin w ich obrębie, które są obecnie bardzo popularne a ich zawodnicy zarabiają całkiem spore pieniądze: MMA, odmiany boksu czy ekstremalne formy walk w klatkach.
Jakiej byśmy noty z encyklopedii filmowej, tej o sztukach walki czy z opasłej i ważnej książki o popkulturze w ogóle o Brusie Lee tutaj nie wstawili, i tak nie wyrazi to istotnego, bardzo znamiennego dla nas, zwykłych ludzi, faktu: nie tylko ja i moi znajomi, ale przede wszystkim komentatorzy sportowi, krytycy kultury, media i inne znamienitości sztuk walki, są zgodni, że Bruce Lee to najbardziej wpływowy mistrz sztuk walki wszechczasów i prawdziwa ikona kultury masowej XX wieku. Ba!, rzekłbym, iż Lee to osobowość, charyzma, styl i pasja, które razem wzięte łamią barierę czasu i pokoleń, co sprawia, że podziwia się go po dziś dzień i będzie się robić to jeszcze o wiele dłużej. Patrząc się na słynne role filmowe Lee, takie jak te najsłynniejsze, w których swą osobą – i nie chodzi tu o same aktorstwo – wręcz elektryzuje widza, a było to w filmach: "Wściekłe Pięści", "Droga Smoka" i "Wejście Smoka", które to dzieło akurat wyemitowano w 1973r. krótko po śmierci Legendy i ma ono status kina kultowego po dziś dzień porządkującego nasze wyobrażenie o sztukach walki, ("Wejście Smoka" w 2004 roku zostało dodane do listy filmów National Film Registry tworzących dziedzictwo kulturalne Stanów Zjednoczonych, które to z dumą przechowuje się w Bibliotece Kongresu Stanów Zjednoczonych),zdaje się, iż Bruce w większości nieświadomie przyczynia się do zbudowania i jej pielęgnowania więzi między kulturą Wschodu i Zachodu, a także do zniesienia barier, które obyczajowo i kulturowo wpływały również na relacje polityczno-społeczne między tymi obszarami państw na globie. Gdyby nie jego specyficzna inicjatywa i ta ,,nieokreślana i nienazwana” obecność w środowisku filmu oraz charyzma, wtedy o obecności kina azjatyckiego na arenie światowej, szczególnie tego ,,kopanego” i akcji, można by było zapomnieć. A tego rodzaju filmy – z czasem również seriale - stanowiły olbrzymi procent wkładu w budowę pomostu między dwiema kulturami. A to tylko początek nienazwanej swą bezcennością legendy Bruce'a.
To właśnie "Wejście Smoka" oraz widowisko równie rewelacyjne i przełomowe dla sztuk walki w światowym kinie, wydane dwa lata wcześniej o czym nie wspomniałem we wcześniejszych ustępach "Wielki Szef", a także pewien film dokumentalny pt. "Jak woda" z 2020 roku, przyczyniły się do sięgnięcia przeze mnie po pewien tytuł biograficzno-reportażowy w literaturze. A rzecz rozchodzi się o publikację biograficzną, która szczególnie w Polsce zyskała całkiem sporą popularność: "Bruce Lee. Życie". Książka autorstwa Matthew Polly’ego jest bezprecedensową pozycją z zakresu tych ,,konkretnych historii” o ikonach kina czy popkultury, o ludziach których doceniamy głównie przez pryzmat rzeczy (często jednego rodzaju aktywności),z której są najbardziej kojarzeni, co samo w sobie powoduje, że nie wiemy wystarczająco dużo o kimś aż tak uwielbianym, aby w rzeczywistość powiedzieć, jakim jest ta ,,ikona” człowiekiem i czy ten podziw i uznanie jej się należy. A Bruce’owi Lee na pewno się one należą, i to do potęgi entej razy tyle! "Życie" to praca, które nie stygmatyzuje Bruce’a i nie egzorcyzmuje świat z ślepego zapatrzenia na legendę kina akcji. W swej publikacji Polly wiernie i bardzo instynktownie łączy fakty z mitem, co pewne rzeczy obala, a niektóre podtrzymuje; nie spoilerując dokładnie tego aspektu książki dodam jedynie że jest to jak najbardziej szczera i prawdziwa, oraz taka jaka powinna być, biografia tej osobistości. I wynika z niej jedno: skoro Bruce to zodiakalny Strzelec, to powinien być kimś, kto jest optymistą używającym tą – w jego przypadku - ,,filmową przemoc i sztuki walki” jako narzędzie uwalniania złej energii czy formę sztuki, którą może pokazać w kinie publiczności. Tak też się okazało: Lee to dusza towarzystwa, optymista, cholernie naturalnie podchodzący do życia człowiek – Polly kreuje to w taki sposób, że najlepiej będzie zrozumieć to, jeśli po przeczytaniu jego biografii przysiądziemy spokojnie do seansu filmu dokumentalnego pt. "Jak Woda", o którym napomknąłem wyżej. Razem z niniejszym recenzowaną biografią w formie literatury, ten równie biograficzny i bardzo emocjonalny dokument filmowy tworzy wyłaniającą się z pierwocin wszechświata cudowną synergię. Synergię, której trzeba doświadczyć!
