Waleriusz. Sprawa Piotra Douglas Jackson 6,5
ocenił(a) na 17 lata temu W kolejnej z powieści o Waleriuszu Douglas Jackson wziął na warsztat najdawniejsze dzieje chrześcijaństwa. Tytułowy Piotr to przecież nikt inny, jak właśnie Szymon Piotr, opoka, na której Chrystus postanowił zbudować swój Kościół. Ten sam Piotr pojawia się w powieści jako przywódca gminy rzymskich chrześcijan, w tym małżonki cesarza Nerona, Poppei, która - jak dotąd mniemałem - związana była raczej z Żydami, nie zaś z chrześcijanami (inna rzecz, że w tamtym latach chrześcijan postrzegano jako żydowską sektę, taką jak saduceusze, faryzeusze czy esseńczycy). Autor uprawia powieściopisarstwo historyczne w duchu Dana Browna, a więc dyskredytujące chrześcijaństwo jako religię opartą, czy może ufundowaną na zafałszowanych, jeśli nie fałszywych wręcz przesłankach. Jako czytelnik popularnych (choć nie tylko) powieści historycznych i zarazem chrześcijanin (nie bezkrytyczny i nie pozbawiony mniejszych i większych wątpliwości) mógłbym to wszystko wybaczyć, bo przecież w ostatecznej instancji to tylko rozrywka, twórcy przysługuje licentia poetica, a kiepskie powieścidła Henryka Panasa i całkiem interesujące książki Zenona Kosidowskiego dawno już nauczyły mnie szacunku do myślących, czujących , wierzących inaczej. Nie wybaczę jednak literackiego bubla, beznadziejnego literaturopodobnego tworu, którego fabuła obfituje w pomysły tak banalne, że mogłyby się chyba zrodzić w głowie dziesięciolatka oczytanego w powieściach Walerego Przyborowskiego(są jeszcze tacy?) snującego sobie podobne historie przed zaśnięciem w miejsce liczenia baranów... Brak słów, które mogłyby wyrazić moje zażenowanie tą niesłychaną słabizną. Szkoda, bo poprzednia powieść z cyklu była całkiem dobra. Na koniec krótka uwaga: bywają krytycy wiary, Kościoła, chrześcijaństwa, których słuchać warto, a nawet trzeba. Bywają jednak i tacy, którzy sieją zamęt przy użyciu środków tak prymitywnych, że ani słuchać, ani czytać ich zwyczajnie nie wypada.