Sny umarłych. Polski rocznik weird fiction 2018 Mort Castle 7,4
ocenił(a) na 95 lata temu Ja, czyli nic
Najgłośniejsza antologia wydawnictwa Phantom Books Horror tego roku ujrzała w końcu światło dzienne. Dwadzieścia trzy opowiadania polskich twórców, wyselekcjonowane pod kątem wysokiej jakości literackiej i specyficznej przynależności „gatunkowej” – weird fiction. „Gatunkowość” musi być tu wzięta w cudzysłów, bo, jak napisał we wstępie do antologii Krzysztof Grudnik: „Weird fiction jest terminem szerokim, który nie określa osobnego gatunku, a raczej przenika inne gatunki fantastyczne, lub oplata je niczym macki z Lovecraftowych opowieści”.
I tak też jest w „Snach umarłych – polskim roczniku weird fiction 2018”. Jest tu science fiction, bizzaro, dramat psychologiczny, horror. Znajdziemy tu opowiadania inspirowane Ligottim, jego charakterystycznym stylem i oglądem świata; teksty w klimatach klasycznej literatury grozy sprzed wieku, często osadzone we współczesności. Udamy się też w przeszłość, w czasy wojen napoleońskich lub Rewolucji Francuskiej. Najczęściej jednak poruszamy się w światach o bardzo wątpliwych ontologicznie fundamentach – granica między twardą rzeczywistością a fantasmagorią jest płynna i bardzo ruchoma. Są tu też teksty trudne, wymagające skupienia i przynajmniej dwukrotnego czytania – pozbawione standardowej fabuły i narracji, ale rewanżujące się zupełnie nową jakością, czyli pewnym autorskim, przechodzącym na czytelnika, przeżyciem świata, u podstaw którego zasadza się dziwność. Czasem jest to głównie estetyka – częściej jednak za owym „weird” stoi pewna filozofia. Pesymistyczna, mroczna – zabarwiająca „dziwność” wielce niepokojącymi, bo pochodzącymi spoza normalnego spektrum, barwami.
O czym mówią autorzy opowiadań? O tym, że spoza dobrze znanej nam rzeczywistości może docierać do nas wołanie „z tamtej strony”. Wołanie to zazwyczaj niesie bardzo niewygodne prawdy, wyrzuca nas ze strefy komfortu i demaskuje prawdę o nas samych. Tak jest w „Margines poszerza się” Rafała Chojnackiego, „Raporcie w sprawie objawień przy ulicy Szeptów” Wojciecha Guni, czy w „Śniegu widmie” Dagmary Adwentowskiej. Pierwszą reakcją jest wyparcie, bagatelizowanie problemu wymuszone przez racjonalną tresurę nowoczesności – potem jednak, gdy hałaśliwe, „normalne” bodźce się wyciszają, nie ma już ucieczki. Świetnie pokazuje to jedno z moich opowiadań-faworytów – „Ktoś powinien coś z tym zrobić” Pawła Matei.
Dalszy ciąg na:
http://plejbekpisze.blogspot.com/2018/09/sny-umarych-polski-rocznik-weird.html