Książka Polly'ego, co bardzo istotne gromadzi tak specyficzny rodzaj treści, ukazując to w jak najbardziej harmonijny sposób, że czynią one ,,małego smoka” wręcz nieśmiertelnym. I tak powinno być, bo mało jest jednostek absolutnych wśród kultury masowej, o których pamięta się i będzie pamiętać się po ich śmierci po wsze czasy. Mało jest aktorów, których tylko ,,ten jeden” film, ta poza, ten okrzyk czy akt, uczyniły żywym w naszej świadomości, tym kimś będącym ponad Bogiem, na wieki wieków i po kres czasu. W "Wejściu Smoka" Bruce zszokował Zachód; sądzę, że, gdyby nie odszedł z tego świata tak kontrowersyjną śmiercią i premiera tak ikonicznego obrazu odbyła się, gdyby Lee żył, i tak byłby Legendą, Królem, Imperatorem kina akcji, czy mówiąc bardziej po młodzieżowemu: GOATem (Greatest Of All Time) – najlepszym w historii. "Wejście Smoka" przesunęło jego osobę do innego poziomu uwielbienia wśród widza i zazdrości wśród aktorów. Lee zredefiniował pojęcie idola kina dynamicznego i sztuk walki – uważa się, co popieram również i ja, że dzięki ,,małemu smokowi” z San Francisco filmy akcji rozwinęły się do tej postaci, w której są obecne. Ta cała ,,kopanina”, choreografie walk, które między bohaterami w danych produkcjach potrafią zajmować długie sekwencje – wszystko to zawdzięczamy właśnie Bruce’owi. Wystarczy spojrzeć na pierwszą stronę omawianej i recenzowanej publikacji Polly’ego, tuż przerzuceniu twardej okładki na lewą stronę. Wtedy ujrzymy wpleciony na całą stronę poziomo kadr z niedokończonego filmu z Lee (nie dokończonego przez niego, w jego stylu): "Gra śmierci" z 1978 roku. Na zdjęciu widać słynny ,,kop z wyskoku” Lee zmierzający w kierunku stojącego na dwóch nogach Kareema Abdul-Jabbara, legendę koszykówki, jednego z największych i najbardziej wartościowych koszykarzy NBA w dziejach. Owszem, to tylko ,,okładka”, zewnętrze, jak i pierwsze fragmenty jej wnętrza; taka kompozycja świadczy mimo wszystko o poważnym podejściu autora oraz wydawców do legendy Bruce’a Lee – potężnej za życia i przerastającej go po śmierci, tak ogromnej jakby Lee był dumnym tygrysem prężącym swoje kły… nawet zza grobu.
"Życie" to jedna z najbardziej merytorycznie, informacyjnie i rzetelnie skonstruowanych biografii konkretnej osoby z branży sportowej i kulturowej, której geniuszu i wyjątkowości nawet w byciu sobą za życia nie byliśmy w najmniejszym stopniu świadomi. Drobiazgowość i encyklopedyczność twórcy książki wyziera z każdego rozdziału, z każdej dużej częścią ją budującą. Prowadzi nas przystępnym, normalnym, nie za bardzo wylewnym językiem. Dzięki temu, bardzo bogata, jakby z ,,drzewa nieskończonej obfitości” treść biografii przyswaja się płynnie i miękko; czytelnik w większości na pewno będzie zafascynowany mnogością treści przygotowaną przez autora, opatrzoną w miarę równym tempem narracji biograficznej (nie licząc pewnych wstawek i ,,powrotów wstecz” autora w celu podparcia się wnioskami przy budowaniu danej części tekstu: jego napięcia, siły wydźwięku etc.). Co istotne, dodam również, iż jest to niezwykle wielowymiarowa pozycja: książka sięgająca poza dziedzictwo Bruce’a i poza aspekty związane z historią, kulturą i obyczajami dalekiego wschodu. To twór, który pokazuje, że Lee był jak niezniszczalny pomost pomiędzy wschodem a zachodem, który jak już raz postawiono, tak do końca umożliwi wymianę kulturową i wzajemne wsparcie między tymi obszarami. Nie sposób również omówić absolutnie wszystkiego, ba!, chociażby połowy publikacji Polly’ego, zwłaszcza jeśli mamy w zamiarze tworzyć tekst ,,krytyczno-recenzencki” na kilka stron, który jej dotyczy.
