Dziecko w wieku przedszkolnym. Zabawne przygody odważnego ojca M.M. Cabicar 6,8

ocenił(a) na 85 lata temu Drogi Czytelniku! Jeśli masz dziecko albo dzieci, w dodatku w wieku przedszkolnym, pośmiejmy się razem przez łzy, przez gile strumieniem z nosa płynące, przez zakichane chusteczki, mając przed oczami wszystkie te problemy, których nie mieliśmy, zanim nasze najukochańsze pociechy pojawiły się na świecie…
A jeśli, Drogi Czytelniku, nie masz dzieci, to po pierwsze nie słuchaj kąśliwych uwag dzieciatych, że niby już czas, albo że jesteś egoistą (niewykluczone, że przemawia przez nich po prostu zazdrość),a po drugie nie obawiaj się sięgnąć po tę książkę! Ubawisz się doskonale – gwarantuję, choć bez wątpienia opisana w niej rzeczywistość wyda ci się nieco dziwna, a być może nawet zupełnie abstrakcyjna.
„Dziecko w wieku przedszkolnym” to zbiór niezwykle zabawnych opowiadań, publikowanych początkowo w Internecie jako anegdoty opowiadane przez ojca trzyletniej Wiki. To nie dziewczynka jednak, choć trzeba przyznać wyjątkowo urocza, jest główną bohaterką książki, a jej ojciec właśnie, czeski autor M. M. Cabicar, będący jednocześnie narratorem opowiadań. I to z jego perspektywy, perspektywy taty, poznajemy perypetie sympatycznej, trzyosobowej rodziny (bo jest jeszcze mama Viki),której sytuacja radykalnie zmienia się, odkąd pojawiło się dziecko, i która w momencie rozpoczęcia opowieści staje przed wyjątkowym (tak, tak, wyjątkowym!) wyzwaniem, jakim jest pójście dziecka do przedszkola. Ta perspektywa narratora jako rodzica – mężczyzny jest bardzo ciekawa, nie zdarza się przecież często w literaturze. Ba! Wydaje się, że w codziennych realiach roli taty poświęca się mniej uwagi, że ojcowie mają prawo czuć się nieco zagubieni, o czym z właściwym sobie humorem i ironią przekonuje Cabicar:
"Zrozumieć mnie może tylko inny mężczyzna. Facet, który od chwili, gdy okaże się, że jego żona jest w ciąży, czuje się jak totalny fajtłapa. Wokół niego zaczyna się dziać mnóstwo rzeczy, a on zazwyczaj nie ma najmniejszego pojęcia, jak powinien się zachować. To jest jak jazda na spłoszonym koniu, który niesie nas gdzieś w nieznane, a my nie potrafimy go zatrzymać. Możemy tylko próbować utrzymać się w siodle.
Wszystkie te lata cierpień, spychania w cień i dyskryminacji wypływają na placach zabaw, bo mamy nie rozmawiają z mężczyznami. Ich głównym tematem są bóle piersi lub spadek wagi po porodzie. Nawet w gabinetach ginekologicznych, w których mężczyzna towarzyszy żonie, nie jest traktowany równoprawnie. Kiedyś na Marię zstąpił Duch Święty i od tego czasu wszyscy mają wrażenie, że dzieje się to codziennie, bo mężczyzn nikt nie bierze pod uwagę. Po prostu otwierają się drzwi, wpychają wam w ramiona żonę, załamaną i płaczącą, a wy nie macie pojęcia, o co chodzi. A żeby mężczyzna w pełni odczuł, jak niepotrzebny jest w czasie porodu i jakie koszty ponosi szpital z powodu obecności takiego absolutnie zbytecznego niezdary, przysparzającego wszystkim dodatkowej pracy, ów przyszły ojciec musi za obecność przy porodzie swego dziecka zapłacić. Chociaż tak naprawdę wcale nie chce tam być. A skoro już o tym mowa – nie chce tam być również jego żona. Cóż ona by dała, żeby nie musieć tam iść".
Cała recenzja publikowana na: www.zabookowane.pl