Ten słynny o potężnej wewnętrznej mocy mały, ale i wielki zarazem człowiek, Bruce Lee, cóż tu dużo mówić, którego poznałem dzięki niniejszej publikacji, zaznawszy wieloaspektowej (tak szeroko jak można tylko to sobie wyobrazić) opowieści z nim związanej, z jego spojrzeniem na świat, zachowaniem, faktami, mitami, filozofią, która bardzo odpowiada mojej osobistej naturze (Bruce bardzo mniej przypomina; sądzę, że każdy z nas powinien coś zaczerpnąć od niego),na podstawie tego, jakie mam ,,mniej więcej" o nim do tej pory pojęcie, jak i na podstawie tego, co w wyniku przesycenia popkulturową treścią mój umysł pochłonął, treścią w której Bruce zaznaczył się dekady temu, i wciąż robi to do dziś, mogę powiedzieć: on był niezwykle... niesamowity! I to w tak ,,nieujmowalny w żadne słowa!" sposób.
Książka Polly’ego znacząco do mnie przemawia. Nie sądzę, aby była ona mało czy średnio obiektywna i nie zgadzała się przy tym z tym, co o samym ,,chińskim małym smoku” wiedzą, mając przy tym konkretne stanowisko, jego bliscy, znajomi, przyjaciele i wszyscy ci, co przewinęli się podczas jego życia: od buntowniczej młodości w Chinach przez początki kariery kung-fu w USA, aż po stanie się niemożliwą wręcz szatańską trąbą powietrzną, która przeszła przez kino azjatyckie i amerykańskie wynosząc sztuki walki w USA, a potem na świat do niewyobrażalnego poziomu popularności – poziomu, który zmienił kulturę masową, a w szczególności gatunek kina akcji. Obraz Bruce’a nakreślony przez autora biografii, w mojej perspektywie nie odbiega od tego, co dowiedziałem się przez całe moje życie (zwłaszcza przez intensywne ostatnie kilka tygodni) o mistrzu Lee, głównie z filmów dokumentalnych i pobieżnie rozpatrywanych filmików informacyjnych na Video, także z niniejszym omawianej książki. Gdy kończę kreślić ów tekst z zalążkiem felietono-recenzji ,,Życiu" poświęconemu, jest późny wieczór 3 października 2022 roku. Dokładnie 51 lat temu miała miejsce premiera pierwszego filmu kung-fu Bruce’a, "Wielki Szef". I chyba lepszej okazji na napisanie moich wypocin twórczych, w takim temacie, nie miałem.
Wiecznie zgłodniały ciągłej samorealizacji spokojny perfekcjonista, zrównoważony dzięki zmodyfikowanej na swój osobisty sposób taoistycznej filozofii, Bruce Lee był zjednoczony ze swoją osobowością i celami, i to tak że głowa mała! Próżno kogoś takiego szukać obecnie. Bruce był kimś kogo świat do tej pory nie widział, a którego jak poznał, to od razu zapłakał, bo tak prędko od nas odszedł. Lee był pionierem MMA, ot mieszanych sztuk walki. Jego fantastyczne i niezapomniane ,,Jeet kune do” robi wrażenie do dziś - ,,droga przechwytującej pięści” to nie styl walki, ale walka wpisana w człowieka, stanowiąca fizyczny wyraz czyjejś osobowości”. Bruce to mój idol – nie ukrywam tego, nawet nie wchodząc w to jak potężne i czy prawdziwe są kontrowersje związane z jego śmiercią: czy zabił sam siebie, czy wykończył go ktoś postronny, czy znajomy. A może zabiła go sława?
Jeśli pragniesz osiągnąć sukces w życiu prywatnym i zawodowym, przy jednoczesnym pragnieniu osiągnięcia wewnętrznego spokoju, najważniejsze jest: samorealizacja a nie neurotyczna walka. Ogromna energia, która w tobie tkwi niczym mocarny smok i szalejący ogień, niech równoważone są przez ,,wodę", która to ugasi, uspokoi i uelastyczni, nie zmieniając jednak życiowej mocy, która w tobie tkwi. ,,Be water, my friend!".